Zdecydowałam się na ten tusz, bo szczerze mówiąc chwilowo nie miałam pomysłu na nic ciekawszego. Dodatkowo do zakupu zachęciły mnie bardzo pozytywne doświadczenia z jego różowym bratem bliźniakiem. Niestety Volumetrix Ultrablack wypada najwyżej przeciętnie.
W ramach aplikatora zastosowano w nim grzebyk z potrójnym rzędem ząbków. Taka konstrukcja bardzo dobrze rozprowadza tusz, rewelacyjnie rozdziela rzęsy, jednak to nie wystarcza do pełnego zadowolenia. Konsystencji tuszu brakuje nieco kremowości – rozprowadza się dość topornie, nie gładko, ale jakby z przerwami, zwłaszcza przy 2 – 3 warstwie, która niestety jest konieczna, aby uzyskać ładny, wyrazisty, choć jeszcze nie teatralny efekt. Co więcej, tusz łatwo się kruszy a już niewielka łezka wystarcza by zaczął płynąć.
Obiecywana większa ilość czarnego pigmentu niestety nie jest zauważalna gołym okiem a czerń wcale nie jest bardziej czarna niż w przypadku innych maskar, czy chociażby podstawowej wersji Volumetrix.
Ze zmywaniem, nawet zwykłym, delikatnym mleczkiem – jak łatwo się domyślić - nie ma najmniejszego problemu, ale nawet przy demakijażu wacik nie jest bardziej czarny niż zwykle.
Z przykrością, tej wersji nie polecam.