Czy zacieśniać luźny związek?
CEGŁA • dawno temuZ moim partnerem jestem od 8 lat, niedawno stuknęła mi 30. Nasz model to: niemieszkanie razem, spędzanie razem 2 weekendów w miesiącu, plus 2 razy w roku wspólny urlop. W 30. urodziny ogarnęło mnie uczucie pustki. Pomiędzy spotkaniami czuję się, jakbym była samotna, niezwiązana z nikim. Kiedyś chciałabym jednak założyć rodzinę – na pewno z dziećmi i we wspólnym mieszkaniu. Ogarnęły mnie wątpliwości.
Droga Cegło!
Z moim partnerem jestem już od 8 lat, niedawno stuknęła mi trzydziestka, on jest 10 lat starszy.
Nasz model to: niemieszkanie razem, spędzanie razem 2 weekendów w miesiącu (czasem jest to tylko sobota lub tylko niedziela), plus 2 razy w roku wspólny urlop po ok. 2 tygodnie. Z racji tego nasze spotkania mają jakby odświętny charakter, mimo że zawsze i za wszystko płacimy po połowie. Jest to wyjście do teatru czy opery, restauracja, wystawa, wyjazd na weekend za miasto, zwiedzanie Polski lub Europy.
Miałam wiele okazji do poznania mężczyzny chętnego do klasycznych randek, spotykania się, może kiedyś czegoś więcej – nie korzystałam, myśląc sobie zawsze: no jak to, przecież ja już "kogoś mam".
Ale po tych równych, 30. urodzinach ogarnęło mnie uczucie dziwnej pustki. Pomiędzy spotkaniami z moim partnerem czuję się właściwie tak, jakbym była kobietą samotną, niezwiązaną z nikim. I de facto związaną nie jestem – żadną umową, przyrzeczeniem, deklaracją. Nigdy nawet nie powiedzieliśmy sobie "kocham", pomimo że uprawiamy seks.
Kilka lat temu zapytałam go nawet z głupia frant, czy może ma żonę, rodzinę… Ogromnie go to zdziwiło, nawet rozbawiło, czemu nie zapytałam o to wcześniej, skoro byłam ciekawa. Dla niego było oczywiste, że nie ma żadnej żony, skoro jest ze mną. Ale ja nie pytałam, bo układ był, jaki był, a on jest człowiekiem raczej skrytym i milkliwym – chociaż pełnym zalet, poczucia humoru i innych cech, które lubię lub szanuję. Np. Jest uczciwy, słowny, można na nim polegać.
Kiedy doszłam do wniosku, że na co dzień czuję osamotnienie i w sumie kiedyś chciałabym jednak założyć rodzinę – niekoniecznie poprzez ślub, ale na pewno z dziećmi i we wspólnym mieszkaniu – ogarnęły mnie wątpliwości, o których mu powiedziałam otwarcie. On był równie szczery, nie po mojej myśli jednak. Powiedział, że taki model, jaki mamy, to jedyny, jaki on potrafiłby zaakceptować. Przyznał, że nieudane małżeństwo w młodym wieku zniechęciło go do przesadnej bliskości i wikłania się w tzw. codzienność. Zasugerowałam, że mógłby raz jeszcze spróbować i zmienić zdanie… Tak się złożyło, że akurat po tej rozmowie miał wyjechać służbowo na 10 dni. Dlatego zapytał mnie rzeczowo, czy to jest jakieś ultimatum, bo jeśli tak, to on jest absolutnie zaskoczony i niegotowy na takie rozważania. Zapytał mnie również, czy jestem z nim nieszczęśliwa. A ja… popełniłam być może błąd, ponieważ… zawahałam się z odpowiedzią.
Pożegnaliśmy się bardzo czule (jak na nasze zwyczaje) i pojechał. Przyznam, że trochę boję się rozmowy po jego powrocie. Będę się zapewne musiała zdeklarować, o co mi dokładnie chodzi. A w sumie nie wiem. Po prostu, przez takie 2 tygodnie pomiędzy spotkaniami zdarza mi się czasem zapomnieć, że w ogóle mam kogoś bliskiego. I chyba chciałabym jednak, żeby wyglądało to trochę inaczej.
Nika
***
Droga Niko!
Statystycznie para dorosłych ludzi pobiera się lub przynajmniej zamieszkuje wspólnie najpóźniej 2 lata od momentu pierwszego spotkania. Ale to tylko statystyka. Wariantów związku, jak wiadomo, jest mnóstwo. Część z nich jest bardziej układami niż związkami.
Wasz wydaje mi się dosyć luźny, i to nie tyle poprzez częstotliwość spotkań, ile z powodu mało wyczuwalnych emocji. Być może to właśnie odbierasz jako pustkę. Znajomi, przyjaciele mogą sobie tworzyć ulubione rytuały – cotygodniowe wyprawy do kina czy coroczne wycieczki do Paryża. Ale związek kobiety i mężczyzny o podłożu romantyczno-erotycznym to twór nieco bardziej dynamiczny. Musi się zmieniać, ewoluować. Nie zawsze jest to przyspieszenie, rozwój, zbliżenie – bywają fazy odwrotne, polegające na pewnym wyciszeniu. Ale "w interesie powinien być ruch", bo inaczej wkrada się rutyna, a wkrótce — znużenie i nuda.
Oczywiście, nie dla każdego działa to w ten sam sposób. Twój partner jest zadowolony, nie zmieniając w Waszej relacji niczego od tylu lat. Wierzę, że nie udaje. Ma wszystko wygodnie poukładane: jest zraniony, rozczarowany nadmiarem bliskości, zatem — ostrożny. Nie widzi powodu, by otwierać się bardziej, Ty poczułaś pierwsze wątpliwości, dojrzałaś do czegoś więcej. Pytanie brzmi, czy to "więcej" ma się wydarzyć akurat z tym mężczyzną. I czy ma szansę się z nim wydarzyć. Nie mogę Ci udzielić wiążącej odpowiedzi na takie pytanie, zadecydować za Ciebie, czy powinnaś go porzucić i rozejrzeć się za kimś innym, czy też zostać i spróbować go zreformować w kierunku swoich potrzeb. Mogę tylko podpowiedzieć, że reforma taka może okazać się dość trudna i w efekcie zepsuć to, co między Wami dotąd działa bez zarzutu.
Nie zapominam jednak, że Tobie przestało to wystarczać. Dlatego namawiam: zostaw inicjatywę jemu i nie bój się konfrontacji. A jego nieobecność wykorzystaj na szczerą pogawędkę z samą sobą. Zadaj sobie te pytania, na które ja Ci odpowiedzieć nie umiem: czy kochasz tego mężczyznę? Czy widzisz go w roli ojca Twoich dzieci? Chcesz widywać codziennie przy śniadaniu zamiast co drugi weekend przy świecach? Jeśli tak, możesz zawalczyć. Dowiedzcie się wreszcie, co do siebie nawzajem czujecie, nazwijcie to po imieniu.
Bo jeśli chociaż z jednej strony brakuje miłości, to cieplejszy model chyba trzeba będzie zbudować z kimś innym…
Trzymam kciuki!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze