„Młoda i piękna”, Francois Ozon
RAFAŁ BŁASZCZAK • dawno temuOzon ponownie bada kobiecą seksualność, stawia na zagadkowość, buduje niepokojący nastrój. „Młoda i piękna” zmusza do myślenia, nawiązuje dialog z widzem. Nie dorównuje najgłośniejszym filmom reżysera, ale dowodzi, że Ozon wciąż trzyma wysoki poziom.
Ozon nie miał łatwego zadania. Zeszłoroczny „U niej w domu” nie sięgnął może popularnością „Basenu”, czy „8 kobiet”, ale był w jego filmografii obrazem najdojrzalszym, prawdopodobnie najlepszym. I rzeczywiście: „Młoda i piękna” wyraźnie mu ustępuje. Ale (na szczęście!) reżyser nie ściga się z samym sobą. Stawia na zupełnie inną historię: bliżej tu do wspomnianego „Basenu”, czy „Schronienia”. Ozon ponownie bada kobiecą seksualność, stawia na zagadkowość, buduje niepokojący nastrój.
Rytm tej opowieści wyznaczają pory roku. 17-letnia Isabelle (Marine Vacth) spędza letnie wakacje z rodzicami. Poznaje przystojnego Niemca, nawiązuje z nim romans, traci dziewictwo. Dalej widzimy ją jesienią, ale to już zupełnie inna Isabelle: popołudniami dziewczyna pracuje jako luksusowa (od 300 do 500 euro za godzinę) prostytutka. Interes kręci się doskonale, do czasu gdy… ale tego zdradzać mi już nie wypada.
Ozon nie stroi się w szaty moralisty, unika interwencyjnego tonu, szerokim łukiem omija społeczną analizę problemu. Wciąga widza w specyficzną grę, każe mu nieustannie zadawać sobie pytanie: dlaczego Isabelle wybrała taką drogę? Pochodzi z bogatego domu, uczy się w ekskluzywnym liceum, z pewnością nie brakuje jej pieniędzy. Co i raz pojawiają się kolejne tropy (potrzeba eksperymentu, brak ojca, nieudany pierwszy raz, chęć przekraczania granic), ale żaden z nich nie przynosi łatwych odpowiedzi. Ozon opowiada z emocjonalnym chłodem, narzuca odbiorcy (to bodaj jedyne podobieństwo do „U niej w domu”) perspektywę obserwatora (by nie rzec podglądacza). Podkreśla to estetyzując obraz (piękne zdjęcia Pascala Martiego), bawiąc się światłem, kreując wysmakowane detale. Głównym fetyszem jest tu zresztą sama bohaterka: eteryczna, nieprzenikniona, rzeczywiście (kamera koncentruje się na niej przez cały czas) przyciągająca uwagę Marine Vacth (media już okrzyknęły ją „nową Nastassją Kinski”).
Efekt jest frapujący, chociaż pozostawia pewien niedosyt. Bez wątpienia zaplanowany przez reżysera: „Młoda i piękna” budzi niepokój, zmusza do myślenia, nawiązuje (pomimo programowego chłodu) dialog z widzem. Nie dorównuje najgłośniejszym filmom reżysera, ale dowodzi, że Ozon wciąż trzyma wysoki poziom.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze