Moja sąsiadka to wariatka!
MARTA KOWALIK • dawno temuDobry sąsiad to skarb. Dlatego większość z nas stara się utrzymywać pozytywne relacje z panem zza ściany czy rodziną z domu po drugiej stronie ulicy. Może już nie pożyczamy sobie szklanek cukru jak za PRL-u, ale nadal każdy z nas woli mieć za sąsiada kogoś sympatycznego, niż chamskiego. Jednak zdarza się, że sąsiedztwo zmienia się w horror.
Katarzyna z Łodzi, trzydziestolatka z małym dzieckiem, trafiła na szaloną wielbicielkę kotów. Miła starsza pani ma ich w swoim mieszkaniu ponad dwadzieścia. Nie przeszkadza jej smród. Kasia z mężem zastanawiają się, czy sprawą nie powinny się zająć jakieś służby:
— Rozumiem miłość do zwierząt. Sama mam kota. Ale dwadzieścia? Zresztą, tej liczby nie jestem pewna. Inna sąsiadka mówiła, że dwa lata temu chwaliła się czternaściorgiem. Od tego czasu przygarnęła na pewno jeszcze kilka. Dobre serce godne podziwu? Ale czemu moim kosztem? W nocy koty drą się jak opętane. Jeden zaczyna i za nim następne. Do tego ten smród zza ściany wzmaga się latem. Kiedy sąsiadka otworzy drzwi na balkon, my natychmiast zamykamy swoje. To chore, żeby latem nie móc pooddychać świeżym powietrzem.
Próbowaliśmy załatwić to jakoś w administracji. Powiedzieli nam, że dopóki nie ma zagrożenia pożarowego i epidemiologicznego, nie będą się tym zajmować. A jak niby chcą to sprawdzić, skoro do niej nie wchodzą? Najgorsze jest to, że ludzie patrzą na nas jak na psycholi nienawidzących zwierząt. Bo ta pani taka wrażliwa na los zwierząt, a my bez serca. A przecież nie chcemy nic tym kotom zrobić. Ale czy nie powinny być w schronisku? Czterdziestometrowe mieszkanie w bloku to zdecydowanie nie jest dobre miejsce dla dwudziestki kotów. Inni sąsiedzi nam nie pomogą, bo tylko my mieszkamy ściana w ścianę z tą panią.
Raz próbowałam to załatwić z sąsiadką? Od tej pory się do mnie nie odzywa. Za to od tego czasu raz na jakiś czas znajdujemy na wycieraczce kocie odchody. Same chyba do nas nie przychodzą?
Oryginalną sąsiadkę ma też Basia, młoda nauczycielka mieszkająca w czteropiętrowej kamienicy. Odziedziczyła po babci trzy pokoje. Na początku uważała, że gwiazdka spadła jej z nieba. Teraz myśli, że to raczej dopust Boży:
— Pani z mieszkania obok zajmuje się zbieractwem. Czego? Wszystkiego! Znosi do mieszkania jakieś szmaty, stare meble, gazety… Wszystko to może się jej zdaniem do czegoś przydać. Do czego? No, na przykład na wypadek wojny. Jak Niemcy nas zaatakują, będzie w sam raz. Mieszkamy we Wrocławiu, więc będziemy jej zdaniem na linii frontu.
Jakoś bym to przeżyła, ale jej mieszkanie zwyczajnie śmierdzi. Ten smród roznosi się już na korytarz. Do mojego mieszkania przelazły prusaki. Kiedyś udzielałam korepetycji z angielskiego, ale teraz wstydzę się przyjmować uczniów. Nasza kamienica zaczyna robić patologiczne wrażenie. Zgłaszaliśmy to na policję i straż miejską, przyszli i wystawili mandat, bo te rzeczy powodują zagrożenie pożarowe. Myślę, że raczej opieka społeczna powinna się zająć naszą sąsiadką. Jakiś DPS czy coś takiego. Ale… jakoś tak głupio nam wszystkim stawiać tę sprawę na ostrzu noża. To stara, schorowana kobieta. Wyjście jest jedno: brutalnie mówiąc, czekamy, aż sąsiadka umrze.
Wiele osób twierdzi, że najgorszymi sąsiadami są studenci. Głośni, wulgarni i robią ciągle imprezy, bo nie muszą wstawać do pracy. Jednak Agnieszka i Witek, młode małżeństwo spod Warszawy, tęsknią za miłymi studentami elektroniki, którzy mieszkali nad nimi. Teraz tę kawalerkę zajmuje poszukiwaczka spisków. Agnieszka opowiada:
— Pani ma około sześćdziesięciu lat. Mieszkanie było już wcześniej jej, ale razem z mężem wynajmowali je różnym osobom. Teraz są po rozwodzie i dlatego pani Halinka się wprowadziła. Co do rozwodu, to się nie dziwię. Nie wiem, jak można z kimś takim wytrzymać.
Przede wszystkim, ta kobieta uważa, że ją śledzimy. I podsłuchujemy. Podobno zrobiliśmy dziury w naszym suficie, a jej podłodze. Służyć to miało wprowadzeniu sondy do jej pokoju. A dlaczego ją śledzimy? Bo jesteśmy agentami ZSRR. Szczegół, że tego państwa już nie ma, agenci zostali. Skąd wiem, co pani Halinka wymyśliła? To proste: wszyscy sąsiedzi w klatce otrzymali szczegółowy list, wraz z instrukcjami, gdzie szukać podsłuchów przez nas zamontowanych. Bo śledzimy też innych, tylko ci inni nie są tak spostrzegawczy jak pani Halinka. Ona nas przejrzała i jako czujna obywatelka powiadomiła innych. Pozostali sąsiedzi niby w to nie wierzą, ale czasami dziwnie patrzą na nas. Pewnie się zastanawiają, czy nie ma w tym wszystkim jakiejś prawdy, choćby cząstkowej. Bo przecież tak bez powodu by się nie przyczepiła, co?
Żeby zagłuszyć nasze urządzenia podsłuchowe, pani Halinka lubi na przykład w okolicy północy włączyć na cały regulator swoje ulubione radio. Jakie to radio? Chyba nie muszę mówić. Albo stuka w kaloryfer, ewentualnie szczotką uderza o podłogę tak, że żyrandol nam się trzęsie. Mąż twierdzi, że jej stukanie to alfabet Morse'a. Gdyby opowiadał mi to ktoś inny, pewnie stwierdziłabym, że całkiem śmieszne i nadaje się do filmu. Ale kiedy coś takiego cię spotyka, tracisz poczucie humoru. Ile można? Mamy zamiar się wyprowadzić. Tylko gdzie znaleźć kupca? Nikt nie będzie chciał takiej sąsiadki nad sobą. A oszukiwać też nikogo nie chcemy. Kupujący przecież pytają o sąsiadów. I co ja wtedy powiem? Że nad nami mieszka wariatka.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze