Do miasta czy na wieś?
CEGŁA • dawno temuPrzyjechałam z małego, chociaż rozwijającego się dzielnie miasteczka do dużego. Szok był też ogromny. Już nie budził mnie śpiew ptaków. Zamiast tego dygot ciężarówek za oknem i spłoszone myśli: co dzisiaj? Czego uda mi się dokonać i jakim sposobem? Bo rachunki, bo ambicje, bo ukochany też tutaj i podoba mu się – w przeciwieństwie do mnie. Ukochanego już nie ma, pracuję 10 godzin dziennie, chodzę na siłownię i biegam. Ale źle się czuję, dopadły mnie smutki, bo nie wiem, do czego dążę, czy o to mi chodziło, kiedy tu przyjechałam? Tęsknię za rodziną.
Droga Cegło!
Przyjechałam z małego, chociaż rozwijającego się dzielnie miasta-wsi do dużego. Szok był też ogromny. Już nie budził mnie śpiew ptaków. Zamiast tego dygot ciężarówek za oknem i spłoszone myśli: co dzisiaj? Czego uda mi się dokonać i jakim sposobem? Bo rachunki, bo ambicje, bo ukochany też tutaj i podoba mu się – w przeciwieństwie do mnie.
Przez ten rok wiele się zmieniło, wiele pozostało po staremu. Nie umiem, nie mam czasu tego ocenić, właśnie czas jest chyba największym problemem. Nie ma go. Pracuję 10 godzin, chodzę na siłownię. Udało mi się schudnąć kilka kilogramów, obcięłam włosy, podobno wreszcie wyglądam jak człowiek. To opinia mojego chłopaka, z którym już nie jestem, ale nie chcę o tym pisać.
W pewnym momencie bardzo źle się czułam, dopadały mnie smutki. Stawałam przed wystawą z roleksami po 20 tysięcy i zastanawiałam się, czy naprawdę wystarczy taki zegarek, plus buty za 1000 zł, i już się jest dobrze ubraną? Czy do tego dążę, o to mi chodziło, kiedy tu przyjechałam? Poradziłam sobie z melancholią za pomocą biegania.
Tęskniłam też bardzo za rodziną. Pozostał w środku jakiś niepokój, ale pani lekarka pochwaliła mnie. Powiedziała, że świetnie panuję nad stresem i należę do tych szczęśliwych osób, które nie mają predyspozycji do depresji, bo w każdej sytuacji umieją działać. Pomyślałam sobie wtedy: szkoda. Depresja to takie zatrute jabłko. Chciałabym zjeść kawałek, zasnąć, i żeby ktoś – niekoniecznie królewicz – obudził mnie i przeniósł magicznie z powrotem do domu. Samodzielnie nie umiem podjąć tej decyzji. Mimo że rodzice bardzo mnie namawiają. A ja nie wiem, co mnie tu trzyma. Perspektywa posiadania tego wszystkiego, co opisują pisma? To by znaczyło, że jestem już całkiem pusta w środku.
Poprostusmutna
***
Droga Dziewczyno!
Trudno diagnozować na odległość – zwłaszcza cudze diagnozy – myślę jednak, że lekarka (zapewne internista) trafnie oceniła, co Ci NIE dolega. Pewne rzeczy wyłapuje się dość szybko w wywiadzie i raczej się ich nie lekceważy. Nie znaczy to, że nie przydałaby Ci się konsultacja specjalisty. Zagubienie to na szczęście jeszcze nie depresja, ale też nic fajnego.
W Twoim liście, poza rezygnacją, widać też chęć walki i dużą umiejętność samooceny, samoanalizy nawet. To cenne dary. Jest jednak bardzo zwięzły i dlatego mogę jedynie zgadywać, co doprowadziło Cię do rozdroża, na którym obecnie stoisz. Może było tak, że wyjechałaś w ślad za chłopakiem i po rozstaniu nie zauważyłaś, że wszystko straciło sens? Nie dopuściłaś do siebie tej interpretacji? Postanowiłaś sobie (i nie tylko sobie) udowodnić, że masz niezależne, wyższe cele do zrealizowania? A może inne cele były zawsze, tylko samotność odbiera Ci impet?
Ambicje same w sobie nie są niczym złym. Przystępując do ich realizacji, warto jednak mieć już zdefiniowany system wartości – taki, który nie runie na pierwszym zakręcie. Myślę, że tego właśnie Ci zabrakło, mimo że „teoretycznie” świetnie sobie radzisz. Wbrew sobie przyjmujesz zatem cudze lub sztucznie wykreowane wartości za swoje: wielkie miasto, dobra praca, odpowiednia aparycja, zaradność, samowystarczalność…
Moim zdaniem nie musisz wcale rejterować i porzucać wszystkiego, co osiągnęłaś. Wystarczy, że złapiesz równowagę i ponownie odnajdziesz oraz zaakceptujesz prawdziwą siebie, z potrzebami i tęsknotami, które przestałaś zaspokajać. To, że w codziennej, bezwzględnej rywalizacji brak miejsca na przyjaźń czy bycie sobą, to duże uproszczenie, jedno z wielu zresztą. Spróbuj na nowo czytać świat, po swojemu. Nie zamykaj się w wielkomiejskich rytuałach – to nie serial, to Twoje życie.
Przeczytałam ostatnio piękne zdanie: Luksus to nie posiadanie, to poczucie. Myślę, że dla Ciebie luksus to nie siłownia, restauracja, dobry fryzjer i zegarek. W Twoim wypadku będą to raczej częste wizyty w domu, znajdowanie i pielęgnowanie wartościowych relacji z ludźmi, którzy czują i widzą podobnie (uwierz mi, wokół Ciebie są tacy!), wyjazdy w plener w poszukiwaniu kontaktu z przyrodą, spokój i relaks. Oczywiście, jeśli zostaniesz tu, gdzie jesteś, musisz pracować i płacić rachunki, każdy musi. Chodzi o to, byś "zbalansowała" obowiązki przyjemnościami. A mam wrażenie, że Tobie poczucie szczęścia może dać współistnienie z jakąś bratnią duszą, dzielenie się emocjami, zbliżone doznawanie świata. Nie musi to być od razu miłość, na początek wystarczy jedna dobra przyjaciółka, z którą mogłabyś wyjść z izolacji, pogadać o wątpliwościach, pokonać smutek. Rozejrzyj się. I działaj!
Trzymam kciuki z całej siły!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze