Oblężona przez młode rycerstwo
CEGŁA • dawno temuKiedy byłam młodą dziewczyną, świeżo po studiach, miałam poważne problemy z nadwagą i pewnością siebie. Musiałam wyglądać jak pulchna śpiewaczka z Mazowsza. Miałam adoratorów, ale dużo starszych. Dziś mam blisko pod pięćdziesiątkę, jestem bezdzietną panną po kilku przelotnych związkach. Teraz przeżywam istne oblężenie ze strony… młodego rycerstwa. Kiedyś otaczali mnie starcy, dziś – młodzieńcy. Coś musi być tego przyczyną, tylko co?
Kochana Cegło!
Kiedy byłam bezdyskusyjnie młodą dziewczyną, taką 23–25 lat, świeżo po studiach, miałam poważne problemy z nadwagą i pewnością siebie, chodziłam do psychologa. Pamiętam, nosiłam wtedy gruby warkocz do pupy albo zrobiony z niego imponujący obwarzanek, i do tego obowiązkowo maskujące stroje – powłóczyste spódnice, wielkie swetrzyska, męskie koszule, chusty-poncza. Miałam jednak dosyć ładną, jasną i świeżą cerę, no i te wsiowe, hodowane na prośbę babci włosy… Musiałam chyba wyglądać jak pulchna i hoża śpiewaczka z Mazowsza:). Nie da się więc ukryć, miałam też adoratorów, ale… starszych, dużo starszych. Wręcz momentami obleśnych – lub tak mi się wtedy zdawało. Straszliwie mnie to dręczyło i upokarzało – te spojrzenia, zagajenia. A dla swoich rówieśników byłam szkłem, powietrzem, mimo że teoretycznie trudno ominąć wzrokiem czy przeoczyć coś tak dużego jak ja wtedy.
Psycholog pomógł mi trochę pozbierać się do kupy i radzić sobie z niechcianymi zaczepkami (pamiętam, to były początki kariery pojęcia „asertywności” w naszym kraju), prawdziwym i jedynym lekarstwem na moje bolączki okazało się jednak schudnięcie (banał, wiem), które zresztą zajęło mi ładnych kilka lat, chyba z pięć.
Potem zajęłam się karierą naukową i tak, zakopana w książkach, zapomniałam, że nareszcie wyglądam tak, jak chcę, pod względem tuszy. Przespałam to, tłukąc doktoraty i profesury, jeżdżąc po stypendiach i sympozjach, dając odczyty w szarych, nijakich kostiumach. Włosy obcięłam, co jeszcze dodało mi nijakości, upodobniło mnie do reszty „kobiet nauki polskiej” w okularach. Zapracowane ciało i umysł same spalały nadmiar kalorii, już bez moich starań.
Dziś mam blisko pod pięćdziesiątkę, jestem bezdzietną panną po kilku przelotnych związkach z kolegami naukowcami. Mam kilkanaście tysięcy książek (w papierze:)) i dwa psy. Wyglądam chyba lepiej niż kiedykolwiek, jeśli idzie o figurę, bo twarz nigdy nie była nadzwyczajna, mimochodem przez ostatnie lata znalazłam swój styl w ubraniu. I są efekty — opłakane. Teraz przeżywam istne oblężenie ze strony… młodego rycerstwa:).
Gdzie się nie obrócę: czy pójdę na koleżeńską imprezę, czy na pracową, czy rodzinną – rzuca się na mnie młodzież: studenci, dzieci znajomych (!), 30-letni, nieznani mi bliżej kuzyni. To krepujące i zarazem zabawne. Czy miłe – nie wiem. Na pewno nie tego szukam i możliwe, że za szukanie zabrałam się za późno, moja strata. Ale nie jestem zgorzkniała ani rozżalona, wiem, że w każdym niemal wieku można nawiązać relację. Widocznie już zawsze będę się podobała nie tym, którzy mnie pociągają.
Miałam też śmieszny epizod w necie, założyłam sobie konto podając cel matrymonialny, zawiesiłam kilka aktualnych zdjęć, opisałam szczerze zainteresowania i sytuację życiową, podałam wiek. 90 procent maili otrzymałam od mężczyzn w wieku 28 — góra 37 lat, rekordzista miał 22… Chcieli różnych rzeczy – przyjaźnić się, rozmawiać, rozbierać na skypie, robić mi zdjęcia, pisali mi wiersze i że jestem piękna… To oczywiście lepsze niż statystyczny 50-latek, interesujący się polowaniami i dopieszczaniem drewnianego domku nad Biebrzą, ale…
Pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką kobieta z reguły wychodzi za mąż, rodzi dzieci, zostaje babcią. Mnie te środkowe 20 lat ominęło i nadrobić się raczej nie da, oczywiście nie marzę o rodzeniu dzieci. Ale tak samo jak 25 lat temu, wolałabym spotkać kogoś fajnego w moim wieku i podobnej sytuacji. Kiedyś otaczali mnie starcy, dziś – młodzieńcy. Coś musi być tego przyczyną, tylko co?
Niepocieszona_49
***
Kochana pani Profesor:)!
Opisane przez Ciebie zjawisko nie wynika – ani wtedy ani teraz — z Ciebie, z Twoich mankamentów, lecz z pewnych mechanizmów naturalnych i społecznych.
Masz w sobie ogromny potencjał znalezienia drugiej połówki, już przez samo poczucie humoru i autoironię, której pewnie nawet nie zauważasz. Może zauważają je młodzieńcy, spragnieni romansu z inteligentną, starszą od siebie kobietą? Jest ich wielu, to naturalny pęd, po części biologiczny, ale nie tylko: panowie po andropauzie szukają fizycznego i psychicznego odmłodzenia poprzez partnerkę, mężczyznom młodym imponuje u kobiet doświadczenie i wiedza, ale też, nie ukrywajmy, chcą z tych walorów skorzystać.
Praca z psychologiem szła w dobrym kierunku, chyba jednak skończyła się przedwcześnie. Asertywność to nie tylko umiejętność mówienia „nie”. To także uczciwy i realistyczny ogląd samej siebie, zgoda na wady, duma z zalet. Takie asertywne „jestem jaka jestem”. Myślę, że brakuje Ci trochę tej przychylności wobec samej siebie na każdym etapie życia, a to niedobrze. Niby cieszysz się, bo schudłaś, ale wcale nie jesteś z siebie zadowolona. A ważne, byś nauczyła się interpretować lub nawet obracać pewne sytuacje na swoją korzyść. Oto przykłady.
Zamiast „byłam gruba, nie podobałam się rówieśnikom” – „młodzi chłopcy zwykle wzdychają do najszczuplejszych, to mija z czasem, dlatego podrywali mnie dojrzali mężczyźni”.
Zamiast „niepotrzebnie zajęłam się pracą i straciłam najlepsze lata” – „jestem osobą nieszablonową, nie można mnie wcisnąć do żadnej szufladki. Jestem dumna ze swoich osiągnięć zawodowych, tak jak moje koleżanki mogą być dumne z sukcesów swoich dzieci. Postawiłam na innego konia i jestem po prostu w innym punkcie życia, niż one w tym samym wieku.”
Zamiast „jestem przeciętną okularnicą, zażenowaną zalotami młodszych mężczyzn – co oni we mnie widzą?” – „jestem zgrabną, pełną energii kobietą w sile wieku, której ostatnio zmieniły się priorytety. Mogę osiągnąć wszystko, co zechcę”.
Jesteś bystra. Te przykłady są naiwne, ale prawdziwe i nie tak trudne do realizacji, wystarczy odrobina systematyczności i samokontroli w codziennym ocenianiu siebie i innych. Może w niektórych obszarach jesteś niewolnicą stereotypów.
Czujesz np. rzekomą presję otoczenia, które ma Ci „za złe”, że jesteś wolna, szczupła, możesz nosić dziewczęce sukienki i podkreślać figurę. Masz poczucie winy i wstydu z powodu tego, że kręcą się w pobliżu młodsi mężczyźni a to przecież „nie wypada”. Daj spokój z takim myśleniem – jesteś wolna, niezależna i nikomu nie robisz krzywdy, kogo dziś obchodzi metryka w dużym mieście.
Z drugiej strony, wybacz, ale bywasz surowa i sarkastyczna wobec innych, wyczuwam np. pogardę wobec tych wszystkich bogu ducha winnych mężczyzn po 50., którzy zabijają czas i zatrzymują młodość jakimś hobby. Nie musisz wiązać się ani z dwudziestolatkiem dedykującym Ci romantyczne wiersze, ani z myśliwym, jeśli Ci to nie odpowiada. Pamiętaj jednak, że jeśli nie chcesz być oceniana powierzchownie, sama też nigdy nie rób tego innym. Nie klasyfikuj ludzi w grupy, nie ustawiaj pod jeden strychulec. Zwłaszcza, że sama jesteś kobietą oświeconą.
Wiadomo, że z takim umysłem i oczekiwaniami nie zafascynują Cię u mężczyzny sentymentalne westchnienia ani pykanie fajeczki w bujaku na werandzie. Oni znajdą swoje szczęście gdzie indziej, Ty zrób to samo. Szukaj wśród „swoich”. Może zbyt pochopnie prześlizgnęłaś się jednym zdaniem po tych kilku krótkich relacjach, w które jednak weszłaś? Może był to właściwy, najlepszy dla Ciebie trop – pokrewna dusza naukowca, poznanego w biegu na sympozjum? Poza wszystkim, to wbrew pozorom jest szalenie romantyczne i ekscytujące, przynajmniej dla mnie.
Zastanów się nad tym i nie mów mi, że „w Twoim wieku” wszyscy są już zajęci niańczeniem wnuków. Szukaj wśród ludzi z odzysku, tak jak się szuka niepowtarzalnego ciuszka w second-handzie. Trafiają się brylanty…
Powodzenia, dziewczyno!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze