Dobra teściowa?
JAROSŁAW URBANIUK • dawno temuWiem, że temat, który podejmuję, jest kontrowersyjny. I to naprawdę kontrowersyjny – nie jak „kontrowersje” wzbudzane przez nasze „gwiazdy” (Dziś Doda w wyjątkowo kontrowersyjnych butach), ale temat palący, choć nie tak jak kiedyś. Chodzi o teściowe, a czasem nawet i teściów.
Wiem, że temat, który podejmuję, jest kontrowersyjny. I to naprawdę kontrowersyjny – nie jak „kontrowersje” wzbudzane przez nasze „gwiazdy” (Dziś Doda w wyjątkowo kontrowersyjnych butach), ale temat palący, choć nie tak jak kiedyś. Chodzi o teściowe, a czasem nawet i teściów.
O mniejszym zainteresowaniu świadczy choćby dużo mniejsza ilość dowcipów o teściowych, kiedyś popularnością przebijające te o Jasiu, Wąchocku czy choćby Wałęsie. Bo i temat chodliwy. Ludzie żyją coraz dłużej, a więc większość osób wchodzących w związki małżeńskie ma przyjemność obcowania z matką ukochanej osoby. Z drugiej strony znam kilka par, które ani myślą „wstępować w związki”, a pojęcie teściów funkcjonuje u nich jak najbardziej - z telefonami, traktowaniem „zięcia” czy „synowej” jak własnego dziecka (co niestety nie zawsze oznacza, że będzie to dobre traktowanie), wtrącaniem się do wychowywania dzieci i wizytami, wizytami, wizytami. No właśnie – wizyty.
Na wizyty teściowej nie ma co narzekać. Naprawdę. Wiem, że części z was wnętrzności zaczynają wirować na dźwięk słów mamusia nas odwiedzi, ale starajmy się zauważać pozytywne elementy tego zjawiska. Otóż jeśli mamusia nas „odwiedzi” to (najprawdopodobniej) wizyta się skończy i zostaną państwo sami w swoim (choć często przecież wynajmowanym) domu. A jeszcze niedawno mieszkanie z rodzicami było absolutną normą i nie chodziło tu broń Boże o wielopokoleniową rodzinę zajmująca dworek po przodkach (jak w części naszych jakżeż realistycznych seriali telewizyjnych), ale mikroskopijnych rozmiarów mieszkanie w bloku. Cóż lepiej mieszkać z teściami niż pod mostem, ale trudno się dziwić, że kolejne pokolenia kabareciarzy mogły żyć z samych dowcipów o teściowych. W końcu nawet osoby o anielskim charakterze mogą przestać się znosić w warunkach stłoczenia, braku prywatności i wzajemnego zaglądania sobie do garów. Nie wspominając, że w warunkach „mieszkania z teściami” prowadzanie normalnego życia małżeńskiego (które według tradycji organizuje się wokół „stołu i łoża”) jest zdecydowanie utrudnione, jeśli nie niemożliwe. Jeśli ktoś nie wierzy, to można zobaczyć polskie filmy z lat osiemdziesiątych. Mieszkanie z teściami to tzw. stały motyw. Dzisiaj ludzie nie kwapią się do mieszkania na kupie. Nawet ci, którzy mieszkają z rodzicami, są często w sytuacji „piętro my, piętro wy”. Znam co najmniej trzy takie przypadki i swoją drogą, mimo wygód i oddzielenia gospodarstw domowych, działa to dosyć średnio.
Czasem zdarzają się jednak cuda. I to wcale nie tak rzadko. Zaś przykłady ludzkiego zachowywania się teściów są częstsze, niż nam się wydaje. Czasem jest to sensowne zachowanie się w przypadku rozpadu związku, co spotkało mojego kumpla, którego teściowie łączyli się z nim w bólu, że ich córka kompletnie oszalała. Doglądanie dzieci przez teściów ciągle jest nagminnym przypadkiem, a że, jak już wspomniałem, średnia życia poszła do przodu, to w rozpieszczaniu milusińskich biorą istotny udział i dziadkowie. Inna sprawa że „wspólne” wychowywanie dzieci to nie gasnące źródło głupich sytuacji. Trudno, jak się chce robić karierę czy po prostu odpocząć, to trzeba różne rzeczy znosić. W tym zaszczepianie dziecku najgorszych pomysłów włącznie z tzw. usypianiem. Czyli na przykład kołysaniem go na rękach tak długo, aż „lulający” nie opadnie całkowicie z sił, a dziecko obudzi się po raz ósmy. Wiem, o czym mówię, byłem takim dzieckiem i mam bardzo opiekuńczą babcię. Nie tylko nauczyła mnie „usypiania”, czytała na dobranoc (niejednokrotnie do 1–2 w nocy, a warto dodać że babcia, dzień w dzień wstawała o trzeciej trzydzieści, bez względu na to, o której poszła spać) i robiła smakołyki, dzięki którym w wieku lat czternastu ważyłem ponad dziewięćdziesiąt kilo. Było, minęło.
Z pomocą finansową, z tego co wiem, bywa różnie, ale też się zdarza, szczególnie jeśli teściowie wyposażyli ukochaną osobę mieszkaniem, sensownym wykształceniem (na przykład na hydraulika albo tynkarza) lub innymi dobrami. Dość częste jest dorzucanie się do ślubu. Plus jest taki, że dysponuje się gotówką na organizację (reszta jak wiadomo zwraca się z kopert), minus zaś to wewnętrzna potrzeba i pasja do organizacji wesel ze strony rodziców pary. W takim przypadku w osobie, którą najmniej o to byśmy podejrzewali, budzi się organizator wesel pełną gębą. Taki co to i przystawkę wybierze, i zimną płytę ustali, i dekoracje na stoły zamówi. Głupio wtedy powiedzieć, że czegoś się nie chce, bo jesteśmy w sytuacji takich osób, którym postawiono piwo. Nie ma co narzekać, że jest nieco ciepławe. Oczywiście bywa i tak, że rodzice nic „na nową drogę życia” nie dają, albo dają i potem niczym się nie przejmują. Ten trzeci typ zachowania jest, z punktu widzenia pary, najprzyjemniejszy.
Tak czy inaczej trzeba się będzie z teściami jakoś znosić. Warto spróbować się dogadać na gruncie wzajemnego nie wtrącania się, o ile nie zostaną o to poproszeni. I właściwie tyle. A poza tym ja akurat mam fajną teściową.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze