Kłócimy się o mamę...
CEGŁA • dawno temuJestem zestresowana poważnym konfliktem, jaki powstał pomiędzy mną i dwiema moimi siostrami na tle dalszych losów naszej ukochanej mamy. Moja pozycja jako najmłodszej córki jest najsłabsza, a tatuś się nie wtrąca, zawsze zresztą miał taką osobowość. Mama jest poważnie chora na Alzheimera. Siostry chcą oddać ją do ośrodka. A ja chcę, żeby została w domu.
Droga Cegło!
Jestem zestresowana poważnym konfliktem, jaki powstał pomiędzy mną i dwiema moimi siostrami na tle dalszych losów naszej ukochanej mamy. Moja pozycja jako najmłodszej córki jest najsłabsza, a tatuś się nie wtrąca, zawsze zresztą miał taką osobowość.
Nasza mama bardzo wcześnie zapadła na chorobę Alzheimera, mając lat zaledwie 42. Przez kolejne 20 choroba postępowała bardzo powoli, niemal niepostrzeżenie, a mama była normalnym, wesołym człowiekiem, uczestniczącym w życiu rodziny i w pełni komunikatywnym. Niestety, ostatnie lata to gwałtowny, niemożliwy do opanowania regres. Mamusia już nas nie rozpoznaje, całą dobę spędza praktycznie na specjalistycznym łóżku, które postawiliśmy w sypialni rodziców. Opiekę nad mamą pełnią 3 prywatne pielęgniarki, zmieniające się co 8 godzin. Tato jest za słaby psychicznie i przede wszystkim fizycznie, by cokolwiek przy mamci zrobić, z wyjątkiem przygotowywania pysznych i zdrowych posiłków (apetyt mamusi na szczęście dopisuje, to chyba Jej ostatnia radość w życiu…).
Tato zawsze nieprzytomnie kochał mamę, ale ta sytuacja Go przerosła. Obserwuję, że wymyka się z domu do klubu szachowego, do kolegów, na ryby, na spacer, gdzie się tylko da. Jest na emeryturze i boli Go patrzenie przez okrągłą dobę, jak mamusia gaśnie i staje się całkowicie obcym, czasem agresywnym człowiekiem. Rozumiem Go.
Teraz o co chodzi… Moja najstarsza siostra mieszka w Hiszpanii i wraz z mężem są ludźmi bardzo zamożnymi. Praktycznie to Ona z własnych pieniędzy finansuje całą terapię i prywatną opiekę dla mamy. Ja i średnia siostra jesteśmy na miejscu, pozakładałyśmy dawno temu rodziny, mieszkamy osobno, ale razem z naszymi cudownymi dzieciakami staramy się, jak możemy, wspierać duchowo tatę, odciążać Go (sam już jest troszkę schorowany), organizować mu rozrywki.
Mama w swojej chorobie jest dość uciążliwa i kapryśna, ostatnio stało się tak, że 2 z 3 pielęgniarek zapowiedziały swoje odejście z pracy na wiosnę, bo już nie dają rady (same nie są młode). Są świetne w swoim fachu i godziwie wynagradzane przez moją siostrę, sądzę więc, że mówią prawdę i stres jest dla nich ważniejszy od pieniędzy, widocznie już nie dają rady i chcą się przerzucić na coś lżejszego. Mają do tego pełne prawo.
Problem w tym, że siostra w zaskakujący dla mnie sposób potraktowała to wymówienie. Oświadczyła nam, że już nigdy nikogo lepszego dla mamusi nie znajdziemy (te panie opiekowały się mamą 3 ostatnie lata), a Ona sama już dawno nie jest psychicznie "pośród nas", nie ma sensu się łudzić, że bycie w domu jest dla Niej jakąkolwiek wartością i wobec tego trzeba Ją oddać do ośrodka. Siostra zakomunikowała to w taki sposób, że jest chętna ponosić wszystkie koszty opieki w zakładzie, natomiast nie zgadza się na opiekę domową, bo to pogarsza stan taty i wobec naszego sprzeciwu będziemy się musiały zająć mamusią same… Takie postawienie sprawy nie jest zbyt fair, w sytuacji, gdy obie mamy po dwójce dzieci i odpowiedzialną pracę, której nie możemy porzucić ze względu na rosnące koszty utrzymania rodziny.
Tata milczy w tej sprawie, zajął bierną postawę. Widzę, że czasami popłakuje, nie mogąc pogodzić się z faktem, iż żaden kontakt z mamusią nie jest już możliwy. Mnie i średniej siostry nie stać na całkowite przejęcie kosztów opieki prywatnej, ale gdyby mamusia została w domu z tatą, mogłybyśmy spróbować się dorzucić do tych wydatków, może też udałoby się zatrudnić pielęgniarkę tylko na niektóre dni lub noce, i nie za tak wygórowaną stawkę, jaką płaciła moja siora. A kilka razy w tygodniu wszyscy członkowie rodziny po kolei pełniliby na przykład przy mamusi dyżury. Wiadomo, nie będzie łatwo, ale myśl o oddaniu mamci w obce ręce mierzi mnie i boli.
Niestety, ostatnio średnia siostra poparła najstarszą, pewnie nie chce obarczać swoich nastoletnich córek takimi obowiązkami (ja uważam, że opieka nad babcią to prawdziwa szkoła życia, empatii i hojności dla młodego człowieka, ale to ja. Moje dzieci wychowałam tak, że pomysł pobytu babci w zakładzie też je oburza).Nie chcę kłócić się z rodziną. Chcę tylko, żebyśmy zachowali się do końca jak ludzie, zwłaszcza że nas na to stać i można to zorganizować, zamiast za wszelką cenę pozbywać się "balastu". Jesteśmy Mamusi to winne. Ale nie umiem sióstr przekonać.
Ładzia
***
Droga Ładziu!
Cała Wasza rodzina stanęła wobec niezwykle dramatycznej rozterki, dotyczącej najważniejszego, "centralnego" członka tej rodziny. Współczuję, ponieważ każda Wasza decyzja w tej sprawie będzie mieć określone, niełatwe do zniesienia konsekwencje. I każdy z Was ma, niestety, swoją rację.
Siostra na emigracji jest na co dzień odizolowana od Waszego cierpienia, związanego z faktem, że mama psychicznie się oddala. Za to bez szemrania zapewnia Jej komfortową opiekę, odciążając przez to Was. Z tego powodu najprawdopodobniej rości sobie prawo do podejmowania dalszych kroków i reagowania Jej zdaniem elastycznie na zmieniającą się sytuację.
Nawet jeśli mieszkanie rodziców jest dość wygodne, by prowadzić w nim mini szpital, pamiętaj, że ten mini szpital cały czas potrzebuje menedżera i personelu – nie byle jakiego, przypadkowego i skromnie opłacanego, lecz profesjonalnego pod każdym względem: wiedzy, cierpliwości, odpowiedzialności, sił witalnych, odporności psychicznej. Przy obecnym postępie w farmakologii, dietetyce i rehabilitacji Wasza mama, ze względu na znaczną "tajemniczość" swojej choroby, ma prawdopodobnie nieokreślone lub sprzeczne rokowania medyczne: wyobrażam sobie, że może żyć jeszcze równie dobrze kolejne 2 lata, jak i 10. Pytanie brzmi, jakie te lata będą. Także dla Was – dla taty, który mimo wszystko jest wciąż mocno zainteresowany światem zewnętrznym, ale rozdarty pomiędzy swoimi naturalnymi potrzebami, a miłością i odpowiedzialnością. Dla Ciebie i sióstr – obarczonych własnymi rodzinami i obowiązkami zawodowymi.
Doskonale rozumiem Twój sprzeciw wobec oddawania mamy w "obce ręce" – w takich sprawach zasadniczo funkcjonują dwie szkoły i każda z nich ma oczywiście swoje za i przeciw.
Niektórzy ludzie bez wahania i sprzeciwu biorą na siebie pielęgnację obłożnie chorych bliskich, jako rzecz naturalną, nie wyobrażając sobie innego rozwiązania – a część z nich dodatkowo musi brać pod uwagę swoje realia ekonomiczne… Jest to rozwiązanie, które może dostarczyć człowiekowi mnóstwa satysfakcji duchowej, ale też szalenie absorbujące i przesądzające na pewien czas o kształcie jego życia: takiej decyzji trzeba podporządkować niemal wszystko. Piękna jest Twoja miłość i czułość dla mamy, zastanów się jedynie, czy Twoje wyobrażenia o wzięciu na barki opieki nad osobą w tym stadium choroby (i o włączeniu w to dzieci) nie są zbyt optymistyczne. Ważne też, byś nie pogorszyła Jej komfortu (bez względu na to, ile z Twoich starań byłaby jeszcze w stanie docenić), bo wówczas sama będziesz się z tym gorzej czuła.
Opcja proponowana przez Twoją siostrę z Hiszpanii i popierana przez drugą oburza Cię, gdyż przyzwyczaiłaś się przez lata, że mama bez względu na wszystko pozostaje domownikiem. Tymczasem, siostra jest realistką, twardo stąpającą po ziemi, a zarazem mającą na uwadze optymalne dobro wszystkich zainteresowanych. Zauważ, że nie wykręca się od wsparcia finansowego – wręcz przeciwnie, podejrzewam, że koszty dobrego ośrodka opieki będą jeszcze większe niż dotychczasowe. Nie oceniaj Jej pochopnie, zakładając, że jest Jej "łatwiej", bo nie widzi stanu mamy na co dzień… Sądzę, że raczej porozmawiała z wieloma lekarzami, przeczytała wiele książek i uznała, że na tym etapie choroby dla mamy pewne rzeczy utraciły już znaczenie, natomiast reszta rodziny ma jeszcze do przeżycia swoje życie i powinna bardziej się na tym skoncentrować. Być może siostra uważa, że trzeba już teraz "pozwolić mamie odejść" i zrobić sobie miejsce na inne zajęcia, emocje… Bo w Waszych sercach Ona pozostanie przecież na zawsze.
Reasumując, uważam, że przy tak strasznej i nieodwracalnej chorobie, jaką jest Alzheimer, macie mimo wszystko trochę szczęścia. Nie gnębią Was troski finansowe, które uniemożliwiłyby zapewnienie mamie takiej czy innej, ale luksusowej opieki do końca życia, a przy tym jesteście ludźmi, którzy posiadają wątpliwości i nie robią (ani nie tłumaczą) wszystkiego przez pryzmat własnej wygody… I dlatego proponuję, byś nie stawiała sprawy na ostrzu noża, bo nikt w Waszej rodzinie nie chce mamy skrzywdzić. Jakakolwiek zapadnie decyzja i gdziekolwiek mama się znajdzie, będziecie na pewno starali się stworzyć Jej, jak dotychczas, maksimum komfortu, i zastanawiać się, czy ona to odczuwa, czy ma z tego radość… Bądź też spokojna – zachowacie pełną kontrolę nad sytuacją i warunkami, w jakich przebywa. A widywać Ją będziesz mogła zawsze, tak często, jak zechcesz i dasz radę czasowo – w tej kwestii nic się nie zmieni.
Najboleśniejsze masz już za sobą – pożegnanie z mamą emocjonalną, świadomą, bliską, w pełni władz umysłowych… Pozostaje jedynie rozstrzygnięcie, jaką formę godnego życia wybrać dla Niej w tym momencie. I sadzę, że byłoby jej przykro, gdyby wiedziała, że jej ukochane córki z tego powodu się pokłóciły…
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze