Agresja w miejscach publicznych
BARBARA KAŹMIERCZAK • dawno temuCo czujesz, gdy w zatłoczonym autobusie ktoś zacznie się rozpychać, hałasować i stosować przemoc wobec innych... Gdy ktoś naruszy twoją sferę intymności i poczucie bezpieczeństwa czy chociażby dobrego smaku, zwrócisz uwagę? Czy raczej odejdziesz parę kroków dalej, żeby uniknąć afery. A może po prostu spojrzysz w przeciwną stronę mając nadzieję, że ktoś inny zainterweniuje.
Zawsze staram się maksymalnie upraszczać swoje kontakty z ludźmi przypadkowymi, których spotykam mimo woli, np. właśnie przy okazji jazdy autobusem. Zdaję sobie sprawę, że każdy z nich ma swoje sprawy, chce coś załatwić, o czymś myśli, po prostu ma własne życie, a to że akurat znajdujemy się tak blisko siebie jest przymusowe i przejściowe. Chciałabym jednak, żeby ludzie potrafili lub też chcieli zrozumieć, że nie są sami na świecie, a ich zachowanie może innym przeszkadzać.
Scenka pierwsza:
Autobusy są polem bezwzględnej walki o miejsce siedzące. Nie ma litości, nie ma zmiłuj przy wsiadaniu. Bezpardonowa walka o siedzisko trwa kilkanaście sekund po otwarciu drzwi pojazdu. Biorą w niej udział nawet słabe staruszki. Nie zapomnę sytuacji, gdy starsza kobieta trzymając torebkę mocno przyciśniętą do piersi torowała sobie nią drogę. Taranowała wszystkich po kolei. Nie było gdzie się przesunąć. Chłopak, który upadł potrącony, nie został nawet przez nią zauważony, nie mówiąc już o przeprosinach. I co teraz? Czy takiej młodej osobie jak ja wypada zwrócić uwagę walecznej emerytce? Awantura murowana.
Scenka druga:
Nadjeżdża pełny autobus. Za chwilę otworzą się drzwi i wyleje się z niego fala wysiadających. Oczywiście ci na przystanku tłoczą się już tak, że ruch rotacyjny jest prawie niemożliwy. Pojazd staje, drzwi się otwierają, a ja zostałam niemal kopnięta w twarz przez wysokiego pana w markowym dresie, ponieważ zwiesił się z rurki nad drzwiami i gdy te się otworzyły, z impetem wyskoczył, po drodze klnąc na czym świat stoi. Byłam w zupełnym szoku. Kilka centymetrów bliżej i na czole miałabym pieczątkę Adidasa. Co robią ludzie? Ze spuszczonymi głowami tłoczą się do wejścia.
Scenka trzecia:
Skoro jestem już przy przekleństwach. Stosunkowo młoda matka z trójką dzieci udaje się najprawdopodobniej do domu. Małe są dosyć spokojne, interesują się tylko tym, co za oknem i „łuszczącym się” oparciem fotela. Tylko, że ich rodzic wcale nie ma ochoty odpowiadać na ich pytania czy pozwalać na wkładanie palców w siedzisko. Co chwilę podnosi głos: — Cicho k…a, — Nie interesuj się k…a, — Siedź spokojnie idiotko. Agresja i natężenie tych słów w zestawieniu z zachowaniem dzieci, które były zwyczajnie smutne i nie ważyły się odpowiadać w tym tonie, budziły niesamowite współczucie. W końcu jeden z pasażerów nie wytrzymał i zwrócił uwagę kobiecie, że nie powinna tak mówić do dzieci. Rozpętało się piekło. Wyzwiska o podobnym kalibrze leciały w stronę oponenta, który, zupełnie zaskoczony taką reakcją, nie mógł wykrztusić słowa. Gdy matce skończył się repertuar, zapadła cisza. Słychać było tylko silnik i szelest odtwarzaczy MP3 pozostałych ludzi.
Scenka czwarta:
A propos muzyki. Od kiedy telefonom komórkowym brakuje tylko wodotrysku i istnieje możliwość odtwarzania piosenek jak przez radio ludzie korzystają z tego na potęgę. Jakie to „miłe” wsiąść do autobusu z bolącą głową i posłuchać sobie trochę dudniącego techno, albo pomęczyć się przy wulgarnych, rymowanych tekstach. Jakoś nie mogę sobie przypomnieć bym słyszała inny gatunek muzyki odtwarzany w ten sposób. Oprócz tego, że takie zachowanie jest aroganckie i świadczy o egoizmie, to jeszcze (oj tak) budzi agresję u reszty pasażerów.
Scenka piąta:
Kiedyś, po męczącym dniu usiadłam, wyciągnęłam obolałe nogi i… potem żałowałam, że w ogóle wsiadłam do tego pojazdu. Gruby pan w średnim wieku (zaznaczam: nie starszy) zaczął głośno domagać się mojego miejsca (notabene nie zmieściłby się na nim), oddałabym mu je, gdyby nie zaczął mnie wyzywać od niewychowanych gówniar i zakał świata, potem przeszedł do własnych spostrzeżeń, że chłopak szybciej ustąpi niż jakaś dziewczyna (za nim spokojnie siedziało pięciu). Ponieważ postanowiłam nie reagować na to chamstwo, zaczął ściszonym głosem mówić do stojących obok siebie, że takich jak ja matka powinna porzucić zaraz po urodzeniu, bo szkoda bym powietrze zużywała. Jeszcze kilka razy mi groził, po czym wysiadł na następnym przystanku. Parę tygodni później widziałam jak robił awanturę kioskarce. Typ argumentów, jakimi się posługiwał, świadczył o sfrustrowaniu i pretensjach o wszystko do całego świata. Żadne słowa mojego sprzeciwu nic by nie dały.
Scenka szósta:
Do sytuacji, przy których obawiam się o własne bezpieczeństwo należy np. przejażdżka z kibicami piłki nożnej. Śpiewają prymitywne piosenki liczące od pięciu słów do dwóch wersów, mające oczywiście niezwykle inteligentny łaciński tekst i znaną melodię. Towarzyszą im często przytupy. Panowie lubią śpiewać bardzo głośno, a repertuar mają niewyczerpany. Zawsze przewodniczy im charyzmatyczny przywódca, który intonuje te przyśpiewy. Swoją drogą, gdyby nie on ci kibice zachowywaliby się o wiele spokojniej. Nie za ciekawie jest znaleźć się z nimi w tramwaju, ponieważ lubią go rozhuśtać. Ale przecież gdyby się wykoleił nie dojechaliby na mecz! Widać związki przyczynowo – skutkowe są poza zasięgiem ich toku myślenia. Współpasażerowie wydają się być przerażeni, zobojętnieni lub wybuchają śmiechem (to przez te teksty). Wszyscy chcą jak najszybciej dojechać, wysiąść i znaleźć się z daleka od pojazdu oraz rozentuzjazmowanych kibiców.
Autobusy z kibicami często eskortuje policja. Wcale to nie sprawia, że czuję się bezpieczniej, bo zaczynam myśleć, że oni są naprawdę niebezpieczni, skoro szanowni niebiescy postanowili mieć ich na oku. Raz byłam świadkiem swoistej wojny między nimi a motorniczym, który na ich zachowanie reagował przyspieszeniem tramwaju i nagłym zatrzymaniem go, tak że wszyscy pasażerowie lecieli na łeb na szyję. I tak kilka razy.
No więc pasywny czy aktywny w odpowiedzi na agresję. Doświadczenie pokazuje, że aktywni nie dość, że zostają sami na placu boju, to jeszcze obrywają. Pasywni pozostają w szarym cieniu, bo to nie ich sprawa i jakoś przetrwają. Ale przecież liczą, że ktoś coś zrobi, że ta sytuacji nie będzie trwała. A może lepiej jakby wszyscy się przemogli…
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze