Internet, fetyszyzm i fasolka po bretońsku, czyli jak zarobić w sieci...
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuDzięki nowoczesnym technologiom spełnianie swoich najskrytszych fantazji okazuje się być banalnie proste. Wystarczy odrobina gotówki i konto w serwisie z filmikami. W ten sposób możemy oglądać półnagie kobiety, oblewające się fasolką po bretońsku lub barszczem z uszkami. Czego dusza zapragnie!
Media społecznościowe to nie tylko czat na Facebooku i zamieszczanie zdjęć na Instagramie. To także szeroka sieć kontaktów między osobami, które – z racji oryginalnych preferencji seksualnych – nie chcą lub nie mogą spotykać się w „realu”.
W sieci furorę robi film o Brytyjkach, które zarabiają nieprzeciętnie wysokie pieniądze na tzw. webcammingu, czyli „występach” online z wykorzystaniem kamerki internetowej (film „Webcam Girls — At Your Service Documentary”). Jedna z bohaterek filmu zarobiła kilkaset funtów po tym, jak wysłała swojemu adoratorowi nagranie, na którym siedzi w wannie w stroju kąpielowym i wylewa na siebie kilka puszek fasolki po bretońsku. Inna kobieta rozścieliła na podłodze folię malarską, rozebrała się do bielizny i rozsmarowała na swoim ciele kilkanaście różnych substancji wykorzystywanych na co dzień w kuchni. Wśród nich znalazł się dżem, ketchup, sos sojowy, masło orzechowe, musztarda, itp. Jej internetowy adorator był zachwycony nagraniem. Podobnie jak facet, który obserwował jak jego wirtualna dziewczyna gniecie stopami banana!
Ale spełnianie męskich fantazji nie musi mieć wyłącznie podtekst seksualny. Otóż inna bohaterka „Webcam Girls” regularnie spotyka się w sieci z kilkunastoma mężczyznami, opowiadając im o tym, co robiła w ciągu dnia, co jadła i z kim się spotykała. Im banalniejsza opowieść, tym wiarygodniejszy wizerunek. Okazuje się, że faceci po prostu chcą z kimś pogadać, przy okazji podbudowując swoje męskie ego: skoro młoda dziewczyna chce się z nimi dzielić swoim życiem, to pewnie wciąż są atrakcyjni, zabawni i przystojni. I nie ma znaczenia, że kobieta za kilkanaście minut rozmowy dostaje prawie 50 funtów. Bycie z kimś sam na sam (nawet online) jest – najwyraźniej – bezcenne!
Bo każdy sposób na szczęście jest dobry. W przypadku webcammingu nikt przecież nikogo nie rani i nie wykorzystuje. A obie strony czerpią korzyść z wzajemnych kontaktów: bezpiecznych, bo platonicznych w istocie, opartych na — dość pokrętnym – zaufaniu. Interesująca sprawa: webcamming to jedna z propozycji rozwoju zawodowego, promowanych w Wielkiej Brytanii m. in. przez portal internetowy „WorkIT”.
Jesteś swoim własnym szefem, pracujesz, ile chcesz i kiedy chcesz. […] Wystarczy zalogować się i zacząć od razu zarabiać (www.workitltd.co.uk/webcamming-home-work) razu – piszą autorki strony .
A wcześniej dodają:
Kamerka to świetny sposób, aby zaangażować swój wolny czas do zarabiania pieniędzy w zaciszu domu. To bezpieczne i dyskretne rozwiązanie, bo nikt nie musi wiedzieć, co robisz i jak to zrobisz. Kwestia czasu, kiedy powiesz o tym swoim znajomym, bo szybko okaże się, że webcamming to nie tylko rozbieranie się, zbliżenie seksualne i wydawanie śmiesznych dźwięków. Tu chodzi o rozmowę, żarty i dobrą zabawę! Wkrótce zdobędziesz stałych klientów i będziesz z nimi rozmawiać przez cały dzień. Może będziesz dyskutować o sprawach dla dorosłych? A może znajdziesz swojego własnego wirtualnego Pana Greya?! To twój show, więc zrobisz, co zechcesz.
Brzmi zachęcająco? A może „stręczycielsko”? Hmmm… To zależy od naszego podejścia do spraw seksu. Mimo wszystko trzeba uczciwie przyznać, że nie mamy tu do czynienia z całkowicie normalnym zjawiskiem. Istnieje przecież coś takiego jak fetyszyzm, czyli dewiacja seksualna, w której obiektem pobudzającym jest jedzenie (mówimy wtedy o tzw. sitofilii, w której satysfakcję seksualną osiąga się przez pobudzanie bodźcami związanymi z jedzeniem). W przypadku webcammingu „nowością” jest jednak to, że sitofilia przeniosła się do internetu, stając się „sposobem” na godziwy (przynajmniej w Wielkiej Brytanii) zarobek.
Skoro dziś większość naszych relacji ze znajomymi opiera się na Facebooku, to może webcamming jest idealnym rozwiązaniem dla tych, którzy nie lubią lub boją się znajomości w „realu”? Futurolodzy oraz pisarze fantastyczno-naukowi twierdzą, że w przyszłości człowiek większość swojego życia będzie spędzał w świecie wirtualnym, tam lokując swoje życie prywatne i zawodowe. W najnowszej powieści Jacka Dukaja („Starość aksolotla”) ludzie (po zagładzie nuklearnej) przenoszą na twarde dyski swoją świadomość, rezygnując z biologicznych (czyli podatnych na zniszczenie) ciał. A w filmie „Surogaci” (z Brucem Willisem w roli głównej) bogaci mieszkańcy naszej planety transferują swoje umysły w ciała robotów, będących idealnymi kopiami ich samych. Może więc tak będzie wyglądała nasza przyszłość? Może webcamming to jedna ze skutecznych form wirtualnych relacji międzyludzkich? A może to tylko odpowiedź na typowe męskie zboczenia? Przecież każdy facet to na swój sposób typowy voyeur, czyli człowiek, który satysfakcję seksualną czerpie z podglądania. Zamiast więc wybierać się do nocnych klubów ze strip teasem, voyeur włącza komputer i znajduje panią, która uwielbia rozbierać się za pieniądze albo tak bardzo lubi np. bigos z kiełbasą, że chętnie się w niego zanurzy (to taka polska wersja webcammingu – propozycji kulinarnych jest mnóstwo).
Pamiętajmy jednak, że kobieta wcale nie musi spotykać się z wirtualnym panem Greyem. Wystarczy na przykład, że zna się na literaturze lub sztuce, więc wśród jej najlepszych klientów może być np. zamożny i samotny pan z drugiego końca kuli ziemskiej, który zapłaci jej za rozmowy o malarstwie niderlandzkim lub angielskich poetach epoki romantyzmu. Skoro tyle się dziś mówi o kreatywności, taka forma zatrudnienia na pewno znajdzie zwolenniczki i zwolenników, bo przecież i panowie znają się na sztuce i potrafią wylać na siebie barszcz lub rosół. Wszystko zależy od potrzeb rynku.
Chociaż jedna rzecz jest kontrowersyjna: marnowanie żywności. Media co rusz informują nas, że rokrocznie na całym świecie marnuje się około 1/3 wyprodukowanej żywności (wśród nich są obywatele wysokorozwiniętych, cywilizowanych państw, bo w ubogich krajach pożywienie służy do jedzenia, i tyle!). Jeśli więc ktoś znajdzie sposób na rozwiązanie tego problemu, na pewno przysłuży się ludzkości.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze