Sup (czyli what's up), sistas (and brothas)!
ZUZA • dawno temu"W NZ istnieje cały kult dj-ów. Tutaj dj-e to gwiazdy, nieomalże bohaterowie. Wszyscy znają i podziwiają tych lepszych. Każdy chce być dj-em i wielu z moich znajomych ma całe profesjonalne wyposażenie. Próbują w domu dla samych siebie, albo też didżejują w klubach nocnych czy barach."
W NZ istnieje cały kult dj-ów. Tutaj dj-e to gwiazdy, nieomalże bohaterowie. Wszyscy znają i podziwiają tych lepszych. Każdy chce być dj-em i wielu z moich znajomych ma całe profesjonalne wyposażenie. Próbują w domu dla samych siebie, albo też didżejują w klubach nocnych czy barach.
Jakiś czas temu koleżanka z mojego teatru zaproponowała, żebym poszła z nią na występ dj'a z Londynu o pseudonimie Roni Size, o którym jest w NZ głośno i któremu tym razem akompaniować miał swoim rapowaniem MC Dynamite. Roni Size na żywo, a do tego jeszcze MC Dynamit — takiej okazji po prostu nie mogłam przegapić! Musze przyznać, że dla mnie, która po raz pierwszy partycypowałam w rave'ie, bo tak to się 'profesjonalnie' nazywa, było to bardzo ciekawe doświadczenie. Roni Size miksował muzykę siedząc na swoim podwyższeniu, MC Dynamite chodził po scenie i rapował improwizując każde zdanie, więc siłą rzeczy wychodził z tego jeden wielki bełkot, ale wtedy to naprawdę nie miało żadnego znaczenia, bo on gadał do rytmu, a nie żeby nadać muzyce jakiś dodatkowy sens. Tak to właśnie mniej więcej wyglądało wtedy. Jako, że Roni Size specjalizuje się w d'n'b czyli drum and base (to takie soft techno z bardzo intensywnymi basami) podstawą całego wieczoru były narkotyki.
Przed imprezą koleżanka powiedziała mi że drugs to nieodłączna część takiego dance party, "na czysto" po prostu nie idziesz! Ona i jej znajomi wzięli Extasy, co sprawiło, że stali się bardzo mili, spokojni, rozmowni, a do tego wszystkiego dotykali, bo to im dostarczało niesamowitych wrażeń sensualnych. Miałam wrażenie, że byłam jedyną osobą, która niczego nie wzięła. Z tego powodu miałam kłopot z odnalezieniem się w tamtej rzeczywistości. Nie jestem amatorką narkotyków, a bez tego, jak mi się zdaje, techno jest po prostu nie do wytrzymania! Mimo iż zapłaciłam 55 dolców za te rzadką przyjemność, wyszłam z imprezy po godzinie.
***
Wczoraj wieczór poszłam z moją rosyjską koleżanką Anastazją na dance party. Okazja była szczególna, gdyż do NZ przyjechał właśnie Rosjanin Dj Vadim. Anastazja bardzo chciała iść, co jest zrozumiale. Przecież ja zapewne również poszłabym kibicować jakiemuś Polakowi robiącemu międzynarodową karierę, gdyby tylko taki zawitał do NZ. Bilety były nie najdroższe, bo tylko $20, więc ciekawość przezwyciężyła niesmak po ostatniej imprezie tego typu.
Wczoraj było o wiele lepiej i zostałyśmy z Anastazją aż do trzeciej nad ranem. Vadim miksował najróżniejsze rodzaje i style muzyczne: reggae, hip-hop, r'n'b (rhythm and blues), d'n'b i soul tak, że było przy czym dobrze potańczyć. Wszystkie bilety zostały wykupione i był straszny tłum. Mimo wszystko dopchałyśmy się do samej sceny, bo Anastazja strasznie chciała zobaczyć z bliska swojego rodaka. Przy scenie o dziwo było najluźniej i można było całkiem swobodnie tańczyć. Ja oczywiście na początku zaczęłam wykrzykiwać wszystko, co tylko potrafiłam po rosyjsku, ale po pewnym czasie, jako że muzyka była bardzo głośna i trochę już zdarłam sobie gardło, ograniczyłam się do GIEROJ! w momentach, gdy muzyka chwilowo cichła. Przy okazji jednego z okrzyków, który wydarł mi się z piersi, Vadim nawet błogosławił mnie swoim spojrzeniem, co doprowadziło Anastazję do ekstazy. Od początku Anastazja bardzo chciała żebyśmy, jak już impreza się skończy, poszły back stage do Vadima, żeby pogratulować i pogadać. Okrutnie się dziewczyna zawiodła, bo przy konfrontacji tete-á-tete Vadim okazał się "krótki i paskudny", jak to Anastazja nazwala. Ogólnie rzecz biorąc, bawiłam się całkiem nieźle jak na środek tygodnia!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze