Mamo, jestem wampirem!
URSZULA • dawno temuTelewizja, żeby walczyć o skradzionych przez internet fanów, zamiast budować inteligentną alternatywę dla wszechobecnego w sieci szajsu, stawia na rzeczy tak głupie, że nawet przeciętny Polak nie jest w stanie uwierzyć, że to prawda. O tak, telewizja ogłupia. W zupełnie nowym stylu.
Rodzice zawsze mi powtarzali, że telewizja ogłupia i szybko okazało się, że mieli rację.
Jako dziecko oglądałam telewizję, wszystko jedno co by tam nie leciało, z bezkrytycznym zachwytem i brakiem refleksji. Jednak kiedy tylko weszłam w trudny wiek dojrzewania, odkryłam, że ślęczenie przed ekranem i wgapianie się w „Familiadę”, „Klan” czy mój ulubiony teleturniej „Idź na całość” (Ech te dawne czasy! To właśnie się wtedy oglądało!) jest w zasadzie nudne i lepiej iść do kina, na wystawę, a nawet na wódkę z kolegami. Kiedy wyprowadziłam się od rodziców, uznałam telewizor za rzecz całkowicie zbędną i nie uwzględniłam go na liście zakupów rzeczy do mojego nowego mieszkania. Zwłaszcza, że niedługo potem zaczął się panoszyć internet i okazało się, że można tam obejrzeć, co się chce, kiedy się chce i zupełnie za darmo, więc posiadanie telewizora było tym bardziej absurdalne. Przez wiele lat telewizja należała do jakiegoś innego świata, który był wiele lat świetlnych ode mnie i mojego życia. Czasami tylko, kiedy na ekrany wchodził jakiś nowy show czy serial, o którym wszyscy gadali, oglądałam odcinek czy dwa online albo u koleżanki, żeby sprawdzić, o co w ogóle ten hałas. Myślę, że wiele osób z mojego pokolenia ma do telewizji zbliżony stosunek — przerywany lub zgoła obojętny. Do czasu.
Zaczęło się od „Mięsnego jeża”. W przeciągu kilku dni cała Polska oszalała na punkcie całkowicie idiotycznego fragmentu całkowicie idiotycznego programu „Pamiętniki z wakacji”, w którym jakaś niewiasta przy tuszy przygotowuje na kolację dla znajomych swoje danie popisowe - „mięsnego jeża” właśnie — która to potrawa składa się z parówek i wędlin pokrojonych w plasterki. Potem jest jeszcze bardziej bez sensu - jakiś chuderlawy młodzieniec w okularach śpiewa durnowatą piosenkę „Mięsny jeż, mięsny jeż, ty go zjesz, ty go zjesz” i opowiada łzawą historyjkę, jak to mięsny jeż posiada w jego rodzinie wielowiekową tradycję. Kiedy zobaczyłam filmik na youtubie, nie mogłam uwierzyć, że coś takiego zostało pokazane w telewizji. Oczywiście, telewizja jest głupia, ale na Boga — niemożliwe, że aż tak! Zwłaszcza, że przecież z „mięsnego jeża” nie śmiała się jakaś grupka szaleńców obdarzona specyficznym poczuciem humoru (co miało miejsce na przykład w przypadku Rysia z „Klanu”). Z „mięsnego jeża” lała się równo cała Polska. (W tym miejscu należy wspomnieć, że „Pamiętniki z wakacji” to tak zwany „serial paradokumentalny”, który polega na tym, że wyłonieni w specjalnym castingu aktorzy-amatorzy, w charakterystycznym, nieporadnym stylu odgrywają scenki napisane przez sztab scenarzystów. Serial opowiada o perypetiach Polaków, którzy spędzają wakacje w egzotycznych krajach).
No i dobra. Tylko pobieżnie przypomnę kolejną tego typu telewizyjną atrakcję, która stała się hitem internetu — podpisy, które opisują gości zaproszonych do programu „Rozmowy w toku” polskiej Oprah, czyli Ewy Drzyzgi. Setki lajków na Facebooku zdobywały obrazki zaproszonych gości z podpisami w stylu: Julia (23 lata), magazynier Grzesiu, z którym miała romans nazwał ją „kochaną cycatą kierowniczką", Zuzia (17 lat), przed wyjściem na dyskotekę przez 2 godziny bierze prysznic, żeby zmyć z siebie zapach obornika albo Ania (30 lat) używa tipsów zamiast łyżeczki; tips z małego paznokcia to pół łyżeczki cukru, a z dużego — łyżka stołowa. Znowu nie mogłam uwierzyć — to wydawało mi się zdecydowanie zbyt durne, nawet na ogłupiającą telewizję. Zaczęłam podejrzewać, że jest w tym wszystkim jakiś podstęp. Jaki?
Refleksja przyszła kilka tygodni temu. Kolejna stacja telewizyjna wyemitowała odcinek programu, który sprawił, że internauci nie posiadali się ze śmiechu. Tym razem był to program „Ukryta prawda” (to także program paradokumentalny, tym razem w temacie konfliktów rodzinnych). Otóż najmłodszy syn pewnej religijnej rodziny postanawia zostać wampirem. Wszystko zaczyna się, kiedy rodzice znajdują w pokoju chłopca kolekcję gotyckich breloczków z „Bravo”. Potem jest tylko gorzej — chłopak zaczyna się malować i nosić ekscentryczne pelerynki, a dialogi lecą jakoś w ten deseń: Mama - Zrobiłam twoje ulubione pierogi ruskie. Syn - To jest pokarm zwykłych śmiertelników, nie będę tego jadł albo: Mama - Synu, idź do swojego pokoju. Syn - Nigdzie nie idę, zaraz będzie powtórka "Zmierzchu" na TVN-nie, muszę obejrzeć. Potem jeszcze syn pije krew, głaszcze plastikową czaszkę i tak dalej i tak dalej. Natomiast finał tego odcinka, którego może nie zdradzę, by nie psuć radości niezorientowanym w temacie (o ile tacy istnieją) swym idiotyzmem przyprawia o zawroty głowy i palpitację serca.
No więc, kiedy cały internet ryczał ze śmiechu, a na Facebooku mnożyły się fanpejdże Mikołaja-Wampira, wreszcie zrozumiałam, o co w tym wszystkim chodzi. Przecież producenci tych programów robią to specjalnie! Założę się, że po wielkim sukcesie odcinka z Mikołajem-Wampierm wśród internautów, którzy normalnie nie obejrzeliby ani 5 sekund programu „Ukryta Prawda”, znajdą się teraz chętni, którzy od tej pory będą z uwagą śledzić każdą, żeby jako pierwsi wyłapać wszystkie absurdy i śmiesznostki i jako pierwsi wrzucić je na swojego fejsa czy bloga. Jednym słowem — telewizja, żeby walczyć o skradzionych przez internet fanów, zamiast budować inteligentną alternatywę dla wszechobecnego w sieci szajsu, stawia na rzeczy tak głupie, że nawet przeciętny Polak nie jest w stanie uwierzyć, że to prawda. O tak, telewizja ogłupia. W zupełnie nowym stylu.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze