Polska szkoła. Szkoła dla przeciętniaków. Musisz się dostosować
MAJA LENART • dawno temuCzy jest się najlepszym dzieckiem w klasie, czy najgorszym, to nie ma różnicy. Najważniejsze, by dążyć do poziomu, który w szkole określany jest jako zadowalający, nie sprawiający problemów. Do poziomu szarzyzny. Gdy wchodzisz do szkoły, swoją indywidualność zostaw za drzwiami. Tutaj nikt się nią nie zainteresuje.
Czy jest się najlepszym dzieckiem w klasie, czy najgorszym, to nie ma różnicy. Najważniejsze, by dążyć do poziomu, który w szkole określany jest jako zadowalający, nie sprawiający problemów. Do poziomu szarzyzny. Gdy wchodzisz do szkoły, swoją indywidualność zostaw za drzwiami. Tutaj nikt się nią nie zainteresuje.
Mama Mateusza została zaczepiona po lekcjach przez jego wychowawczynię. „Dywanik” - pomyślała i zaczęła wsłuchiwać się w słowa nauczycielki.
— Pani syn znowu siedzi w oślej ławce. Przez gadanie. To dobry, wrażliwy i bystry chłopiec. Tak bystry, że nawet jak gada, to wszystko z lekcji zapamiętuje – kontynuuje wychowawczyni. — Niestety jego rozmówcy lekcyjni nie nadążają tak jak on.
Dodatkowe zajęcia, jakie zadaje mu nauczycielka, Mateusz wykonuje w pięć minut i znowu szuka na lekcji wrażeń. Mama wychodzi ze spotkania z zadaniem: ma wydrukować z internetu plik dodatkowych zadań dla synka. By nie przeszkadzał innym w nauce. A co z jego rozwojem?
Można się cieszyć z takiego małego geniusza w domu. Bezproblemowe odrabianie lekcji, które młody traktuje jak krzyżówki i przyjemne sudoku. Jest jednak druga strona medalu. Czas w szkole traci na za proste dla niego zadania. Rozleniwia się, usypia intelekt. Musi poczekać na resztę klasy. Gdyby w Polsce panował amerykański system edukacji, Mateusz pewnie przeszedłby na następny stopień zaawansowania z przedmiotów, w których jest ponadprzeciętny. Zamiast samodzielnego rozwiązywania dodatkowych zadań na oślej ławce, które nie wnoszą do jego umysłu nic nowego, dostawałby dawkę wiedzy, która rozwinęłaby jego mózg. A tak trzymany jest w trybie „stand by” czekając na olśnienie pozostałych uczniów.
Polski system nauczania nie pomaga zdolnym. Nie pomaga też takim uczniom, którzy są mocno ukierunkowani na jedną z dziedzin nauki. Konrad, czwartoklasista, to kompletna „noga” z matematyki i fizyki. Jednak pozostałe przedmioty zalicza na piątki, szóstki. Niestety nikt tych wysokich ocen nie zauważa. Są przecież w normie, więc co tu gadać. Problemem są jedynki ze ścisłych przedmiotów, przez które pozostanie w tej samej klasie. Absurd tej sytuacji polega na tym, że będzie musiał powtarzać wszystko. Nawet te przedmioty, z których ma piątkę na świadectwie. I jeszcze raz warto tu przytoczyć przykład amerykańskiego systemu nauczania. W amerykańskiej szkole Konrad uczęszczałby do szkoły bez piętna „niezdalucha”. Powtarzałby jedynie przedmioty, z których jest rzeczywiście słaby. Przecież nikt nie jest doskonały w każdej dziedzinie. Dlaczego więc polska szkoła wymaga tego od uczniów?
Poza szkolnym schematem myślenia
Intelekt i wrażliwość dzieci często odbierane są przez kostyczny system nauczania jako nieprzystosowanie do normy. Historia Kamila obrazuje to aż za bardzo. Zalecono mu wykonanie u psychologa szkolnego kilku testów. Miał między innymi dorysować drugą połowę twarzy na rysunku. Kamil tego nie zrobił. W papierach dostał ocenę opóźnionego. Kiedy mama spytała go, dlaczego nie dorysował części twarzy, stwierdził, że trudno przewidzieć czy druga połówka twarzy będzie taka sama.
— Przecież ktoś może mieć na drugim policzku pieprzyk, albo bliznę pod okiem. Albo jakiś tik nerwowy – tłumaczył Kamil….
Adam z kolei miał problem z zapamiętaniem adresu. Trzy razy podchodził do odpowiedzi, trzy razy nie potrafił go poprawnie powiedzieć. Nauczycielka na klasowym forum internetowym poinformowała o tym jego mamę. Przy okazji wszystkich rodziców. Adam jest w miarę dobrym uczniem i jego „nieumiejętność” zapamiętania adresu delikatnie zbulwersowała klasowe środowisko. Na szczęście w krótkim czasie okazało się, że Adam po prostu nie chciał zapamiętać ulicy, przy której mieszka.
— Wkrótce się stamtąd wyprowadzam. Ten adres nie jest mi potrzebny – tłumaczył rodzicom w domu.
Brak indywidualnego podejścia do ucznia, brak czasu na uważną rozmowę z dzieckiem powodują, że takie niuanse są zupełnie niezauważalne. A to one właśnie pokazują wyjątkowość i mocne strony poszczególnych uczniów. Brak poprawnej odpowiedzi zawsze oceniany jest negatywnie. Bez wnikania w głębszy sens wypowiedzi. Równanie wszystkich do poziomu szarego Kowalskiego trwa. Z wygodnictwa, marazmu i bezrefleksyjności polskiej szkoły.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze