Kryzys męskości?
ZOFIA BOGUCKA • dawno temuGdzie ci mężczyźni... – śpiewała niegdyś Danuta Rinn, a dziś dopytują o to nasi rodzice i dziadkowie, patrząc na przedstawicieli płci męskiej naszego pokolenia. Owszem - dziś już na pierwszy rzut oka widać, że mężczyźni są inni niż kiedyś. Ale czy faktycznie czegoś im brak? Czy naprawdę wzorca męskości powinniśmy doszukiwać się wśród naszych ojców i dziadków? Czy możemy mówić o kryzysie męskości?
Gdzie ci mężczyźni… – śpiewała niegdyś Danuta Rinn, a dziś dopytują o to nasi rodzice i dziadkowie, patrząc na przedstawicieli płci męskiej naszego pokolenia. Owszem — dziś już na pierwszy rzut oka widać, że mężczyźni są inni niż kiedyś. Ale czy faktycznie czegoś im brak? Czy naprawdę wzorca męskości powinniśmy doszukiwać się wśród naszych ojców i dziadków? Czy możemy mówić o kryzysie męskości?
Alicja (23 lata, studentka z Olsztyna):
— Wczoraj byłam świadkiem sytuacji, która mnie naprawdę rozzłościła. Czekałam na przyjaciółkę, pod budynek podjechał bus, taki do przewozu osób niepełnosprawnych. Wysiadł z niego wystrojony, postawny kierowca. Błękitna koszula, krawat, spodnie na kant. Miał około pięćdziesięciu pięciu, może sześćdziesięciu lat. Po chwili wyszła też pasażerka – kobieta, mniej więcej jego równolatka. Wystawiła z auta wózek inwalidzki, rozłożyła go, po czym zaczęła wyszarpywać (nie można tego inaczej nazwać) z samochodu swojego syna. Chłopak był wysoki, ciężki – choćby z racji wieku, bo mógł mieć coś koło dwudziestki. Był ciężko – jak się domyślam — upośledzony, także ruchowo, więc nie mógł wesprzeć swojej matki. Pan kierowca stał obok nich niewzruszony, oglądał paznokcie i komentował służbę zdrowia – że to zdziercy, oszuści i takie tam. Nijak nie pomógł! Nawet nie był tym zmieszany! Szczęka mi opadła. Jestem chuchro, ale podeszłam i pomogłam tej pani. Nie wiem, w głowie mi się nie mieści, jak ten goguś – jako człowiek, mężczyzna, pracownik – mógł tak po prostu stać i patrzeć, jak się kobieta ugina pod ciężarem, jak się męczy. Tak, wiem – może to wykracza poza zakres jego obowiązków, może miał nową koszulę, a może jest chory, ale — kurczę! — mógł chociaż przytrzymać wózek albo drzwi! I tak sobie pomyślałam, że jak to jest przedstawiciel tego cudownego pokolenia rasowych mężczyzn, które mówi o nas, że jesteśmy do bani, to ja… To ja więcej pytań nie mam.
Ola (29 lat, księgowa z Krakowa):
— Kilka dni temu przed szkołą mojego syna przepychała się banda chłopaków. Byłam przejęta moim pierwszakiem, ale zdążyłam zauważyć, że jest jedna ofiara (chyba pierwszak), a napastników kilku (dzieciaki mniej więcej z IV klasy). Wróciłam do szkoły (dodam, że jest w niej monitoring, a kamera wisi nad wejściem do szkoły, ale chyba dla picu), żeby woźny wyszedł z jakąś miotłą czy coś. I tak się stało. Wszystkiemu przyglądał się facet — w wieku emerytalnym mniej więcej. Taki zadbany, ładnie ubrany. Widział, co się dzieje, ale nie zareagował, nie obronił tego chłopca, nad którym tamci się znęcali. Nie wiem, może po prostu mu się nie chciało, a może bał się, że go wykpią. Zwróciłam mu uwagę, to popatrzył na mnie jak na kretynkę. Pytam, jaki pan przykład daje młodym, co za znieczulica, że co z pana za mężczyzna, skoro nie potrafi zrobić porządku. Zbystrzał i odburknął, że mam się zająć swoimi sprawami. Fajnie skomentowała to inna matka. Powiedziała coś w stylu, ale najważniejsze, że rąk nie pobrudził. A jak pójdzie do domu, to nawrzeszczy na żonę i osiągnie równowagę psychiczną. I coś w tym jest. Ja też mam wrażenie, że kiedyś „prawdziwy mężczyzna” to był taki twardziel z pozoru, który dużo i głośno gadał, ale mało robił.
Monika (31 lat, nauczycielka z Warszawy):
— Kiedy patrzę na moich rówieśników, ale i chłopaków sporo młodszych ode mnie, to nie widzę kryzysu męskości. Nie wiem, czy to kwestia środowiska, czy rozumienia pojęcia „męskość” czy „prawdziwy mężczyzna”.
Wszystko się zmienia i naturalne, że tęsknimy za tym, co minione (często uznajemy je za lepsze). Nie dyskutuję z tym i nic mi do tego, ale jak mnie denerwuje, kiedy starsi faceci kpią z młodych, mówiąc, że to kalesony, nie mężczyźni. Bo co? Bo są bardziej zadbani, bo opiekują się dziećmi, nie poniewierają swoich kobiet? Wkurzają mnie farmazony i idealizowanie starszych pokoleń. Nie sądzę, żeby nasi ojcowie byli tacy super męscy – no może w gadce. Mam taki przykład z własnego podwórka. Mieszkamy z teściami, mamy synka. Kamil ma sześć lat, ale jego dziadek ciągle go strofuje, kiedy ten zapłacze czy mówi o tym, że mu na przykład smutno. „Nie bądź baba”, „Bądź twardy, wstydziłbyś się” – to nasza codzienna śpiewka. Tymczasem mój teść, były pan dyrektor, którego wszyscy się bali, w domowych papuciach staje się taką „babą”, że głowa mała. Nie znam człowieka, no może kobietę w wyjątkowo trudnym hormonalnie okresie, który byłby tak zmienny, delikatny i trudny jak on. Gania swoją żonę, nawet talerza po sobie nie wyniesie. Ciągle się o coś czepia, jest kłótliwy i chamski. Wciąż się za coś obraża, stroi fochy, ma kaprysy. Oczywiście jest nieustająco zmęczony – jak mu nie dokucza głowa, to żołądeczek (ma bardzo delikatny). O ja nie mogę! Nie wiem, co on rozumie pod pojęciem „prawdziwy mężczyzna”, serio. Powiem więcej — kierując się jego rozumowaniem, to mój teść jest bardziej kobiecy, niż każda — stereotypowa — kobieta. Tak czasem sobie myślę, że starsi panowie szydzą z młodych, a tymczasem to ich męskość, naszpikowana pozorami, jest dla mnie wątpliwa.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze