Bić albo nie bić...
MAGDALENA DZIUBLIŃSKA • dawno temuMedia aż huczą o dręczeniu fizycznym i psychicznym dzieci. Czy rzeczywiście takich przypadków jest coraz więcej, czy tylko częściej się o nich mówi? Raczej to drugie, bo kiedyś normą było stosowanie kar cielesnych jako środka wychowawczego, także przez nauczycieli. Przemoc wobec dzieci jest natomiast jednym z ulubionych tematów mediów z oczywistego powodu: sensacja bardzo dobrze się sprzedaje. Szczególnie, gdy jest już po fakcie i nie można zapobiec tragedii.
Pytanie tylko, czy nagłaśnianie takich przypadków rzeczywiście dobrze służy samym dzieciom? Intencja mediów – naturalnie poza zwiększeniem oglądalności – jest zapewne taka, by wyczulić sąsiadów na krzywdę dziejącą się za ścianą. Bo samych złych rodziców, skoro potrafią skatować niemowlaka, widok ofiary takiego procederu w telewizji raczej nie powstrzyma. Ale co, jeśli sąsiedzi się pomylą i widząc jak komuś puszczają nerwy – a to się czasem zdarza nawet przykładnym rodzicom – doniosą o tym policji? Dziecko może na tym ucierpieć najbardziej, tracąc dom i rodzinę – trafiając do dużo gorszego piekła, jakim jest dom dziecka. Zupełnie tak jakby to właśnie rodzice byli największymi wrogami dla swych latorośli.
Podstawową tutaj kwestią jest to, co tak naprawdę oznacza dać klapsa? Okazuje się, że to względne i każdy rozumie to tak, jak chce lub jak mu wygodnie. Czy należy zakazać w ogóle dotykania dzieci? To oczywisty absurd, ale gdzie jest granica pomiędzy dozwolonym dotykiem a dotykiem patologicznym? Tam, gdzie dzieje się dziecku krzywda? Tyle tylko, że to też trudno dokładnie określić. Czy większą krzywdą jest ukaranie dziecka za przewinienie (na przykład za pobicie innego dziecka), czy brak reakcji w takiej sytuacji?
Rozmowa z dzieckiem jest od klapsa lepsza, to oczywiste. Tylko co ma robić rodzic z dzieckiem, które w żaden inny sposób nie daje się ujarzmić? Czy ma dać sobie wejść na głowę i spełniać wszystkie zachcianki, a w rezultacie rozpuścić dziecko i wychować małego – a potem być może dużego – tyrana? Bo, jak pokazują statystyki krajów zachodnich, tym się często kończy tzw. wychowanie bezstresowe.
Problem jest zatem z wyraźnym oddzieleniem dwóch kwestii: co jest patologią, a co nią jeszcze nie jest. Samo rozpoznanie to jednak nie wszystko, należy coś z tym zrobić. Ale co? Wprowadzić kolejny martwy przepis? W końcu zapis, że nie wolno stosować kar cielesnych znajduje się już w konstytucji. Można oczywiście zmienić zapis odnośnie tego, kto ma zgłosić pobicie dziecka – bo obecnie, zgodnie z prawem, pobicie może wnieść osoba prywatna, a więc albo poszkodowany (który z oczywistych powodów tego nie zrobi), albo świadkowie, którzy z reguły nie chcą się w takie sprawy wtrącać. Lepiej by było, gdyby przemoc wobec dziecka była traktowana jak przestępstwo ścigane z urzędu. Ale to w dalszym ciągu walka ze skutkami, a nie z przyczyną. A ta druga jest dużo trudniejsza.
Podstawowym winowajcą jest bowiem ludzka mentalność, zakorzeniona nierzadko w tradycji. A ta nie zmienia się z dnia na dzień. Mój ojciec mnie tłukł i wyrosłem na porządnego człowieka, więc i ja będę tłukł swoje dzieci, by wyrosły na porządnych ludzi.– to logika większości rodziców opowiadających się za dawaniem klapsa. Drugim, może poważniejszym, jest brak właściwego przygotowania psychicznego do roli rodzica wśród wielu młodych ludzi. Często wydaje się nam, że wychowywanie polega na zapewnieniu odpowiedniego bytu materialnego, na przykład komputera i hucznej komunii. W ten sposób zaniedbujemy dziecko – pracując od rana do nocy, zamiast spędzać z nim czas. A ono się tego domaga i głównie dlatego rozrabia. Kolejnym winnym jest alkohol, bo właśnie po spożyciu alkoholu rodzi się często „odwaga” by uderzyć. Walka z przemocą w wielu przypadkach oznacza więc de facto walkę z alkoholizmem. Wreszcie, coraz powszechniejszym modelem wychowania staje się uznanie dziecka za równego sobie. Jest to zjawisko pozytywne, ale do pewnego momentu. Jeśli maluch poczuje, że jest górą, będzie wiedział, że wolno mu wszystko. Nie znaczy to bynajmniej, że trzeba bić, by zrozumiał, gdzie jego miejsce. Miłość nie może oznaczać bierności. Więc co robić?
Otóż nie ma uniwersalnej metody wychowywania dzieci, dlatego trudno jest wprowadzić uniwersalną ustawę. Niektórym dzieciom wystarczy zwrócenie uwagi. Inne reagują dopiero po otrzymaniu przysłowiowego klapsa lub odbyciu kary. Dobry rodzic powinien rozpoznać potrzeby swojego dziecka i tym samym wiedzieć, jak zareagować w konkretnych sytuacjach. W tym nie pomoże ani prawo, ani żaden poradnik, ani sąsiedzi, ani tym bardziej media wchodzące z buciorami w życie nie radzących sobie z dziećmi rodziców. I najważniejsza rzecz – żaden rodzic nie ma prawa katować i znęcać się nad dzieckiem psychicznie i fizycznie – za to powinna być najwyższa z możliwych kar.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze