Jestem wielką fanką lakierów Wibo, ale przyznam, że do tej pory nie zachwycał mnie dobór kolorów – wśród nich ciężko było znaleźć coś „modnego” i nowoczesnego. Zmieniło się to wraz z kolekcją Trend Edition, w której każdy kolor to ideał – marzę, aby mieć je wszystkie!
Lakiery mieszczą się w kwadratowych buteleczkach (7 ml) z dużą zakrętką i dość przeciętnym, ale precyzyjnym pędzelkiem. O ile się nie mylę, nie ma kolorów perłowych, czy drobinkowych i w wygodny sposób podzielono je na „kolekcje” kolorystyczne: be neutral, wild thing, back to nature, retro style, pure beauty i jeans club. Wybór jest ogromny, ale w szafie z kolorami łatwo się odnaleźć. Ja w pierwszej turze wybrałam intensywny błękit z serii wild thing i „strażacką” czerwień z pure beauty, ale wiem, że to nie będą ostatnie.
Maluje się nimi wprost bajecznie, bez smug i prześwitów. Kolory są mocno nasycone i już jedna warstwa daje pełny kolor, ja jednak dla większej trwałości zawsze nakładam dwie. Lakier nie gęstnieje i ma świetną konsystencję. Bez baz, czy top coatu, a także bez stosowania rękawiczek podczas prac domowych wytrzymuje około 3 dni, potem zaczyna ścierać się na brzegach. To naprawdę dobry wynik, biorąc pod uwagę moje nieostrożne traktowanie paznokci. Zmywa się bez zarzutu i bez rozlewania pod paznokieć, nie zostaje pod skórkami i nie przebarwia paznokci.
Jednym słowem – rewelacja. Gorąco polecam!