"Niejasna sytuacja na kontynencie", Krzysztof Środa
NINA WUM • dawno temuTa niewielka książeczka nie jest tym, czym być się wydaje. Podtytuł: "Prywatny przewodnik po różnych stronach świata" sugeruje zbiór esejów na tematy podróżnicze, jakich napisano już wiele. Tymczasem Krzysztof Środa używa luźno traktowanej konwencji dzienniczka podróży, aby ukazać nam swój wewnętrzny krajobraz fantazyjnie powiązanych skojarzeń.
Ta niewielka książeczka nie jest tym, czym być się wydaje. Podtytuł: "Prywatny przewodnik po różnych stronach świata" sugeruje zbiór esejów na tematy podróżnicze, jakich napisano już wiele. Tymczasem Krzysztof Środa używa luźno traktowanej konwencji dzienniczka podróży, aby ukazać nam swój wewnętrzny krajobraz fantazyjnie powiązanych skojarzeń. "Niejasna sytuacja…" podszywa się pod opowieść o miejscach, gdy tak naprawdę jest opowieścią o samym autorze. Oraz o jego postrzeganiu świata.
Przeciętnemu zjadaczowi chleba słowo "wyprawa" nasuwa szereg utartych skojarzeń: żmudne pakowanie, lot samolotem, miejsca odległe i egzotyczne. Środa sugeruje nam, iż jego opowieść będzie również utrzymana w takiej poetyce. Zaraz na początku nadmienia, iż niedawno przygotowywał się do podróży na Kaukaz.
W końcu jednak na Kaukaz nie pojechałem
stwierdza niefrasobliwie kilka stron dalej. Owo "na Kaukaz nie pojechałem" będzie się przewijało przez tekst niczym refren, by ustąpić miejsca wysmakowanym, nieśpiesznym opisom miejsc zupełnie bliskich i pozbawionych choćby szczypty egzotyki. Jak nieczynny drewniany most na rzece Pisa, wnętrze gmachu warszawskiej Hipoteki czy bar Dajana w miejscowości Olecko. Autor z wdziękiem slalomuje pomiędzy czytelniczymi oczekiwaniami, przekładając wspomnienia z miejsc tak nieefektownych z opisami, dajmy na to Korsyki. Górzysta wyspa, na której urodził się Napoleon i zapyziałe podwoje "Dajany" budzą w nim tyle samo ciekawości i podobną pasję kronikarską. Ktoś, kto jak ja, spodziewał się opowieści o konkretnych, "porządnych" podróżach (trudno za taką uznać wizytę w Olecku), może poczuć się zbity z tropu. Środa ułożył swoje wspomnienia bez żadnej chronologii czy widocznego nadrzędnego porządku. Swobodnie podąża za swymi skojarzeniami, te zaś prowadzą go od jakiegoś włoskiego miasteczka dla nudystów do mazurskich bezdroży.
Trzeba przyznać, że robi to z dużym wdziękiem. Dawno nie zdarzyło mi się czytać tak eleganckiej i stonowanej współczesnej prozy. Każde słowo wygląda na użyte z solidnym namysłem. Ścieżki, którymi biegnie myśl autora, są pokrętne, ale podążanie za nim zaczyna w miarę upływu lektury sprawiać tę szczególną frajdę, jaką daje obcowanie z malowniczym dziwactwem. Jak wtedy, gdy Środa zaczyna od opisu jakiejś przedwojennej pocztówki z widoczkiem z wyspy Madera, przedstawia swoje wnikliwe rozważania tyczące miejsca na wyspie, które na owym zdjęciu sprzed 70 lat się znalazło — by na koniec stwierdzić:
Tylko, że ja wcale nie wybieram się na Maderę. A nawet gdybym się wybierał, jaką mam szansę tam się znaleźć, skoro dotąd nie udało mi się dotrzeć do Krynek(…)?
Taka jest ta proza. Z łagodnym wdziękiem zwodzi na manowce i raz po raz pokazuje czytelnikowi figę. Autor rezygnuje z Mader tego świata na rzecz drobiazgowych opisów jakiegoś zapyziałego hotelu w Zbąszyniu. Trudno zgadnąć, czy kryje się za tym poza na minimalistę, czy autentyczny sposób na życie.
Po ukończeniu lektury została ze mną jedna myśl: cel podróży nie jest taki ważny. Ważna jest gotowość, by z najwyższą uwagą przemierzać dane nam dni i minuty. Choćby efektem były odkrycia równie trywialne jak wizyta Środy w miasteczku Jedwabne (znalazł na terenie pamiętnej stodoły nieużywany damski tampon higieniczny.) Los nie ma obowiązku dostarczać nam strumieniem doznań niezwykłych, gwałtownych i malowniczych (patrz: Korsyka, Madera czy reprezentujący tu podróżniczą ziemię obiecaną, acz niedosiężną Kaukaz.) Warto nauczyć się chłonąć wszystkimi zmysłami to, co nas spotyka na co dzień. Jakkolwiek byłoby to błahe.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze