Kobiety bez granic
ANNA MUZYKA • dawno temu40 lat temu nasze babki, matki i ciotki większą część swojego życia spędzały w tym samym mieście. Dziś z wyjątkową łatwością przemieszczamy się z jednej wielkomiejskiej dżungli do drugiej, nie tylko z powodów ekonomicznych. Emigrantki. Poza krajem są od lat, ale pytane o narodowość mówią bez wątpliwości - czują się Polkami. Dlaczego wyjechały z kraju i jak się odnalazły zagranicą?
40 lat temu nasze babki, matki i ciotki większą część swojego życia spędzały w tym samym mieście, ewentualnie porzucały je na rzecz miejscowości sąsiednich, gdzie akurat udało się znaleźć pracę, albo — często z pomocą rodziny swojej i męża — wybudować dom. Dziś z wyjątkową łatwością przemieszczamy się z jednej wielkomiejskiej dżungli do drugiej, nie tylko z powodów ekonomicznych.
Emigrantki. Poza krajem są od lat, ale pytane o narodowość mówią bez wątpliwości — czują się Polkami. Dlaczego wyjechały z kraju i jak się odnalazły zagranicą?
Aleksandra (36 lat) w Hiszpanii znalazła się za sprawą męża poznanego w Niemczech, gdzie oboje studiowali. To za jego namową przeprowadzili się na stałe w jego rodzinne strony. Bez znajomości katalońskiego ciężko było jej znaleźć pracę na satysfakcjonującym ją poziomie. Gdy pojawiło się dziecko, doszły problemy ze znalezieniem państwowego przedszkola i połączenia macierzyństwa z pracą do późnych godzin popołudniowych. Praca do 19:00 to standard, zresztą na to samo uskarżają się jej znajome — rodowite Hiszpanki.
Kryzys przyszedł po rozwodzie, gdy pracowała na pół etatu i nie mogła liczyć na nikogo poza sobą. Wtedy rodzina byłego męża skutecznie uniemożliwiła jej powrót. Dziś najgorsze lata ma już za sobą: razem z nowym partnerem mają dom nad morzem, ustabilizowaną sytuację finansową. Ale fakt, że z ambicji zawodowych musiałam zrezygnować.
Pracuje w firmie prywatnej, na mało znaczącym stanowisku sekretarki, co dla kobiety z zacięciem artystycznym nie jest szczytem marzeń, ale przez co znajduje czas dla rodziny i na realizację swoich pasji. Pogodziła się z myślą, że w jej wieku już nie ma co liczyć na oszałamiającą karierę, ale w zupełności wystarcza jej to, co ma. Po 10 latach w Hiszpanii nie wyobraża już sobie powrotu do Polski. Tutaj jest jej dom, a mimo wielu mankamentów, hiszpańska mentalność odpowiada jej zdecydowanie bardziej niż polska. O czym teraz marzy? Następne maleństwo!
Karolina (26 lat) początkowo planowała zmienić rodzinny Rzeszów na Wielką Brytanię, ale najpierw chciała skończyć studia, żeby nie wylądować jak część znajomych na zmywaku w knajpie. Do Irlandii przyjechała do znajomych, na weekend. Trzy miesiące później z dyplomem z informatyki w kieszeni została na stałe w niewielkim miasteczku, 90 km od Dublina. Niespełna 4 miesiące później zaczęła pracę jako administrator IT w firmie posiadającej swoje filie w czterech krajach. Z biegłą znajomością niemieckiego od razu miała dobry start. W ciągu półtora roku wypracowała sobie mocną pozycję. Ostatnio główny księgowy powiedział: Karolina, jak ty trzaśniesz za sobą drzwiami, to oni leżą. Coraz częściej myśli, że to nie jest ostatni przystanek, chociaż od razu zaznacza, że tutaj jej w zasadzie dobrze, co najwyżej brakuje przyjaciół, którzy sami rozpierzchli się po świecie. Co dalej? Na razie najbardziej prawdopodobny jest powrót do Polski. Zdecydowanie z przyczyn osobistych. A potem? Patrząc na fascynacje partnera… może Rosja?
Katarzyna (25 lat) o tym, że chce wyjechać myślała od dawna i jedyne, co ją trzymało w Polsce to chęć skończenia studiów. Bycie tysięcznym Polakiem w Anglii albo Irlandii niespecjalnie do mnie przemawiało.
Niedługo po obronie pracy magisterskiej, jako świeżo upieczona anglistka wyjechała za namową przyjaciółki do Bangkoku, żeby tam uczyć angielskiego, a poza tym poznać inną kulturę, najeść się egzotycznych specyfików i nabrać pewności siebie, bo jeśli da sobie radę tam z zupełnie obcą dla Europejki mentalnością i abstrakcyjną biurokracją, to gdzie indziej też sobie poradzi.
Przez pierwszy miesiąc nie wychodziła sama z domu. W Anglii, dopóki się nie odezwiesz, nikt nie wie, że nie jesteś stamtąd. Tutaj każdy to widzi. Niby nikt nie mówił mi w twarz niczego niemiłego, ale nie znając tajskiego nie wiedziałam, co mówili do siebie, kiedy przechodziłam.
Na miejscu okazało się, że poza uczeniem w szkole raczej nie ma szans na znalezienie innej pracy, przynajmniej tak długo jak nie opanuje tajskiego. Nie wiąże swojej przyszłości z Tajlandią. Za dwa, trzy lata planuje pojechać dalej w świat. Może Korea lub Japonia? Albo na chwilę na Wyspy i z powrotem do Polski.
Marta (28 lat) w wieku 21 lat poszła na casting do legendarnego już wtedy kabaretu Crazy Horse. Przeszła oba, pierwszy w Warszawie i następny w Paryżu. Kilka miesięcy później wylądowała w Las Vegas, pierwotnie na pół roku. Przetańczyła tam 3. Następne dwa znowu w Paryżu, a potem jeszcze pół roku w Singapurze. Praca i życie zagranicą, konieczność liczenia tylko na siebie i zupełnie inne realia, otworzyły jej oczy i dały szansę zweryfikować wiele stereotypów.
W tym samym czasie, kiedy Amerykanie z entuzjazmem reagowali na to, że gra w spektaklu wystawianym od 50 lat, w Polsce jej mama nie przyznawała się, czym zajmuje się córka. Zdanie zmieniła dopiero wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyła córkę na scenie.
Chyba najgorzej czuła się we Francji, gdzie bez płynnej francuszczyzny cały czas czuła się wyobcowana, zwłaszcza, gdy trzeba było załatwić coś w urzędzie. Zainteresowanie, jakie okazywano jej, szczególnie w Singapurze, odbierała jako atut, ale nigdy nie czuła się przez to kimś lepszym i wyjątkowym. Do Polski wróciła 2 lata temu, kiedy stwierdziła, że w Crazy Horse nie ma już dla niej perspektyw rozwoju. Obecnie pracuje jako stylistka, ale nie zakłada, że już zawsze będzie mieszkać w Warszawie. Po cichu mówi, że chętnie sprawdziłaby swoich sił w Australii. Drzwi są otwarte, więc czemu by z tego nie korzystać?
Kobiety są zmienne. Zmieniają kolor włosów, styl ubioru, mężczyzn i pracę, więc czemu nie kraj, skoro jeszcze nigdy nie było to tak łatwe. Początki nigdy nie są łatwe, ale z drugiej strony, w ten sposób można dać sobie szansę na to, żeby żyć inaczej.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze