Jej Chudość Anoreksja
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuReprezentują ją najpiękniejsze kobiety zdobiące okładki prestiżowych pism i pożądane przez tysiące mężczyzn. Do grona jej poddanych dołączają dobrowolnie nowe, chcące dorównać ideałom z wybiegu. Jej Chudość Anoreksja to okrutna królowa, która mamiąc ułudą lepszego życia, wysysa je z młodych dziewczyn zakochanych w niej bez pamięci, wiodąc co dziesiątą z nich na śmierć.
W wychudzonej twarzy o zapadniętych policzkach, pokrytych białą, pergaminową skórą przykuwają uwagę brązowe oczy. Przeraźliwie smutne, ale jeszcze błyszczące ostatkiem życia. Nieatrakcyjnie sterczące spod łuszczącej się skóry kości wyglądają, jakby otarły się o śmierć. Tak wyglądała dwudziestoletnia Monika, zanim trafiła na oddział do szpitala, nie mogąc samodzielnie się poruszać. Diagnoza była prosta: anoreksja. Starała się o nią ponad pół roku. Miała dać jej pewność siebie, rozwiązanie bieżących problemów, zachwyt otoczenia. Tymczasem o mało co nie zaprowadziła jej na cmentarz. Z tamtego okresu zostało jej tylko to jedno zdjęcie. Resztę spaliła w symbolicznym geście, rozstając się z chorobą trzy lata temu.
Suchar na śniadanie
Anoreksja, często nazywana jadłowstrętem psychicznym, to zaburzenie odżywiania, które polega na ograniczaniu jedzenia. Chorzy silnie koncentrują się na ilości (jak najmniej!) i jakości pokarmów (niskokalorycznie!), co prowadzi do drastycznego spadku masy ciała. Chorobę opisali po raz pierwszy w XIX wieku Ernest Lasčgue i William Gull. Zaczyna się pozornie niewinnie. Od lekkiej diety, mającej oczyścić organizm albo zmniejszyć wagę raptem o 2–3 kg. Od samokrytyki i braku akceptacji siebie lub swojego ciała.
Podobnie zaczęła Monika. — Wydawało mi się, że jestem gruba. Postanowiłam zrzucić kilka kilogramów. Kiedy to osiągnęłam, znajomi prawili mi komplementy: „jak wspaniale wyglądasz!”. Zachłysnęłam się nimi i chciałam schudnąć jeszcze więcej – opowiada.Poparcie dla tego celu łatwo uzyskać w otaczającym świecie reklam, mediów, telewizji. Wychudzone, kościste modelki tworzą jedyny bezdyskusyjny kanon piękna. Dla wielu z nich chudy wygląd jest przepustką do lepszego życia, do luksusu. To one, te, którym się udało, są wzorcem do naśladowania. Pojawia się myśl: skoro im się powiodło, to mnie też się uda, tylko muszę być taka jak one.
Przekonanie to podtrzymuje czynnik kulturowy, bo powszechnie panuje uwielbienie dla szczupłej, a nawet chudej sylwetki. Potem jest walka o pozbycie się urojonych wałków tłuszczu na ciele, a każdy gram mniej jest powodem do dumy i radości. Codziennym głodówkom towarzyszy poczucie, że dzięki odchudzaniu można stać się lepszym. „Ana”, jak bywa nazywana anoreksja, zaczyna rządzić nie tylko ciałem, ale i myślami. Przychodzi etap, gdy zaczyna się obsesyjne postrzeganie siebie jako potwora z nadmiarem cielska. Bronią przeciw niemu są coraz mniejsze racje żywnościowe, nie większe niż 250 czy 300 kalorii dziennie.
Monika wspomina okres, kiedy jadła jednego suchara na śniadanie. Reszty posiłków nie było. — Zabijałam głód piciem wody, czasem, jak nie mogłam wytrzymać, piłam sok. Zdarzało się, że na obiad zjadałam kefir czy jogurt. Miałam potem wyrzuty sumienia, że tak się obżarłam, i wieczorem szłam na siłownię albo pobiegać, żeby spalić kalorie – opowiada.
Zabić niekomfortową przypadłość
Na forach internetowych anorektyczki licytują się:„Ważę 32 kg przy 162 cm”,„Obecna waga: 47,5 kg, obecny wzrost: 172 cm”,„Wzrost: 177 cm, waga 49 kg, wymiary: 79/58/88. W końcu jestem modelką”.Mimo głodu i cierpienia są wiecznie niezadowolone z osiągniętej wagi. Nadal chcą, by przy kolejnym ważeniu wskazówka pokazywała mniej niż poprzednio. Maskują się przed otoczeniem, udzielają sobie rad, jak się ubierać, żeby nikt z rodziny nie przyczepił się do wychudzonego wyglądu. Chowają lub wyrzucają jedzenie.
— Zakładałam po kilka warstw ubrań na siebie. Nie tylko dlatego, żeby ukryć przed rodziną moje ciało (które ciągle wydawało mi się za grube, mimo że schudłam prawie 20 kg!), ale i dlatego, żeby nie było mi zimno. Nawet latem, przy dużych upałach nosiłam bluzkę z długim rękawem. Inaczej dostawałam gęsiej skórki i zaczynałam się trząść – zwierza się Monika.Nie wydawało się jej to ani trochę podejrzane. Nawet wówczas, gdy zaczęły jej wypadać włosy i gdy przestała miesiączkować. Ucieszyła się, że dzięki swojej wytrwałości zabiła tę niekomfortową kobiecą przypadłość. Była panią swojego życia, nie zauważając, że to Królowa Anoreksja ma nad nią całkowitą władzę.
Do anorektyków nie dociera, że to choroba, która nieleczona może zakończyć się śmiercią. Współczynnik umieralności wynosił wśród chorych na anoreksję nawet do 22%. Obecnie liczba śmiertelnych przypadków zmniejszyła się do około 10%. To zasługa coraz lepszego rozpoznania i rozumienia przyczyn choroby i większej oferty terapeutycznej.
Ucieczka w chorobę
Najczęściej podłożem anoreksji jest postawa buntu danej osoby wobec życia i otoczenia. Trudności w relacjach z innymi ludźmi, problemy w rodzinie, z rodzicami skutkują ucieczką w chorobę. Wyjść z niej ciężko. Bo niedostatek uczuć, problemy emocjonalne i pojawiająca się krytyka wyglądu otoczenia powodują, że chorzy odsuwają się od innych.
Dzisiaj Monika wie, co było przyczyną jej choroby. — Moi rodzice się rozwodzili, ich codzienne kłótnie mnie wykańczały. Zajęci sobą, nie byli mną zainteresowani, nie miałam w domu z kim porozmawiać, nie chciało mi się do niego wracać. Kiedy zaczęłam się głodzić, czułam, że robię coś ważnego dla siebie. A to był krzyk o pomoc, o to, żeby mi ktoś poświęcił uwagę – mówi.
Nadszedł dzień, kiedy Monika, ważąc 45 kg przy wzroście 170 cm, straciła przytomność i odzyskała ją dopiero w szpitalu. Kroplówki, przymusowe karmienie – to był koszmar. Potem zaczęła się terapia. Trwała ponad pół roku. — Wizyty u psychologa pomogły mi zrozumieć, że jedzenie nie jest moim wrogiem. Że źródło mojej choroby jest gdzie indziej – w głowie. Że leczeniu podlegać ma psychika, bo to ona nami steruje – tłumaczy.
Dzisiaj Monika nie ma problemów z zaburzeniami żywienia. Waży 10 kg więcej, jest w pełni zdrowa. Ma szczęście, bo zaledwie około 35% osób dotkniętych anoreksją wraca do w pełni normalnego funkcjonowania. Część z nich może mieć nawroty choroby. Im szybciej się zareaguje i trafi na leczenie, tym większe są szanse na wyjścia z choroby, odnosząc jak najmniejszy szwank.
Eksperyment na żywym organizmie
Próby leczenia mogą spełznąć na niczym, bo jak pisze na swojej stronie internetowej Kasia, która przeszła tę chorobę: „Nie da się przekonać anorektyczki, że powinna jeść więcej, gdyż jedząc mało, czuje się świetnie, więc nie chce tego zmieniać. (…) Anorektyczce dobrze jest z jej chorobą, a każdy, kto tę chorobę atakuje, traci zaufanie chorej”.
Anoreksja to wierzchołek góry lodowej. Bo jest mnóstwo innych zaburzeń odżywiania: bulimia, nocne podjadanie, sięganie po jedzenie w sytuacji stresu lub z nawyku. Do gabinetów zajmujących się ich leczeniem często trafiają osoby pod przymusem rodziny, bliskich. Ale terapia będzie skuteczna tylko wtedy, gdy chory ma świadomość choroby i szuka pomocy. Leczenie może trwać od kilku miesięcy do kilku lat.
Ważniejsze od samej choroby są jej przyczyny. Ich poznanie jest podstawą do rozpoczęcia właściwej terapii. Danuta Wieczorkiewicz, prowadząca od pięciu lat Gabinet Terapii Zaburzeń Odżywiania, tłumaczy: - W leczeniu chorych z zaburzeniami odżywiania nie chodzi tylko o sposób żywienia, ale również o to, aby przywrócić pacjentowi prawidłowe funkcje społeczne. Aby umiał wchodzić w relacje z innymi, aby poprawiła się jego jakość życia. Kiedy to się stanie, jedzenie przestaje być dla pacjenta problemem i wówczas samoistnie zaczyna się normalnie odżywiać.
Dobrze, że chorym można pomóc i że świadomość zaburzeń odżywiania jest coraz większa. Jednak lansowany wizerunek chudego kanonu piękności ma się doskonale, a znani projektanci i sklepy z ubraniami wprowadzają do sprzedaży ciuchy w rozmiarze zero (odpowiadającym wielkością numerowi 32 noszonemu przez 12-latki), a nawet ujemne zero czy podwójne zero. Dopóki nie skończy się publiczna rywalizacja postaci medialnych o zgubienie jak największej liczby kilogramów, dopóty Jej Chudość Anoreksja będzie rozszerzać grono swoich poddanych.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze