Fura, skóra i smartfon
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuSkutki wprowadzenia technologii mobilnych widoczne są już dziś. Mówimy do siebie coraz mniej, bo portale społecznościowe stają się atrapą prawdziwego życia. Strony internetowe i SMS-y redukują przekaz. Smartfony wzmocnią jeszcze ten trend. Czy grozi nam całkowity upadek więzi społecznej?
Jeszcze w latach osiemdziesiątych trudno było sobie wyobrazić, jaką głęboką zmianą było powszechne wprowadzenie telefonów stacjonarnych. Możliwość skontaktowania się z drugą osobą, bezpośrednio i w czasie rzeczywistym zrewolucjonizowała komunikację międzyludzką.
Telefon działał na wyobraźnię, stawał się przedłużeniem miłosnych listów i możliwością schadzki, no może nie do końca zrealizowanej, ale przecież istnieją i sekstelefony, a praktyka pokazuje, że również osoby niezajmujące się zawodowo sekstelefonami mają wiele inwencji w tej dziedzinie, o czym można się przekonać z byle raportu.
Kiedy pojawiła się telefonia mobilna, okazało się, że jesteśmy podłączeni do siebie telefonami jak smyczami. I w większości przypadków nie wyobrażamy sobie życia bez telefonów komórkowych równie dalece, jak większość ludzi nie jest w stanie wyobrazić sobie życia bez połączeń telefonicznych w ogóle.
Jakiś czas temu jeden z tabloidów zadzwonił do pewnej posłanki, przedstawiając się jako dystrybutor telefonów komórkowych, a w zamian za kryptoreklamę (była to posłanka z kategorii medialnych) miała otrzymać luksusowy aparat telefoniczny. Oczywiście telefonu nie otrzymała, pazerną kretynkę z siebie zrobiła przed całą Polską, a tabloid miał okładkowego newsa.
Pomyślmy, jak wielkim pożądaniem cieszą się telefony komórkowe w kręgach władzy, to cóż dopiero powiedzieć o nas – szarych obywatelach? I nie był to żaden wybitnie drogi telefon jak kosztujący milion euro luksusowy GoldVish. Za tyle można by prawdopodobnie kupić niewielkie koło poselskie.
Maciej Stuhr w swoim doskonałym skeczu pokazuje różnice pomiędzy rozmową przez telefon komórkowy toczoną przez kobietę i mężczyznę. Oczywiście rozmowa kobiety była dużo dłuższa. Ale to jedynie kabaretowe stereotypy. Każdy wypracowuje swój własny styl rozmowy.
Sprzedawca w kiosku, w którym kupuję, potrafi obsłużyć klienta podając mu towar, odbierając pieniądze i wydając resztę, bez przerywania rozmowy i to bez względu na to, jakich manipulacji przy półkach i zapleczu wymaga zamówienie. Nie budziłoby to mojego zdziwienia, bo gadamy w końcu wszyscy, gdyby nie fakt, że rozmawia przez telefon za każdym razem, kiedy przychodzę do kiosku. Obserwując sprzedawcę przestałem się dziwić Japończykom, którzy podobno dorobili się już specyficznych zwyrodnień palców od pisania SMS-ów.
My Polacy też komórki kochamy i to tak bardzo, że już dawno wyparły one zegarki i rowery z pierwszych miejsc listy żelaznych komunijnych prezentów, rywalizują też z pozostałymi hitami ostatnich lat, czyli komputerem (coraz częściej laptopem lub notebookiem) i aparatem cyfrowym.
Telefony służbowe i promocyjne aparaty zakończyły czasy komórki jako ekskluzywnego wyznacznika statusu. Owszem komórki kradnie się do dziś, ale szału już nie ma. W końcu to nie pierwsza połowa lat dziewięćdziesiątych, kiedy „krojenie” komórek było głównym źródłem zarobku całych grup, a „fura, skóra i komóra” stały się elementami image’u tyleż wyśmiewanymi, co budzącymi dość powszechne pożądanie.
Dziś komórka to nie przedmiot luksusowy, ale użytkowy i jak wszystko co powszechne i stałe w nieodwracalny sposób zmienia nasze życie. Przede wszystkim w parze. Otóż już zawsze będzie można „złapać” naszą drugą połowę. Oczywiście może ona nie odbierać lub po prostu nie mieć komórki przy sobie, mieć ją rozładowaną, wyłączoną albo jechać akurat koleją transalpejską. Ale z tego co widziałem żadna, nawet najgorsza katastrofa nie musi stanowić wytłumaczenia dla męża, który miał wyłączoną komórkę akurat wtedy, gdy połowica postanowiła go „sprawdzić”. Powrót do domu i tłumaczenie się z niewydolności sieci komórkowej – to problem przynajmniej kilku z moich znajomych – a w przypadku niektórych nie ma w tym nawet ich winy!
Stałym dodatkiem do awantur o niewłączoną komórkę jest sprawdzanie zapisanych w komórce partnera SMS-ów (to z kolei pociąga za sobą kontrolę e-maili itd.). Dawniej zazdrośnicy kontrolowali korespondencję lub rozmowy przez telefony stacjonarne. Ale nowe czasy umożliwiają bardziej globalną kontrolę. Perfekcjoniści i perfekcjonistki potrafią na podstawie wyciągu z konta bankowego, listy połączeń i SMS-ów w telefonie oraz poczty elektronicznej ułożyć dokładny rozkład dnia swego partnera.
Ta inwigilacja jest możliwa głównie dlatego, że w naszym telefonie znajdują się naprawdę ważne informacje, od osobistych wiadomości poczynając, a na numerach kont i danych firmowych kończąc. W USA sukcesy święci firma, która zapewnia swym klientom nie tylko stały dostęp do ich poczty (tak zwany push e-mail), ale również, a być może przede wszystkim kodowanie danych i możliwość zdalnego ich usunięcia. Mam jednak przygnębiające wrażenie, że nowoczesna technologia nie jest w stanie powstrzymać zazdrosnego partnera od dokładnego sprawdzenia „jak, gdzie, z kim i kiedy”. Bo skoro zazdrośnika nic nie powstrzyma, to jak mogłaby to zrobić technologia?
Komórki – tanie, drogie, używane od święta i na co dzień, w pracy i w domu – to norma. Czasem dobrze być podpiętym do sieci gadułą, czasem dobrze się wyłączyć. Ale warto zwracać uwagę, skąd wiatr wieje – a powiewy mówią nam, że niedługo komunikowanie się ulegnie zmianie. Nasze telefony zmieniają się w centra informacyjno-biznesowe, dzięki którym można coraz skuteczniej przeglądać sieć czy prowadzić firmę. Oczywiście wszyscy mogliby stwierdzić: a cóż w tym dziwnego? W końcu już dzisiaj można to robić. Właściwie nic dziwnego – technika idzie do przodu i zawsze tak było, ale niedługo wejdziemy w rzeczywistość jak z filmów fantastycznych, w których technologie przyszłości są reprezentowane przez małe przenośne komputerki, bez których bohaterowie tychże filmów nie potrafią zrobić właściwie niczego. I dokładnie tak będzie ze smartfonami – czyli, jeśli ktoś jeszcze się nie zorientował, podręcznymi komputerami (i to niejednokrotnie o dość sporych możliwościach obliczeniowych) z możliwością dzwonienia i używania bezprzewodowego Internetu.
Otóż już niedługo – gdy wymrze pokolenie, które nie jest w stanie podłączyć się do sieci (a to czy się do niego należy czy nie, nie ma nic wspólnego z wiekiem – widziałem osiemdziesięciolatków genialnie radzących sobie z nowymi technologiami informacyjnymi) komunikacja ulegnie zmianie, którą już dzisiaj ogłaszają analitycy rynkowi. Dla grających na giełdzie – proszę zwracać uwagę na notowania spółek produkujących smartfony – czyli coś pośredniego pomiędzy mini-komputerem a telefonem komórkowym, spełnienie marzeń o urządzeniu łączącym odtwarzacze multimedialne, konsole do gier, podręczne tablety do przeglądania Internetu, wideotelefony i właściwie każdy gadżet elektroniczny, który nam przyjdzie do głowy.
Skoro już jestem w nastroju do wieszczenia, to mogę się pokusić o ewentualne skutki wprowadzenia technologii mobilnych. Będziemy mówić do siebie jeszcze mniej niż teraz. Namiastki kontaktów międzyludzkich, takie jak portale społecznościowe staną się atrapą prawdziwego życia (dla wielu już dzisiaj są), tak jak telewizor zastępuje większości z nas życie kulturalne, a nawet duchowe. Luminarze kultury narzekają na upadek gustów? To dopiero początek. Program telewizyjny i Internet redukują przekaz. Zobaczycie, jak kretyńskie staną się z czasem programy i strony oglądane na smartfonach – mniejszy ekran powoduje, że przekaz musi być bardziej symboliczny, mniej tekstu, mniej myślenia, mniej rozumienia o co chodzi. Już dzisiaj coraz więcej ludzi zamyka swe myśli w SMS-ach. Smartfony jeszcze bardziej wzmocnią ten trend – z jednej strony można pisać więcej, ale z drugiej komu się chce, skoro wystarczy wklepać kilka słów (lub powiedzieć – już dziś rozpoznawanie mowy to standard)? Tak będzie. Wieszczę więc całkowity upadek więzi społecznej. Uff… Nie żebym jakoś chciał z tym walczyć. W przyszłym miesiącu kupuję smartfona.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze