W kwestii poprawiania kolorytu skóry zawsze preferowałam samoopalacze i kremy brązujące, jednak jeden, dość przypadkowy zakup pudru brązującego nieco zmienił mój pogląd na sprawę. Teraz trudno mi sobie wyobrazić mój makijaż bez pociągnięcia kości policzkowych takim specyfikiem. Z drugiej strony są dni, kiedy chcę być blada – a samoopalacz nie schodzi niestety z dnia na dzień. To jednak nie wszystko – nauczona doświadczeniem, że puder brązujący jest niemal „wieczny”, można go używać długo i namiętnie a śladu zużycia prawie nie widać – nie straszne mi są już nieco droższe nabytki. Tak „usprawiedliwiam” zakup wcale nie taniego pudru słonecznego Yria.

Zawsze miałam słabość do pięknych opakowań kosmetyków z tej serii, a puder słoneczny mieści się w nieco innej, jeszcze bardziej urokliwej, złoto-miedzianej, płaskiej, ale całkiem sporej kasetce. Jej wieczko zdobi ornament przypominający drzewo (z liśćmi miłorzębu japońskiego, którego ekstrakt jest obecny w kosmetyku), natomiast krawędzie są złote z rysunkiem malutkich listków. Wewnątrz kryje się pokaźnej wielkości lusterko (5,5 x 9 cm), jest też przegródka z płaskim pędzelkiem z miękkiego, naturalnego włosia oraz wreszcie sam puder (8,5 g).

Puder jest dwukolorowy. Jego większa część (około 2/3), ozdobiona roślinnym ornamentem jest jasna, wygląda jak „zwyczajny” puder, jednak zawiera w sobie mnóstwo delikatnych, rozświetlających drobinek – producent określa go, chyba trochę na wyrost, jako karmelowy. Kolor mniejszej, z napisem „Yria”, wpada w brzoskwinię, na skórze staje się złoty – to właśnie ta część gra główną rolę w przyciemnianiu skóry. Może nie brzmi to zachęcająco, w dodatku jest to jedyna opcja kolorystyczna oferowana przez YR, jednak na skórze spisuje się zaskakująco dobrze. Muszę podkreślić, że na skórze w środkowoeuropejskim typie kolorystycznym, czyli bardzo jasnej/jasnej – na ciemniejszej efekt brązujący będzie słabo widoczny, chociaż zostaje jeszcze rozświetlenie...

Na cerze, szczególnie jasnej a zatem wrażliwej na wszelkie „nienaturalności” kolorystyczne ten puder wygląda akurat bardzo naturalnie – brzoskwinia robi się złota a nie marchewkowa, jak możnaby przypuszczać. Za jego pomocą można zrobić co najmniej cztery fajne rzeczy. Ja najchętniej używam go po prostu jak zwyczajnego różu – na duży pędzel nabieram obu odcieni, z przewagą ciemniejszego i podkreślam kości policzkowe. Gdy mam ochotę na więcej opalonych akcentów – dodaję do tego czoło i brodę. W wersji „maksymalnej” strefę T, dla rozświetlenia, traktuję dodatkowo jaśniejszym odcieniem. Są też dni, kiedy całkowicie rezygnuję z odcienia ciemniejszego – jaśniejszym „rzucam światło” na skronie i policzki.

Sam puder sprawia wrażenie miękkiego i aksamitnego, nie jest mocno prasowany. Zawiera ekstrakt z Ginko biloba, działający jako antyoksydant i przeciwdziałający starzeniu skóry. Przy okazji nie wysusza i nie uwydatnia suchych skórek, jednak matowania też nie należy się po nim spodziewać. Dzięki dobrej konsystencji, rozprowadza się łatwo i równomiernie – pod warunkiem, że użyjemy dużego pędzla. Mały, dołączony do kasetki sprawdza się jedynie jako akcesorium turystyczne lub torebkowe, lub gdy puder stosowany jest w charakterze różu, czyli tylko na kości policzkowe.

Trwałość – zaskoczyła mnie. Mam głupi zwyczaj podpierania policzków i skroni przy pracy z komputerem – puder wytrzymuje całodzienną sesję takiego podpierania, nawet większość drobinek pozostaje na swoim miejscu (nakładam go na lekki podkład lub „gołą” skórę).

Trzeba zaznaczyć także, że kosmetyk ten jest perfumowany. Zapach przypomina bułgarską różę, jednak nie jest tak intensywny, czy długo wyczuwalny na twarzy jak w klasycznej wersji pudru Yria.

Ogólnie jestem bardzo zadowolona z tego kosmetyku, zwłaszcza, że trafiłam na 50 % zniżkę. Polecam!

Skład: talc, hydrogenated polydecene, zinc stearate, methylparaben, tocopheryl acetate, propylparaben, parfum, Ginko biloba extract, limonene, linalool, hydroxycitronellal, mica, cl 77491, cl 77492, cl 77499, cl 77891.

5.00

Ocena na postawie 3 opinii Zobacz opinie

Oceń produkt Dodałeś już ocenę