Kiedy obcięłam moje długie (prawie do bioder), bardzo grube i niesamowicie gęste włosy, ujawniły się geny taty. Miałam całą głowę w lokach, nie jakichś falach tylko kędziorach i "sprężynach”! Tak zaczęła się moja przygoda z prostowaniem włosów. Moja koleżanka, prostująca włosy codziennie, nie używająca żadnych odżywek ochronnych, już po miesiącu miała na głowie suche, szorstkie, wyblakłe "siano". Nie chciałam mieć czegoś takiego na głowie, więc kupiłam mleczko wygładzające i ochronne Fructisa.
Produkt ma pojemność zwykłego szamponu - 200 ml. Opakowanie z pompką jest typowe dla Fructisów - soczyście zielone. Pod światło widać ile jeszcze zostało kosmetyku. Z tyłu opakowania widnieje instrukcja używania produktu. I tu niespodzianka, jeżeli użyjemy mleczka, tak jak radzi producent, czyli rozsmarowując na ręce i wcierając we włosy, to jedynym efektem będzie zniknięcie puszenia się włosów. Natomiast jeśli naniesiemy kosmetyk prosto na szczotkę i "wczeszemy we włosy", włosy wyprostują się.
Niestety, zabieg też bardzo obciąża, więc ja mieszam to mleczko z innym produktem Fructisa - kremem wygładzająco-odżywiającym i taką mieszankę wcieram we włosy. Jest to moja "tarcza" ochraniająca przed prostownicą (mam ceramiczną, ale nawet taka niszczy włosy).
Konsystencja jest ok, nie za tłusta, dobrze rozprowadza się na włosach. Zapach - cudownie świeży i owocowy, taki jak u wszystkich Fructisów.
Odejmuje punkt za działanie przez tą instrukcję z tyłu (pokazana tam metoda nie jest skuteczna) i lekkie obciążanie. Myślę jednak, że to mleczko jest warte swojej ceny.
Producent | Garnier |
---|---|
Kategoria | Pielęgnacja włosów |
Rodzaj | Preparaty do stylizacji: mleczka |
Przybliżona cena | 18.00 PLN |