Doktor House jest seksi?
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuWidzieliście chociaż jeden odcinek Doktora House'a? Z całą pewnością tak. Okazuje się, że serial, emitowany od kilku lat, osiągnął oglądalność porównywalną ze słynnym Skazanym na śmierć. I w równym stopniu zniewolił serca męskiej i damskiej publiczności. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, by przekonać się, gdzie tkwi źródło jego popularności.
Widzieliście chociaż jeden odcinek Doktora House'a? Z całą pewnością tak. Okazuje się, że serial, emitowany od kilku lat, osiągnął oglądalność porównywalną ze słynnym Skazanym na śmierć (Prison Break). I w równym stopniu zniewolił serca męskiej i damskiej publiczności. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, by przekonać się, gdzie tkwi źródło popularności dwóch braci – przystojniaków: Lincolna Burrowsa i Michaela Scofielda, zamkniętych w wiezieniu stanowym Fox River. Wyprężone muskuły, krótko przystrzyżone włosy – tacy mężczyźni na pewno kobietom się podobają. Ale nieokrzesany doktor House?
Na początku kilka słów o naszym bohaterze. Doktor Gregory House (w tej roli brytyjski aktor Hugh Laurie) pracuje jako diagnosta w Szpitalu Klinicznym Princeton – Plainsboro w New Jersey, kierując zespołem kilkunastu lekarzy, m.in. onkologów, endokrynologów, neurologów i internistów. Jego wiedza i doświadczenie pozwalają mu rozwikłać najbardziej skomplikowane przypadki chorób. Ale nie to jest w Housie najcenniejsze. Chodzi przede wszystkim o to, jaki w kontaktach z lekarzami i pacjentami jest ten bohater. Bo do aniołka mu bardzo daleko. Gregory House to gbur, czasami prymityw (choć inteligentny), z niewydarzonym językiem i brakiem taktu (dodajmy: chodzi o lasce i jest uzależniony od leku przeciwbólowego). Z całą pewnością w prawdziwym szpitalu taka osoba długo miejsca nie zagrzeje (patrz: amerykańska poprawność polityczna). Skąd więc jego seksapil?
Jedna z forumowiczek pisze, że House podobny jest do jej chłopaka – mężczyzny inteligentnego, ale i bezpośredniego. Inna kobieta pisze, że uwielbia House'a, bo jest barwny, wredny i ma wisielcze poczucie humoru. Na inną internautkę doktor Gregory działa jak narkotyk: kiedy zobaczy go na ekranie, automatycznie wraca jej humor (równie elektryzujący okazuje się doktor Štrosmajer ze Szpitala na peryferiach).
A więc takich mężczyzn kobiety naprawdę pragną? Może to prawda, że największą popularnością cieszą się "niegrzeczni chłopcy", których najlepiej ogląda się na ekranie telewizora, a w „realu” omija się z daleka albo wchodzi w relacje wyłącznie na jeden moment? To oczywiste, że seriale nijak mają się do rzeczywistości (bo chodzi w nich o to, by od rzeczywistości nas oderwać), więc możemy być pewni, że takiego House'a nigdy w szpitalu nie spotkamy. Na szczęście!
Doktor House to wyjątkowy przypadek, bo, co do jakości produkcji, zgodni są zarówno widzowie jak i krytycy filmowi. Warto wiedzieć, że serial był pokazywany w ponad 60 krajach oraz otrzymał kilka znaczących nagród (przede wszystkim Peabody Award, dwa Złote Globy i trzy Emmy). Krytycy uważają, że jest to najlepszy dramat medyczny od czasów Ostrego dyżuru. Ale z tą opinią trudno się zgodzić, bo w Ostrym dyżurze mieliśmy do czynienia z sytuacjami, jakie dość często mają miejsce w szpitalu, a po obejrzeniu House'a ma się wrażenie, że współczesnych pacjentów dopadają wyłącznie ekstremalne, niepokojące i rzadko opisane przypadki chorób. W przeciwieństwie do Ostrego dyżuru Doktora House'a… trzeba oglądać z encyklopedią medyczną. Chyba, że fascynują nas dziwnie brzmiące nazwy, dzięki którym czujemy się mądrzejsi.
Bądźmy szczerzy: niektóre dialogi, szczególnie z udziałem House'a, są nie do strawienia. Ilość wrednych powiedzonek, złośliwych dowcipów i docinków czyni z House'a postać na wskroś nieautentyczną. Tych jego uwag jest po prostu za dużo. Mój ulubiony Joey Tribbiani z Przyjaciół jest bardziej naturalny niż pan House.
Popularność House'a wyjaśnić może zdanie zaczerpnięte z Wikipedii: Postać łączy wiele cech z Sherlockiem Holmesem, obu charakteryzuje genialność, zamiłowanie do muzyki, lekomania, powściągliwość i ogólna aspołeczność. Oto bohater naszych czasów – inteligentny gbur i samotnik, z którym lubimy obcować na odległość, ciesząc się, że taki geniusz żyje wśród nas, ale… czy chcielibyśmy, by (mimo swego geniuszu) opiekował się nami w szpitalu?
Socjologowie lub psycholodzy mogliby wiele powiedzieć o nas — wielbicielach zgryźliwego doktora House'a. Stajemy się coraz bardziej aspołeczni, izolujemy się w czterech ścianach naszych domów, a zamiast spotykać się z ludźmi, korzystamy z internetu. Może i chcielibyśmy być tacy jak doktor House? Może i kobietom podobają się tacy mężczyźnmi… Pozostaje tylko odpowiedź na pytanie: dokąd nas to wszystko zaprowadzi?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze