Omijamy tanie półki, nie dowierzając jakości za 5 zł. Ja też grzeszę czasem snobizmem, mogę się tu uderzyć w klatkę... Ostatnio w poszukiwaniu jednego pięknego odcienia fioletu przegrzebałam, przeryłam jak świnka w poszukiwaniu trufli, chyba wszystkie standy wszystkich marek, od najdroższych do najtańszych. Nie znalazłam, niestety. Na półce Miss Sporty (nie wierzę, że to piszę) znalazłam za to inne, cudowne cienie. Nie był to mój poszukiwany odcień szaro-lawendowy, ale co najmniej równie intrygujący.
Cienie są raczej matowe, ale nie płaskie. Mam dwa odcienie: szarawo-beżowy, ze złotawym połyskiem (Flirty) i fioletowy, złamany szarością, z połyskiem lekko purpurowym (Desire). I raczej na tych dwóch egzemplarzach się nie skończy.
Cienie są twarde, co jest zaletą, bo nie pozwoli na nadmierne nabieranie kosmetyku, który potem opada na policzki i dolną powiekę (!). Nabiera się go oszczędnie i potem dokładnie rozciera na właściwym miejscu. Na właściwym miejscu, a nie na powiekach i dookoła.
Opakowanie na szczęście nie razi mojego wiekowego jak na tę markę spojrzenia wesołą, młodzieżową kolorystyką. Jest przejrzyste, kobaltowo-granatowe, z przezroczystą przykrywką, funkcjonalne, lekkie, trwałe - znosi upadki bez uszczerbku. Zapach cieni jest delikatny, podczas nakładania niewyczuwalny.
Producent nie dołącza aplikatora ani lusterka, co jest zupełnie dobrym wyjściem. W końcu rzadko musimy malować oczy poza domem, rzadko zdarza się, abyśmy nie miały szuflad i tak już wypchanych (nieużywanymi!) aplikatorami, a cienie nakładamy takim pędzelkiem, jaki nam najbardziej odpowiada. Sama nie noszę ze sobą ani cieni, ani podkładu, ani lakieru i nie uważam, aby którykolwiek z tych produktów musiał być dostosowany do noszenia w torebce codziennie. Cienie, podobnie jak podkład, mają być na twarzy, a lakier na paznokciach, nie w torebce. Jeśli nie są - i żadna strategia nie pomaga - to są złej jakości i ich miejsce jest w koszu. Szkoda czasu na poprawianie makijażu przez cały dzień.
Cienie trzymają się doskonale, nie wałkują, ani nie tworzą efektu zalepionego, zasypanego grubą warstwą kosmetyku oka, którego nienawidzę. Kolory mają trafione - naturalne, ale niebanalne, doskonale wyważone w kwestii perła/mat: raczej matowe, ale z pewną ilością mikroskopijnych rozświetlających drobinek. Elegancja stosowna do przedziału wiekowego 25 i więcej (mam odpowiedzialną pracę, która wymaga ode mnie znakomitego stonowanego, ale nie nudnego makijażu), niż dla szalonych nastolatek, eksperymentujących z szalonymi kolorami w szalonych miejscach.
Można je nakładać na sucho (efekt makijażu codziennego) oraz na mokro - ciemniejsze będą wtedy tak wyraziste, że można nawet użyć ich jako eyelinera, w fascynującym, nie-czarnym kolorze. Świetnie łączą się z innymi kosmetykami - bazą pod oczy, korektorem, pigmentami czy cieniami opalizującymi, dając fantastyczne możliwości.
Dla mnie bomba.
Producent | Miss Sporty |
---|---|
Kategoria | Oczy |
Rodzaj | Cienie w kamieniu |
Przybliżona cena | 6.00 PLN |