Mój pan władza
CEGŁA • dawno temuPoznałam chłopaka - policjanta. Gdy przedstawiłam go znajomym w pubie, obsiedli Mirka jak muchy, wałkowali go o różne rzeczy – radary, mandaty, niemalże porady prawne. Wiele osób pytało o dojścia, o sposoby umorzenia mandatów, punktów. Mirek nie wchodząc w takie konszachty, zraża do siebie ludzi, którzy traktują go w końcu instrumentalnie. Co można zrobić z takimi ludźmi bez hamulców?
Droga Cegło!
Mirka poznałam „na rondzie”. Osiem razy zdawałam na prawko, nadal jeżdżę jak ćwiara, ale się przynajmniej nie poddaję.
Jest policjantem z drogówki. Nie wiem, może dlatego tak dennie jeżdżę, że wgapiam się w niektórych facetów? Taki nałóg kosztuje. Kiedy widzę przystojniaka, jeszcze na motocyklu… A Mirek to taki szpanerek – niby w uniformie, ale skórzane portki, wysokie buciory, lustrzanki… Nie mówię, że to lepik na wszystkie dziewczyny, ale ja przy tym wymiękam. Chyba napatrzyłam się na braci – jeden jeździ crossa, drugi pracuje w studiu tatuażu i też ma ciągoty do maszyn:). Obaj ubierają się na czarno, mają podobnych kumpli (już w kilku się kochałam – niestety, bezzwrotnie).
Mirek jest ciekawym chłopakiem, bo o ile celowo zwraca na siebie uwagę i ma takie głupie manieryzmy amerykańskie pana władzy na motorze, to prywatnie i służbowo jest całkowicie normalnym, sympatycznym i nieprzekupnym człowiekiem. Może jego przeznaczeniem jest pozowanie do zdjęć? Mrrrr:) Kiedy mnie zhaltował, byłam na 90 procent pewna, że go zbajeruję, a jednak się nie dał. To on mnie zbajerował — białymi zębami, a mandat i tak wlepił! Prywatnie – dał telefon, zażartował, że może mnie poduczyć jazdy, chociaż nie cierpi dwuśladów. Zadzwoniłam.
Spotykamy się od października, a tak poważnie to od sylwestra – zawiózł mnie na skarpę i patrzyliśmy na wschodnią stronę miasta, to było jak hipnoza… W sakwach miał szampana dla dzieci i lody z prawdziwymi truskawkami… Kto tu kogo chciał przekupić – żartujemy czasem.
Zapytać chciałam Ciebie o taki problem towarzyski. Moja mama, która była szaloną laską 30 lat temu, mówiła wiele razy, że po-mi-licja nie cieszyła się w naszym kraju zbytnim szacunkiem, i ta tradycja się utrzymuje, pomimo zmiany ustroju. Myślę, że policja drogowa to chyba zawsze będzie nielubiana, jako przeciwnik w pojedynku z kierowcą, i nie ma to nic wspólnego z polityką. Myślę też, że każda forma władzy kojarzy się Polakom z butą i hochsztaplerstwem. Nie wzięło się to z niczego.
W każdym razie, przedstawiając Mirka swoim znajomym, rodzinie, zabierając go na imprezy (karnawał się zaczął, jak by nie było), zapraszając do siebie, zauważyłam takie dziwne zjawisko: niby jest tak, że ludzie, dowiedziawszy się o jego pracy, traktują go z rezerwą (nie wrogo), ale z drugiej strony, próbują jakby wejść z nim ostrożnie w relację i coś sobie „ugrać”. To bywa męczące. Ostatnio w pubie obsiedli Mirka jak muchy, najpierw drwili, że on nie pije – bo nie pije i już – ale zaraz potem wałkowali go o różne rzeczy – radary, mandaty-sraty, niemalże porady prawne. Jestem na sto procent pewna, że wiele osób pytało o dojścia, o sposoby umorzenia mandatów, punktów, nawet jeśli Mirek nigdy mi się na to nie skarżył.
Nie wiem, jak Mirek sobie z tym radzi, ale wyobrażam sobie, że nie wchodząc w takie konszachty, zraża do siebie ludzi, którzy traktują go w końcu idiotycznie, instrumentalnie. Zupełnie jakby był skorumpowanym szefem całej policji i chciał oraz mógł cokolwiek komukolwiek załatwić! Szczyt upierdliwości osiągnął niedawno jeden mój wujek, który wałkował go o jakieś tam swoje przewinienie, to było żenujące, jedyny plus, że trzeźwy ma zawsze przewagę w rozmowie nad podchmielonym:).
Przypomina to trochę – w innym sensie – sytuację jednej mojej koleżanki, która kilka miesięcy temu zaczęła pokazywać się w towarzystwie z lekarzem dermatologiem. Nie jest w ogóle ważne, że to młody dermatolog z przychodni – ludzie pytają go o wszystko: opowiadają o swoich wszelkich chorobach, kłopotach z NFZ, żebrzą o recepty na każdy możliwy lek, np. psychiatryczny, szukają znajomości w dobrym szpitalu, bo „tata złamał nogę”. Dla mnie to masakra. Podziwiam faceta, że nie ucieka z krzykiem.
A jeśli mój Mirek też ucieknie? Co można zrobić z takimi ludźmi bez hamulców?
Donka
***
Droga Aldono!
Nic! Zajmij się pielęgnowaniem nowej miłości, a kompletnie się nie przejmuj rozmówkami o mandatach przy piwku. Ani to Twój problem, ani w sumie problem w ogóle, tak to widzę. Na pewno młody, uczciwy abstynent, zakochany w motorach i przede wszystkim w Tobie, poradzi sobie świetnie sam z natrętami. Sama zresztą piszesz, że Ci się nie żali. Co miałby powiedzieć? Mała, zrób coś z tym, bo masz kretyńskich znajomych? I jak wówczas mogłabyś na to zareagować? Szczęściem, nie szuka u Ciebie pomocy, po co więc to wyolbrzymiać.
Trzeba też być odrobinę wyrozumiałym. „Fachowcy” w elitarnych dziedzinach tak właśnie działają, nawet na zrównoważonych, rozsądnych ludzi, nie wiem, czy ktoś już dogłębnie badał ten fenomen od strony naukowej. Gdyby Twój chłopak był prawnikiem lub księgowym, sytuacja prawdopodobnie byłaby zbliżona. Wszyscy chcieliby go o coś superważnego zapytać. Jest to niemądre, bo, koniec końców, ludzie i tak sami idą do lekarza, adwokata czy urzędu, załatwić normalnym trybem swoje sprawy. Ale nieprzemożna pokusa istnieje…
Mnie osobiście daleko bardziej drażni odwrotne zjawisko: gdy w okolicy pojawia się czyjś nowy narzeczony – dajmy na to, glazurnik, agent ubezpieczeniowy, fotograf ślubny – i zaczyna wszystkim na siłę rozdawać swoje wizytówki, reklamować usługi, nawet żąda akcji typu „podaj dalej”, prosi o telefony znajomych. To dopiero koszmar, z którego trudno się obudzić!
Dyskomfort sytuacji jest podobny, bez względu na to, kto tu jest petentem. Na szczęście strona rozdająca karty zazwyczaj szybko orientuje się w swoich możliwościach. Przy minimum asertywności, poczucia humoru i znajomości podstaw psychologii można sobie szybko oczyścić pole, z wdziękiem i bez negatywnych konsekwencji. Pamiętaj, że Mirek jest „nowy” i poddawany w związku z tym testom na wytrzymałość. Wbrew pozorom, ludzie cenią u innych niezależność i odporność na presję. Gdy nie znajdują luki w murze, dają sobie spokój. Ostatecznie, nie przyjaźnisz się z oszustami na bakier z prawem, tylko z „regularnymi” kierowcami:), prawda? Nie traktuj więc tych zaczepek zbyt serio.
Masz poniekąd rację, aspekt prawny jest tu bardzo istotny. Co innego zagadać pracownika biura podróży, jakie miejsce NAPRAWDĘ poleca – to kumoterskie, ale mieści się jeszcze w granicach przyzwoitości. Natomiast nagabywanie policjanta – na dodatek chłopaka koleżanki — o anulowanie mandatu to głupota, towarzyski żart, prowokacja lub… bezczelność. Jestem pewna, że rozmowy Twoich znajomych z Mirkiem nie podpadają pod tę ostatnią kategorię.
Nie do końca rozumiem Twoją troskę o to, że Mirek zraża do siebie innych. Chyba nie martwisz się tym na serio? Taki ekstra chłopak? Znam ludzi, którzy cały czas opowiadają dowcipy o ubekach w obecności stróżów prawa, o łapówkach w służbie zdrowia – przy lekarzach i o ciężarnych gosposiach – przy księżach. Dowcipnisie ci to niezaprzeczalnie istniejący margines ludzkości, którego istnienie trzeba zaakceptować, a zaraz potem zręcznie zignorować. Mam nadzieję, że opinia takich mastodontów Cię nie interesuje. Mirka na pewno nie, jeśli jest tak fajny, jak piszesz, i masz do niego pełne zaufanie.
Wielu pięknych zimowych wieczorów na skarpie Wam życzę.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze