Z podkładem jest jak z oglądaniem telewizji - kiedy raz zrezygnujesz, właściwie nie ma powrotu. Od dawna przeszkadzał mi nienaturalny wygląd skóry pokrytej make-up'em, ale usiłowałam po prostu znaleźć lepszy odcień. Błąd. Moja przyjaciółka kupiła sobie puder brązujący, a ja patrzyłam z przerażeniem, jak nabiera terakotową substancję na pędzel i traktuje tym twarz. Ku mojemu zaskoczeniu nie wyglądała jak córka wodza plemienia, tylko tak, jak ja zawsze chciałam: lekko muśnięta opalenizną buzia bez maskowatej powłoki.
Na szczęście nie mam problemów z cerą, które wymagałyby akcji specjalnych, czytaj korektora, silnego kompaktu czy pudru w kremie. Wystarczy muśnięcie pudrem brązującym i już jestem gotowa do wielkiego czy małego wyjścia. Mam ponadto wrażenie, że odkąd nakładam mniej kosmetyków na twarz, moja cera jeszcze się poprawiła i "niespodzianki" pojawiają się rzadziej.
Puder Pupy (15 g w opakowaniu) ma dobry odcień i - co bardzo ważne - dobrą konsystencję. Nie doszukałam się tej informacji na opakowaniu, ale jest bardzo twardy i zachowuje się jak wypiekany. To bardzo ważne, jeśli jesteś początkująca - szukaj takich. Lekkie dotknięcie pędzla nabierze tylko odrobinę pudru i nie przesadzisz z ilością na twarzy. Właśnie, pędzla. Cudownie jest, gdy producent dołącza pędzel do takiego kosmetyku, a nie gąbkę czy puszek. Puder brązujący nakłada się tylko szerokim pędzlem!!! I dobrze, jeśli nie tylko pędzel dodany jest do kosmetyku, ale i opakowanie zaprojektowane tak, żeby dało się go nosić razem. Dotychczas spotkałam tylko dwóch producentów, którzy to rozumieją, Pupa do nich nie należy. Szkoda. Wiem, można nosić pędzel oddzielnie, ale w przypadku kosmetyku, który jest przeznaczony do używania poza domem jest to bardzo niepraktyczne. Pędzel to rzecz delikatna i łatwo połamać lub osłabić włoski, a grzebanie w torebkę w poszukiwaniu kolejnych akcesoriów jest bez sensu.
Technika nakładania jest nieco inna niż przy normalnym pudrze: najpierw omiatamy pędzlem kości policzkowe, skronie, brodę. Potem - jeśli chcemy - możemy dodać koloru innym miejscom. Nabieramy pudru raz, dwa, najwyżej trzy, na twarzy powinna się pojawić słoneczna opalenizna. No i nie zapominamy o szyi czy dekolcie! W związku z tym, że używamy go oszczędnie wystarcza na długo. Ja używam swojego od niemal roku i wystarczy go jeszcze na drugie tyle. Nie kamienieje, nie zlepia, na powierzchni nie pojawiają się plamy z kremu.
Zapach delikatny, nienachalny, ulatnia się natychmiast po nałożeniu. Zawiera drobinki, bardzo, bardzo subtelne, które rozświetlają twarz, szczęśliwie bez efektu dyskotekowego.
Opakowanie stabilne, wytrzymało parę upadków - uwaga, puder również, nadal jest w jednym kawałku! Co też nasuwa moje podejrzenia o wypiekanie. Niestety, nie wytrzymało zamknięcie - niedobrze. No i zasadniczo nie podoba mi się ono. Niby nie bardzo jest mu co zarzucić - proste, srebrne z wyrazistym, ale dyskretnym logo. Srebrny matowy plastik wygląda mało szlachetnie. Pupa potrafi robić ładniejsze opakowania.
Ogólnie: kosmetyk bardzo dobry, opakowanie słabe. Duży minus za brak pędzla.
Producent | Pupa |
---|---|
Kategoria | Twarz |
Rodzaj | Pudry brązujące |
Przybliżona cena | 75.00 PLN |