Granice wytrzymałości
CEGŁA • dawno temuDręczy mnie pewna sytuacja. Chyba nie potrafię trzeźwo spojrzeć na swoje emocje i zachowanie... Zaplątałam się. Chodzi o mężczyznę, a jakże. Spędziliśmy ze sobą dwa lata. Od mniej więcej pół roku zaczęło się psuć. Zobaczyłam w nim nie tylko cudownego, zabawnego kochanka, ale także człowieka, który czasem nie potrafi powstrzymać się od krzyku i awantur.
Droga Cegło!
Dręczy mnie pewna sytuacja. Chyba nie potrafię trzeźwo spojrzeć na swojeemocje i zachowanie… Zaplątałam się.
Chodzi o mężczyznę, a jakże. Spędziliśmy ze sobą dwa lata. Od mniej więcej pół roku zaczęło się psuć. Zobaczyłam w nim nie tylko cudownego, zabawnego kochanka, ale także człowieka, który czasem nie potrafi powstrzymać się od krzyku i awantur. On z kolei zobaczył, że poza byciem słodką dziewczynką (niestety, z racji wyglądu tak jestem na początku odbierana…) mam całkiem sporo wad. Słowem, klapki trochę opadły nam obojgu. Dużo o tym rozmawialiśmy, o wzajemnych oczekiwaniach i emocjach. Cały czas jednak chcieliśmy być ze sobą. Kochałam go bardzo i nadal kocham, czułam się kochana.
Pech chciał, dowiedziałam się, że nie tylko ja darzę mojego faceta takimuczuciem. Okazało się, że od jakiegoś czasu koresponduje z pewną młodziutkądziewczyną, z którą spotykał się przed naszym związkiem. Ich rozmowy ażkipiały od seksu. To były rozmowy kochanków! Wgniotło mnie w fotel, bo dotej pory często powtarzał mi, że seks ze mną jest najlepszy w jego życiu.Niesamowicie się wściekłam, on twierdził, że to bzdura, że nic nie znaczy,że to tylko rozmowy, za którymi nic nie szło… Oczywiście.
Zerwał kontakt z nią i starał się, więc spróbowałam wybaczyć, zaufać jeszcze raz. Czasem, w żartach, pytałam czy ona nadal wysyła do niego czułe SMS-ki. Twierdził, że rzadko i że on nie reaguje, więc na pewno jej przejdzie… Sprawa przyschła.
Niestety między nami psuło się dalej. Szło o wiele spraw. O moją zazdrość, brak poczucia bezpieczeństwa, uszczypliwość. O jego pracę i czas spędzany osobno (częste wyjazdy, wieczorne wyjścia z klientami, ludźmi z pracy..). Byłam samotna, większość wieczorów, często nocy spędzałam bez niego. No i zaczął się taniec wyobraźni… Oczywiście, widziałam w niej same najgorsze rzeczy: flirty, zdrady. Niewiele mówiłam na ten temat, bo on źle to znosił. Kiedy czasem wybuchałam, to on kwitował stwierdzeniem: czepiasz się, nie masz o co być zazdrosną.
A jednak… Tydzień przed świętami dowiedziałam się, że mnie zdradził. Z tą młodziutką dziewczyną, z którą wcześniej uciął sobie niby nic nie znaczący romans/nie romans. Zdarzyło się to po imprezie firmowej. Okazało się, że jego była pracuje razem z nim!
Nie muszę pewnie pisać, że zupełnie mnie to rozwaliło na kawałki. Nie oceniam tej biednej dziewczyny, bo chyba naprawdę się w jakiś trochę niedojrzały sposób zakochała. Twierdziła, że przez całe dwa lata naszego związku "walczyła" o niego.. Pisała, dzwoniła, wysyłała SMS-y, zdjęcia.
Myślałam, że to koniec. Ale nie mogłam przestać go kochać. Zerwał z nią, znowu. Chcieliśmy oboje naprawić to wszystko, zacząć od nowa, przeprowadzić się do nowego mieszkania. Wiedziałam, że nie będzie lekko, ale… To, co usłyszałam od niego, od tamtej pory sprawia, że nie wiem już czego się trzymać. Przestałam mu imponować (zrezygnowałam z niezbyt satysfakcjonującej pracy — sam mnie do tego namawiał i zaczęłam szukać nowej, siłą rzeczy przez czas jakiś byłam bezrobotna, choć nie bez pieniędzy). Źle sobie obcięłam włosy, co z satysfakcją zauważyła jego była, a on oczywiście mi powtórzył. Nie tak się ubierałam, nie pociągałam go tak jak powinnam.
Finał był kilka dni temu. Po powrocie z kolejnego wyjazdu stwierdził, że nie może udawać, że jest cudownie, skoro nie jest. On nie cieszy się na naszą przeprowadzkę do mieszkania, które dla nas znalazłam. Co więcej, nie wie czy jestem tą jedną jedyną, czy kocha mnie tak na sto procent, że może pora się zatrzymać, zanim się zapędzimy za daleko.
Odebrałam to jasno: rozstanie, moja wyprowadzka. Odstąpiłam mu mieszkanie,do którego mieliśmy się wyprowadzić razem. Nie, nie do końca z dobrychpobudek, nie utrzymałabym go sama. Znów było dużo naszych łez i rozmów. Twierdził, że nie wyobraża sobie życia beze mnie. Wyjeżdżając, dałam mu jasno do zrozumienia, że go kocham i o niczym innym nie marzę, jak po prostu być z nim, ale musi zdecydować, czego chce, bo żadne z nas nie da rady tak żyć.On… Nie wiem.
Przez kilka dni pisaliśmy do siebie, potem przestał. Mówił, że chce z kimś o tym porozmawiać. Może tak jest. Ale może ja po prostu znów siebie oszukuję? Może dla niego to wygodna forma rozstania? Bo to ja zdecydowałam, więc i ja biorę na siebie odpowiedzialność…
Sama nie wiem już co myśleć i robić. Jestem odrętwiała. Moja siostra — powierniczka kopie mnie w kostki na otrzeźwienie i pewnie ma rację.Jestem ładną i niegłupią dziewczyną, podobno. I co z tego? Nie potrafię anispojrzeć na innego faceta, ani wybrnąć z tej sytuacji… Czy zrobiłam jużwszystko, co mogłam? Chyba więcej nie dam rady. Teraz piłka po jego stronie, ale… Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wyprowadzając się, uciekłam od człowieka, którego kocham.
M.
***
Droga M.!
Odrobina otrzeźwienia rzeczywiście by się przydała…
W Twoim życiu pojawiła się wielka miłość. Nie wiem, być może pierwsza aż tych rozmiarów. To zrozumiałe, że trudno walczyć z czymś tak silnym. A jeszcze trudniej – pożegnać się z czymś tak ważnym.
Pomimo zamętu w Twoim sercu i sporej dawki cierpienia, jakie przeżywasz, z Twojego listu emanują inteligencja, autokrytycyzm, zdroworozsądkowa ocena sytuacji. Nie jesteś więc kompletnie bezradna, umiesz myśleć i wyciągać wnioski. Nie przestawaj!
Nie chcę Cię zasmucać ani dodatkowo pogrążać. Wydaje mi się jednak, że jeśli mężczyzna krytykuje Twoją fryzurę, ubiór czy metody poszukiwania pracy, najprawdopodobniej nie podoba mu się dużo więcej rzeczy. To, jak patrzysz, to, co mówisz, to, co czytasz… Po prostu nie akceptuje Cię jako osoby, a kąśliwe uwagi na temat tego czy tamtego są jedynie pretekstem. Bieg wypadków wskazuje, że pretekstem do czegoś poważniejszego. Jak sama przypuszczasz – do sprowokowania zerwania, do zakomunikowania Ci, że dla niego to już koniec. Niestety. Twoja intuicja raczej Cię nie myli.
Czy warto ratować związek na tym etapie? Cóż, obawiam się, że nie. Para może się kłócić, burzliwie rozstawać i schodzić, grać sobie na nerwach, podkręcać emocje. Niektórzy ludzie po prostu nie mogą się kochać w letniej temperaturze. Jeśli ich to ekscytuje, zbliża, scala – w porządku. Ale u Was prowadzi to do destrukcji. I stroną zdewastowaną jesteś Ty. Dlatego namawiam Cię bardzo: przestań dalej robić sobie krzywdę.
Wasz związek jest burzliwy w sposób najgorszy z możliwych – Twój partner jest najzwyczajniej w świecie nieuczciwy wobec Ciebie. Jestem pewna, że sama to dostrzegasz. Popełnił wszystkie podstawowe wykroczenia przeciwko miłości: okłamał Cię, zdradził, skrytykował jako człowieka. Najgorszym sygnałem jest „odgrzanie” poprzedniego romansu. Pozwól natomiast, że daruję sobie szerszy komentarz na temat przekazywania Ci opinii „byłej” o Twoim wyglądzie… Powiem krótko: żenada i podłość. No i jeszcze ta szarpanina po rozstaniu, jego rozczulające „niezdecydowanie”!
Droga M., zastanów się i odpowiedz sobie: którą z tych rzeczy potrafisz wybaczyć i zapomnieć? W jaki sposób następnym razem, przy kolejnej delegacji, okiełznałabyś swoje podejrzenia? I czego on musiałby dokonać, byś ponownie zdołała mu w czymkolwiek zaufać?
Czasami, nawet z miłością, bez której nie wyobrażamy sobie życia, trzeba się rozstać. Odpuścić, po prostu. Co nie znaczy: natychmiast przestać kochać. Uczucie może Cię jeszcze „trzymać” bardzo długo. Po prostu jest szczere i prawdziwe. Zaakceptuj to. Ale nie pozwól nikomu odebrać sobie radości życia, bo jesteś rzeczywiście wspaniałą kobietą i zasługujesz na dużo więcej, niż dotąd dostałaś.
Trzymam kciuki za stanowcze i nieodwracalne rozstanie.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze