Jak dokuczyć sąsiadowi zgodnie z prawem?
EWA ORACZ • dawno temu • 1 komentarzKupiliśmy połowę 90-letniego poniemieckiego domu na skraju miasteczka. Z ogródkiem, widokiem. Sielska okolica. Przyodziałam się zatem w błogi, acz głupkowaty i naiwny uśmiech i oczekiwałam pierworodnego głaszcząc się po brzuchu. Pod moim remontowanym przyszłym gniazdkiem miłości mieszkali od 50 lat słodcy staruszkowie. Niestety, sielanka istniała tylko w mojej głowie odurzonej ciążowymi hormonami!
Kupiliśmy połowę 90-letniego poniemieckiego domu na skraju miasteczka. Z ogródkiem, widokiem na miasteczko, bo domek na górce. Sielska okolica, bo jeszcze nie wykupione łąki, a z okna widokówki mogę trzaskać cyfrówką. Przyodziałam się zatem w błogi, acz głupkowaty i naiwny uśmiech i oczekiwałam pierworodnego głaszcząc się po brzuchu.
Pod moim remontowanym przyszłym gniazdkiem miłości mieszkali od 50 lat słodcy staruszkowie. Urokliwi tak samo jak domek, wiek zresztą w podobnym przedziale. Cieszyłam się przyszywanymi dziadkami i malowałam w myślach tandetny obrazek, jak to siedzimy razem na ławeczce pod domem, oni wspominają stare dzieje, a maleństwo śpi w wózku. To przecież małe miasteczko, tu ludzie żyją spokojniej, nieśpiesznie. Tu wszyscy się znają z nazwiska (co najmniej), a urzędnicy są uprzejmi.
Dziadki uśmiechnięci z bystrymi umysłami i brakiem jakichkolwiek śladów uwiądu starczego. Szczególnie Ona, dowcipna i złośliwa. Piękna para, całe życie ciężko pracowali, zresztą do dzisiaj uprawiają kawał ziemi wokół domu i mają jeszcze pole niedaleko. Może to sposób na długowieczność, praca na świeżym powietrzu i proste jedzenie?
Jak się zapewne nietrudno domyślić, bo ciąg dalszy jest przewidywalny, sielanka istniała tylko w mojej głowie odurzonej ciążowymi hormonami. Nie pamiętam, od czego się zaczęło. Czy od gadania, że dałam łapówkę geodecie, który wyznaczał część wspólną i ogródki, czy też od wyłudzenia pieniędzy za zalanie, które było z pionu głównego, a jest on częścią wspólną. Sama jestem sobie winna, nie wolno dawać nikomu pieniędzy do ręki bez pokwitowania, nawet słodkiej staruszce. Na drugi dzień po ustawieniu palików przez geodetę, na części ogrodzenia zaraz koło palika, została namalowana gruba czerwona kreska olejną farbą, Dziadki nie bawią się w subtelności. Ostentacyjne trzepanie dywaników, gdy jestem w ogródku to codzienność. Gadanie pod nosem tak, żebym słyszała: „Brudasy!”.
Nie bardzo wiedziałam co robić, ktoś mi podmienił staruszków. Pomyślałam, spróbuję pogadać. Poszłam za Babką do ogródka, zagaiłam, że może ławeczkę tu postawimy, tu ładne słoneczko, bo to część wspólna, swoją drogą ogrodzona przez nich siatką od połowy domu. „Postaw sobie na swoim”. Dużo słów padło wtedy, same soczyste, zapowiedziała, że jak coś posadzę wokół domu, to ona to wyrwie, że ona sama kładła ten chodnik i mam po nim nie chodzić.
Niedługo po tym dowiedziałam się, że mieszkanie było bardzo długo wystawione na sprzedaż, ale nikt nie chciał kupić, bo wszyscy znają Moich Staruszków. Tak to jest, jak się wraca po kilkunastu latach na rodzinną prowincję i nic nie wie. Co jakiś czas docierały do mnie informacje, kto zastanawiał się nad kupnem, a potem rezygnował.
Dużo zdrowia mnie kosztowały wszystkie spięcia z Babcią. Potrafiła wystawić wózek dla dziecka na dwór i wstawić swój, również dziecięcy z lat 50-tych chyba, wypełniony jabłkami, argumentując, że nie ma miejsca. Wzywanie policji i dzielnicowego też zaliczyliśmy. Wszędzie, gdzie szukałam pomocy, słyszałam jedno. Muszę założyć sprawę cywilną. Jak mam założyć sprawę 90-latkom? Toż to śmiech na sali sądowej. Z drugiej strony, dlaczego mam nie mieć dostępu do części wspólnej? Babcia śmieje mi się w twarz „nic mi nie zrobisz, milicja też mi nic nie zrobi, mandatu nie zapłacę, a do więzienia mnie nie wsadzą, bo za stara jestem”. I ma rację. To samo mówi policjant, dzielnicowy i straż miejska. Staruszkowie są w naszym kraju bezkarni. I zamierzam z tego skorzystać, jeśli dane mi będzie dożyć takiego wieku.
Znajduję garść ślimaków na grządce. Nie złapałam za rękę. Przesuwa mój śmietnik, bo według niej fundamenty od niego pękają. Ustawiają wiadra z popiołem i drewnem na schodach do nas, uniemożliwiając zejście po nich. Dodam, że była wtedy zima, niezrobione jeszcze światło na klatce schodowej. Narzeczony, wcześnie rano idąc do pracy, tylko dlatego nie spadł ze schodów, bo oświetlał sobie drogę komórką. Strasznie dużo się tych historii zbiera.
Po serii histerycznych reakcji i dzikich awantur, odpuszczam. Dochodzę do wniosku, że szkoda mojej energii na nich. Zaczyna mnie to bawić. Widzę w zachowaniu starszej pani regułę. Dopóki ma co robić, nie wymyśla nic nowego. Tego się trzymam. Jeździmy śmietnikiem. Jak wychodzę na spacer, ustawiam go na miejsce, jak wracam również, bo oczywiście jest przestawiony. I tak trwa to ze dwa miesiące, jest względny spokój, poza plotkami, które do mnie docierają.
Nadchodzi wiosna, robię porządki i znajduję nowe miejsce na pojemnik na śmieci. Babcia nie zniechęca się, ale źle trafiła, bo był pełny i coś nie poszło, udało się przesunąć tylko kawałek. Obstawiam, co wymyśli dalej. Spodobał jej się kwiatek na mojej części, dość charakterystyczny górski kwiatuszek, pechowo rośnie tuż koło granicy z jej działką. Przesunęła słupki ale tylko z tej strony, gdzie nie było kreski namalowanej farbą olejną. Pewnego dnia po prostu kwiatek był już po jej stronie. I jak tu jej nie lubić za taką inicjatywę?
Przedziurawione koło w wózku, znajduję wbitą pinezkę. Nie wiem, co o tym sądzić. Tu też za rękę nie złapałam, wózek jest sporny, to z jego powodu Babcia wezwała dzielnicowego, rzekomo tarasuje przejście, czego dzielnicowy nie zauważył zresztą. Odpuszczam, podobnie jak to, że dziwnym trafem jak jest ulewa, to mam otwarty pojemnik na śmieci. Niemożliwe jest podniesienie klapy przez wiatr.
Ogólnie mam wrażenie, że sytuacja jest do zniesienia. Mówimy sobie ładnie „dzień dobry”, ona zagaja przechodzących koło naszego domu znajomych i opowiada im o mnie w czasie, gdy na przykład pielę marchewkę. Oczywiście, robi to tak, żebym słyszała. Da się przeżyć, ja też o niej opowiadam znajomym co lepsze historie, jest dla mnie ciekawostką socjologiczną. Wczoraj jednak kolejna opona okazała się być przebita, oczywiście może to przypadek. Jednak dwa razy dziurawe koło w ciągu jednego miesiąca?
Wśród wielu starszych ludzi, schorowanych, życzliwych, niesprawiedliwie traktowanych przez rodzinę, państwo, wiadomo głodowe emerytury, trafiają się tacy jak Moi Staruszkowie. Ciężko sobie wytłumaczyć, że mają tyle lat, co mają, że trzeba wybaczać, ignorować, że statystycznie rzecz biorąc długo to nie potrwa.
Kto tu jest ofiarą, co można zrobić? Wpisałam w Google „Jak dokuczyć sąsiadowi zgodnie z prawem?”
Ten artykuł ma 1 komentarz
Pokaż wszystkie komentarze