Kuba - wyspa jak wulkan gorąca
IWONA CHODOROWSKA • dawno temuWiele legend krąży o Kubie. Jedną z nich z upodobaniem podtrzymują biura podróży na świecie, organizując "bajońsko" drogie wycieczki na mityczną wyspę. Legenda głosi, że na Kubę nie da się pojechać inaczej, jak ze zorganizowaną grupą i przewodnikiem. Postanowiłam obalić ten mit i wybrać się tam na własną rękę.
Jak ty będziesz się przemieszczać? Piechotą? Przecież oni nie mają samochodów, nie mówiąc o paliwie. Zamkną cię do więzienia! Tam wszędzie są agenci! Turystom zagranicznym nie wolno przebywać na wyspie! Stać cię na to? Tam jest piekielnie drogo! Przez dwa tygodnie wydaliśmy 20 tysięcy złotych… Na szczęście nauczyłam się nie ufać bezgranicznie opiniom innych i nie pozwoliłam się zniechęcić. Wiedziałam jedno – Fidel Castro oddał władzę, zaczynają się zmiany, może to ostatni moment, żeby zobaczyć Hawanę bez McDonald'sów i supermarketów… Muszę tam pojechać! Przez internet zarezerwowałam pokój w casa particulares (kwatera w domu prywatnym), kupiłam bilet i po 26 godzinnym locie obudziłam się w Hawanie.
Hawana da się lubić
Miasto urzeka i czaruje. Jest jak stara kobieta, na której życie odcisnęło piętno, ale mimo to (a może właśnie dlatego), pani ta potrafi, jak żadna inna, cieszyć się życiem. Hawana bawi się, uwodzi, tańczy. Na Calle Obispo, jednym z lepiej zachowanych pasaży, kawiarenki i bary oblegane przez turystów i miejscowych dudnią od szalonej salsy, tańców, bębnów… Gdzieś nieopodal rozbrzmiewa muzyka son: sekstet starszych panów, żywcem wyjętych z filmu Wendersa Buena Vista Social Club śpiewa Besa me mucho, strumieniami leje się Cuba Libre (rum z coca colą i limonką). Po chwili na ulicę wylegają tancerki samby. Barwny korowód porywa za sobą tłum. Uf! Kręci mi się w głowie.
Komunizm na Karaibach na pierwszy rzut oka niczym nie przypomina tego, jaki pamiętam z Europy Środkowowschodniej. Na ulicach kwitną drzewka awokado, kobiety sprzedają papaję, inne ubrane w długie koronkowe suknie, z kartami tarota i gigantycznymi cygarami pozują turystom do zdjęć. Nie przejść się po Maleconie, najsłynniejszym kubańskim bulwarze byłoby wielkim niedopatrzeniem – pędzę tam zatem.
Wijące się 4 — kilometrowe nabrzeże skupia nie tylko turystów, przychodzą tu rodziny z dziećmi, zakochani i rybacy. Wszechobecne są też… pelikany. Amerykańskie krążowniki szos z lat 50., polskie maluchy, dorożki i riksze wypełniają ulice miasta. Turystyczna dzielnica Obispo, pełna otwartych na oścież i tętniących muzyką restauracji oraz sklepów dewizowych a także butików z pamiątkami graniczy z Centro Hawana, jedną z biedniejszych dzielnic stolicy. Wielkie kolonialne kamienice w pastelowych kolorach w rejonie Plaza de Catedral i Parque Central dają pojęcie o świetności Hawany przed laty. Raul Castro zapowiada odbudowę miasta. Mieszkańcy stolicy, urodzeni nacjonaliści, wciąż czekają na jej zmartwychwstanie…
Gdy siadam na maleńkim rynku i sączę pyszne cappuccino (wcale nie za bajońskie kwoty, tylko za półtora dolara), myślę, że trafiłam do raju! I wtedy właśnie, jak na złość, na rynek wbiega zakrwawiona kobieta, wrzeszcząc coś na całe gardło. Tłum z rynku zrywa się i pędzi w jedną z małych uliczek. Nie wiadomo skąd zbiega się kilkunastu policjantów. Widać, jest ich za mało, bo krzyki wzmagają się i… zbliżają do stolika, przy którym naiwnie kontemplowałam kubańską rzeczywistość podlaną sosem „specjalnie dla turystów”. Mimo że okropnie się boję (policji w uliczce jest coraz więcej, a krzyk nie ustaje), idę sprawdzić, co się dzieje. Pytam o to grubą Kubankę. A pobili się tacy dwaj. Zbiegli się ich kuzyni i koledzy i jest uliczna bitwa. W ruch poszły noże. Biją się chłopy z chłopami, a baby z babami - wzrusza ramionami Kubanka. Nic specjalnego. O co poszło? A pewnie długu jeden drugiemu nie oddał, a może coś z kobitą było, no wiesz, normalne sprawy, jak wszędzie… mruga porozumiewawczo Kubanka. Tak, jasne. W zasadzie miała rację. Wszędzie jest tak samo… uspokojona tą myślą, postanawiam ruszyć następnego dnia na wschód, doliną mogotów — wapiennych wzgórz, które powstały w okresie jurajskim, czyli 160 mln lat temu.
Tytoniowa dolina
Pomiędzy księżycowymi wzgórzami w dolinie Vinales wieśniacy uprawiają tytoń. Ciężko obejść tę okolicę w jeden dzień, dlatego od gospodarza wynajmuję konia, a raczej wychudzoną szkapę, bardziej przypominająca muła, niż rasowego wierzchowca. Ruszam rano na plantację tytoniu. To z tych upraw pochodzą cygara Cohiba, tak bardzo cenione przez koneserów. W innych rejonach Kuby można trafić na podróbki – do liści tytoniu dodawane są liście bananowca, tu, gdzie tytoń uprawia się wszędzie, takie praktyki nie mają miejsca.
Z przydrożnej chatki wychodzi Jose, wieśniak. Zarabia na uprawie tytoniu… 15 dolarów miesięcznie. Doskonale pamięta lata głodu. Wokół jego chatki rośnie oregano, awokado, owoce noni, banany, pataty, mięta, ananas, kawa. A tu mamy bunkier – wskazuje na maleńki domek z drewna. Kiedy przychodzą huragany, ludność ewakuowana jest do miast. Zamykani jesteśmy w szkołach i szpitalach i tam czekamy na koniec kataklizmu. My jednak wolimy zostać na naszej ziemi – tłumaczy Jose. Chatka jest niska, dlatego jej zawalenie nie grozi śmiercią, najwyżej potłuczeniem, ponadto jej pale wbite są kilka metrów w ziemię, dlatego trudno ruszyć ją z posad nawet silnym wiatrom.
Jose obrazi się, jeśli nie wstąpię na filiżankę okrutnie mocnego i gęstego napoju. Szybko i wprawnie skręca cygaro. To rytuał – zapal. Fantastyczny aromat cygara i kawy roznosi się po izbie. Chciałabym zostać tutaj dłużej, ale mogoty wzywają… Na pożegnanie dostaję małe, bardzo słodkie banany i… kilka cygar. Na końskim grzbiecie czuję się pewnie. Chuda szkapa nieraz przemierzała ten szlak z turystami, więc zdaję się na nią, a sama z końskiego grzbietu próbuję robić zdjęcia.
Po powrocie z górskiej przejażdżki mam nogi jak z waty. Na szczęście następnego dnia planuję odwiedzić rajską plażę na pobliskiej wyspie Jutija, gdzie żółwie pływają w błękitnej wodzie, a palmy dają upragniony cień. To idealne miejsce dla leniuchów. W pobliskim barze można zamówić rybę, Mojito i spędzić tu cały dzień.
Pamiątka z podróży
Najlepsze na świecie kubańskie cygara można na miejscu kupić za bezcen. Drewniana skrzyneczka, a w niej 26 sztuk najwyżej cenionych przez koneserów długich i grubych cygar marki Cohiba to koszt 25 dolarów, podczas gdy w Polsce za tą samą skrzynkę zapłacić trzeba będzie co najmniej 460 zł. Innym „dobrem naturalnym” wyspy jest rum. Słynny Hawana Club produkowany był do lat 60. przez firmę Bacardi, potem wytwórnia została znacjonalizowana, ale jakość trunku na tym nie ucierpiała. Kubańczycy nad popularnego drinka Cuba Libre (Wolna Kuba) przedkładają Mojito (czyt.: mohito — drink na bazie mięty, limonki i wody mineralnej). Nie dlatego, że Mojito bardziej orzeźwia, ale dlatego, że według miejscowych Kuba Libre… w ogóle nie istnieje.
Musica, por favor!
Kuba (jako turystyczny kierunek) stała się modna dziesięć lat temu, kiedy na ekrany wszedł film Vima Wendersa pt. Buena Vista Social Club, dokumentujący życie muzyków oraz śpiewaków z Hawany i ukazujący piękno zrujnowanego miasta. Film zrobił furorę, a o mistrzach muzyki son, takich jak Compay Segundo i Ibrahim Ferrer, usłyszał świat. Dziś też Hawana rozbrzmiewa dźwiękami ballad, w małych knajpkach grupy muzyczne przygrywają „do kotleta”, grają na ulicy i na plaży. W tzw. „casa de la musica” czyli tańcbudach pary nie schodzą z parkietu. Tańczą maluchy i staruszkowie, wszyscy. Płyty z przebojami Dos gardenias albo Besa me mucho można kupić za kilka dolarów na każdym rogu.
Krokodyl na przystawkę
Kuchnia kubańska nie jest zbyt wyrafinowana. Chociaż czasy największego głodu na wyspie minęły, nadal większość Kubańczyków ma ograniczony dostęp do towarów. Turyści jednak na kwaterach prywatnych i w hotelach karmieni są przyzwoicie. Mięso i ryby oraz owoce morza to podstawa kuchni. Popularne danie Ropa Vieja (czyli „Stare Ubranie”) to pyszna gotowana siekana wołowina z pomidorami. Na plaży można skosztować langusty i zupy z żółwia, a na Wyspie Młodości, gdzie znajduje się ferma krokodyli, dania z tego gada (smakuje jak skrzyżowanie kurczaka z rybą). Pyszne owoce warto jeść w ilościach hurtowych – maleńkie, bardzo słodkie banany, ananasy, papaja, guajawa i wiele innych pyszności można nabyć na straganach za kilka groszy.
Zajrzyj na bloga: www.wyjechalam.wordpress.com
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze