Kopciuszku, do dzieła!
CEGŁA • dawno temuZwiązałam się z kimś, kto za moją zgodą, bezwolnością, niszczył mnie – fizycznie i psychicznie. Mąż był kryminalistą i alkoholikiem. Wyjałowił mnie pod każdym względem – doprowadził do biedy, ruiny finansowej, byłam ścigana przez komornika i osoby z półświatka, do dziś spłacam długi po nim i dochodzę do siebie.Uciekłam od niego, zaopiekował się mną dobry człowiek – jak ojciec, przyjaciel, mężczyzna. Ale ja nie umiałam go pokochać...
Kochana Cegło!
W wieku tak pomiędzy 16 a 20 lat nie byłam w ogóle człowiekiem. Jak to możliwe? Związałam się z kimś, kto systematycznie, za moją zgodą, bezwolnością, niszczył mnie – fizycznie i psychicznie. Na pomoc rodziny nie mogłam liczyć – przy pierwszej ciąży wyrzucono mnie z domu i zgodzono się skwapliwie na ślub. Mąż był po prostu kryminalistą i alkoholikiem. Z nerwów trzykrotnie urodziłam martwe dzieci, dziś już, jako względnie młoda kobieta, nie mam szans na bycie matką. Poza tym, wyjałowił mnie pod każdym względem – doprowadził do biedy, ruiny finansowej, byłam ścigana przez komornika i mniej przyjemne osoby z półświatka, do dziś spłacam zresztą długi po nim i dochodzę do siebie.
W tamtym okresie życia najszczęśliwszym dniem dla mnie był ten, gdy męża zamknięto w więzieniu, a ja dowiedziałam się, że mogę za darmo i bez zbędnych formalności przeprowadzić zaocznie rozwód, Jakby promień słońca po raz pierwszy od lat padł na moją twarz… Bo ja też w jakimś sensie byłam w więzieniu, bez słońca i bez poczucia sensu życia.
Traf chciał, że jak w bajce – w jednej minucie wszystko się odmieniło. Uciekałam nie wiem dokąd i przed czym, bo teoretycznie byłam wolna… Spotkałam w pociągu starszego, eleganckiego mężczyznę. Brakowało mi wtedy kilku zębów, włosy wypadały na potęgę, wyglądałam jak straszydło i wszystkiego się bałam, nawet nie potrafiłam kulturalnie z ludźmi rozmawiać. Nie wiem, co ten człowiek we mnie zobaczył. Wiem, że po ośmiu godzinach jazdy byłam już w innym mieście, w ciepłym czystym łóżku, z puszystym kotem na poduszce. Rano podjęłam decyzję o pozostaniu. Do czego wracać?
Człowiek ten zaopiekował się mną – jak ojciec, przyjaciel, mężczyzna. Zaprowadził mnie do lekarzy, kupił ubrania, wysłał na kursy. Opłacił terapię, która trwała rok. Wreszcie znalazł mi pracę, a ja okazałam się w niej całkiem dobra. I bardzo mi zależało, by go nie zawieść. Przynajmniej częściowo…
Prawda była taka, że nie umiałam go pokochać. Znał i rozumiał moją przeszłość, wszystkie detale. Zgadzał się na to, że za jego dobroć nie potrafię odpowiedzieć uczuciem. Starałam się, byłam przy nim, okazałam się całkiem niezłą panią domu, nawet polubiłam seks. Jego hojność jednak, łącznie z pomaganiem mi w spłacie długów, kazała mi patrzeć na ten układ tak, jakbym była prostytutką. Nic nie mogło we mnie zatrzeć tego wrażenia i miałam poczucie winy, a także niezbyt lubiłam siebie – co z tego, że inaczej, niż kiedyś?
Los wtrącił się ponownie. Były mąż wyszedł z więzienia, nie wiem jak, ale mnie odnalazł. Widocznie jeszcze czegoś ode mnie chciał, za mało mi odebrał… Pewnego dnia wszedł po prostu do restauracji, w której pracowałam jako manager sali. Zobaczyłam widmo, a żeby nie robić skandalu, musiałam usiąść z nim przy stoliku i zmusić się do rozmowy, mimo że paraliżował mnie znany dobrze strach, ledwo mogłam oddychać. Opanowałam się jednak, terapia nie poszła w las… Grzecznie i z dystansem dałam mu do zrozumienia, że u mnie nie ma już czego szukać… I kiedy tak powoli stawiałam na swoim, wygrywałam z nim, a do niego docierało, że już się go nie boję – wtedy właśnie mój opiekun zjawił się też, przyjechał po mnie jak zwykle w godzinie, kiedy kończę pracę, tylko ok. kwadransa wcześniej niż zwykle… Tamtego zobaczył przez szybę ze mną i natychmiast odszedł…
W domu powiedział mi, że to koniec. Że wierzył w nas, ale nigdy nie patrzyłam na niego tak jak na tamtego… Dał kwiaty, chciał dać pieniądze na rozruch, nawet kupić mi mieszkanie na do widzenia… W takim momencie romantyczne gesty… Ogarnęła mnie rozpacz. Nie potrafiłam wykrztusić słowa, usprawiedliwić się, wyjaśnić źle zrozumianej sytuacji. To był koniec, nigdy nie zapomnę jego smutnych, pustych oczu. Mogłam tylko spakować się i wyjść… Tracąc w ten sposób prawdziwą miłość i szansę na szczęście, co nagle dotarło do mnie z ogromną siłą. Zbyt późno jednak.
Inga
***
Kochana Ingo!
Pomimo ekstremalnych doświadczeń, przyspieszających proces dojrzewania, dramatyzujesz mi tu jak pensjonarka, wybacz. Nie przyklasnę takiemu zachowaniu, skoro sama piszesz, że strachy masz już za sobą. Myśl przytomnie i takoż postępuj, zamiast szaty rozdzierać! Chyba, że to Ty jesteś utajoną, nieuleczalną romantyczką, a na dodatek fatalistką.
Na zdrowy rozum: czy warto – i czy coś za tym przemawia – pozwolić dawnemu prześladowcy, by ponownie zniszczył Ci życie? Tylko dlatego, że jest sprytny i ewidentnie miał kiedyś na Ciebie jakiś „magiczny” wpływ, skoro uznał, że może raz jeszcze spróbować? A może liczył, że nadal się go boisz, że zobaczy zaszczute zwierzątko? Na szczęście było inaczej, przeliczył się. Opamiętałaś się i pokazałaś mu drzwi. Brawo! Jaki więc demon sprawił, że natychmiast nie wytłumaczyłaś tej sytuacji w prosty i zgodny z prawdą sposób swojemu przyjacielowi?
Musisz szczerze pogawędzić sama ze sobą. Czy czujesz coś jeszcze (wbrew krzyczącym faktom) wobec „byłego”? Mam nadzieję, że nie. Możliwe jednak, że zabił w Tobie umiejętność rozeznania, czym jest miłość, zablokował Cię. Niełatwo to odkręcić terapią, ale można spróbować użyć własnego rozumu. Na własnej skórze przekonałaś się, że szalone młodzieńcze porywy niekoniecznie są miłością i bardzo łatwo się pomylić. Wybacz to sobie i… myśl dalej. To, co spotkało Cię teraz, z idealistycznego punktu widzenia nie jest może układem „czystym”, ale z życiowego za to – idealnym dla dziewczyny z Twoim brzemieniem. Nie popełniaj tego błędu i nie oceniaj negatywnie swojej roli, ani tym bardziej roli partnera w tym, co Was łączy. Ten człowiek doprowadził Cię do punktu, w którym na dobrą sprawę jesteś niezależna: i od przeszłości, i od niego, możesz pójść własną drogą, jeśli chcesz. To wspaniały prezent. Choćby z niego może zrodzić się samoistnie miłość, której istnienia w sobie nie podejrzewasz. Utarło się bowiem, że wdzięczność zabija uczucie i wiedzie jedynie do przymusu. Walczmy z takimi schematami, gdy jest o co walczyć.
Za mało czasu poświęciłaś też moim zdaniem temu człowiekowi, poznawaniu go. Prowadziłaś dom, towarzyszyłaś, pozwalałaś się ratować i rozpieszczać. W sumie jednak niewiele o nim wiesz, skoro jego reakcja tak Tobą wstrząsnęła, że aż zaniemówiłaś… A przecież osoba wrażliwa jak Ty, po przejściach, pewne rzeczy powinna rozumieć w lot: jest to człowiek owszem, hojny, zakochany, ale też z pewnością nieśmiały, zakompleksiony, czekający na znak uczucia. Na pewno nie żaden heros, który wkroczy do knajpy i da kryminaliście w nos… Nie przyszło Ci do głowy, że z posiadaną już wiedzą, on się na widok Twojego „eksa” zwyczajnie przestraszył? Może uznał, że zechcecie wrócić do siebie, a on oberwie w ciemnej uliczce za to, że ośmielił się Tobą zaopiekować? Nie czuje się na siłach wdawać w takie boje, w panice więc postanowił się wycofać… I co zobaczył? Że się potulnie pakujesz, jak winowajczyni. Lub jak osoba zawiedziona faktem, że zamiast wrzeszczeć i rozwalać meble, przyjął postawę pasywną i melancholijną.
Wielki błąd, Ingo – oby do naprawienia! Ale działać musisz zacząć jeszcze dziś. Nie wiem, na jakim etapie rozstania jesteście. Powinnaś jednak poszukać go i nakłonić do spotkania, argumentując, że przedtem nie było okazji do spokojnej rozmowy, bo sytuację odebraliście oboje zbyt emocjonalnie i jednoznacznie. Nie okłamuj go w niczym, nawet w najmniejszym stopniu. Ale jeśli cenisz jego przyjaźń i bliskość, potrzebujesz poczucia bezpieczeństwa, jakie Ci zapewnia – powiedz to wyraźnie. Jeśli wizyta „eksa” w restauracji była przypadkiem i totalnym, bardzo niemiłym dla Ciebie zaskoczeniem, niczym więcej – podkreśl to dobitnie, trzema kreskami. I najważniejsze: jeśli nie wiesz, czy kochasz tego człowieka, nie mów na razie o miłości. To trudny temat i słowo zarezerwowane na wyjątkowe okazje. Uczciwość nakazuje na taką okazję zaczekać.
Ale proszę – szybko coś zrób, by uratować tę sytuację lub przynajmniej nie pozostawić człowieka, który okazał Ci tyle dobroci, pogrążonego w całkowitym mroku… Bez względu na to, co się dalej z Wami stanie, oboje poczujecie się lepiej.
Trzymam mocno kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze