Czy dać mu drugą szansę?
CEGŁA • dawno temuMam 32 lata, mieszkam w małym mieście, jestem niezależna finansowo. Uzyskałam to z wielkim trudem, ponieważ 6 lat leczyłam się na ciężką depresję i nie umiałam nic ze swoim życiem zrobić. Mąż rozwiódł się ze mną w największym moim dołku. Powód - bo nie chciałam mieć dzieci. Natychmiast po tym jak zrobił ze mnie wariatkę i uzyskał rozwód, ożenił się ponownie.
Droga Cegło!
Mam 32 lata, mieszkam w małym mieście, jestem niezależna finansowo. Uzyskałam to z wielkim trudem, ponieważ 6 lat leczyłam się na ciężką depresję i nie umiałam nic ze swoim życiem zrobić. Mąż rozwiódł się ze mną w największym moim dołku, na takich zasadach, że powiedział w sądzie, że nie ja chcę mieć dzieci oraz zataiłam przed nim chorobę psychiczną. Połowa tego lub ćwierć jest prawdą, ponieważ w swoim stanie nie mogłam się zdobyć na myślenie o macierzyństwie – to wszystko. Mąż chyba tego nie rozumiał lub nie chciał, a myślę tak, bo natychmiast po rozwodzie się ożenił ponownie i jak sądzę, odpowiedniej kobiety szukał sobie już dużo wcześniej. Gdy znalazł, uznał za stosowne najszybciej uzyskać rozwód, wystarczyło zrobić ze mnie wariatkę.
Wtedy uważałam to za niegodne. Wybaczyłam mu jednak w trakcie mojego leczenia, pobłogosławiłam, jak to się mówi, na nową drogę życia. Jego obecność w tej samej miejscowości, niestety o parę ulic dosłownie dalej, nawet przestała mi przeszkadzać.
Na wiosnę tego roku mąż – tak chyba mogę sobie o nim mówić z przyzwyczajenia – owdowiał. W sumie bardzo tragiczna sprawa, choroba żony, co by nie było między nami. Został z dwiema córkami: przysposobioną 12 lat i własną 4. Brzmi to nieprawdopodobnie nawet dla mnie, ale dosłownie tydzień po pogrzebie drugiej żony mąż zaczął się próbować delikatnie do mnie zbliżyć. Macał sytuację, nachodził mamę, znalazł mój telefon do pracy, zdobył komórkowy numer. Nie był jednak natarczywy, niegrzeczny czy nachalny w stosunku do mnie. Popisywał się troskliwością wobec mojej choroby, a wcale nie uskarżał się na swój los ani nic takiego, tylko pytał o moje sprawy. Ja, lecząc się latami z depresji, przeszłam takie „pranie mózgu” w sensie pozytywnym, taką wiedzę o zachowaniach człowieka, że chyba w jednej sekundzie domyśliłam się, ku czemu to wszystko zmierza. Ale mimo to, ledwo się obejrzałam, a już mieliśmy za sobą 2 wyjścia do kawiarni i kilka wielogodzinnych rozmów wieczorem przez telefon.
Nie umiem wytłumaczyć, dlaczego pociągnęłam to dalej i ciągnę, poddaję się prądowi, który nie jest wcale taki silny, gdyż mąż działa ostrożnie. O miłości z mojej strony w żadnym razie nie ma mowy i nigdy nie będzie. Nad jego uczuciami się nie zastanawiam, żeby nie otworzyć sobie starych ran.
Latem pozwoliłam mężowi, by na spotkanie przyprowadził dzieci. Są to bardzo dobrze wychowane, niestety markotne dziewczynki – dość duże, by rozumieć, jakie spotkało je nieszczęście. Poszliśmy tylko na lody, ale widziałam, jak się mężowi ręce trzęsły z nerwów, czy rozmowa będzie się układać i nie pojawi się między mną a dziećmi wrogość czy niechęć. Może cały czas uważa mnie za kobietę, która nie potrafi być matką – a może przeciwnie, sprawdza, czy się zmieniłam. Dla mnie ewidentne jest sprawdzanie, czy bym się „nadała” - z myślą o dobru swoich dzieci, oczywiście.
Wspaniała pani doktor, która wyciągała mnie z choroby, potępiłaby na pewno moje obecne zachowanie, więc boję się do niej zadzwonić po radę.
Aha, zrobiłam jeszcze jedno głupstwo i pojechałam z nimi na tygodniowy wypoczynek nad morze, czując doskonale, że mąż po prostu małymi kroczkami wciąga mnie na nowo do zabawy w rodzinę. O dziwo, to był bardzo dobry wyjazd, bez żadnych konfliktów ani poważnych rozmów o przyszłości. Nikt nie przypiera mnie do muru – to ja sama zaczynam czuć, że może na jakichś, niekoniecznie od razu małżeńskich zasadach, mogłabym mu pomóc w wychowaniu tych córeczek i stworzyć nową rodzinę z tym samym człowiekiem, który mnie przed laty skrzywdził. Naprawdę, ja lubię te dziewczynki i jest mi ich żal, męża trochę też. Taka sytuacja zdarza się czasem i być może jest całkiem naturalna.
Mimo wszystko, jednak czuję zarazem jakiś wewnętrzny niepokój przed uczynieniem w życiu fałszywego kroku, który przekreśli wszystko, co udało mi się osiągnąć i przezwyciężyć, bez niczyjej pomocy.
Co uważasz na temat mojej historii i moich perspektyw, ale szczerze! Bo podobno niezdrowo jest wchodzić 2 razy do tej samej wody…
Martyna
***
Droga Martyno!
Twoja opowieść rozwija się jak klasyczny scenariusz filmowy z życia wzięty i w sumie zmierzający ku optymistycznemu zakończeniu. Są w niej ludzkie tragedie, rozczarowania i nadzieje, wina i wybaczenie… To jednak tylko politura. Twoje życie, a nie film. Musisz ją poskrobać, zajrzeć, co jest pod spodem. Samodzielnie chyba tego nie rozstrzygniesz.
Pamiętaj, że lekarz nie jest po to, by Cię karcić lub osądzać – w założeniu ma zawsze i przede wszystkim pomagać. Jeśli spotkałaś na swojej drodze takiego, który poznał dogłębnie historię Twojego życia i Twojej poważnej choroby, a w efekcie Ci pomógł, bezwzględnie powinnaś wrócić właśnie do niego po kolejną konsultację. To Twoja pani doktor obiektywnie i najlepiej, jak potrafi, oceni Twój obecny stan w kontekście tego, co dzieje się ponownie między Tobą i byłym mężem, jakie powinnaś zająć stanowisko wobec tych ponownych, mówiąc kolokwialnie, zalotów.
Nie zwalnia Cię to jednak od samodzielnych przemyśleń i analizy sprawy. Jeżeli – jak rozumiem – nie odrzuca Cię ani nie przeraża możliwość powrotu do mężczyzny, któremu odpuściłaś dawne, niemałe w końcu grzeszki: zaniedbanie, nieczułość, egoizm, nawet okrucieństwo – musisz przynajmniej dużo z nim – i ze sobą — na ten temat rozmawiać. Te podchody nie mogą odbywać się w milczeniu, na zasadzie: „będzie, co będzie”. Ty jesteś tu najważniejsza i Ty musisz zdecydować, czego naprawdę chcesz, odstawiając na bok jakąkolwiek presję czy motywacje sentymentalne. Żal, litość, współczucie dla byłego męża i jego osieroconych w połowie dzieci to uczucia godne szacunku – ale nie najlepsi doradcy w sprawie tak wielkiej wagi jak ponowny związek z osobą, która zawiodła nas na całej linii. Druga szansa istnieje, ale nie istnieją gwarancje. Zawsze pamiętaj, że wybaczenie to jedno, a ponowne założenie rodziny to drugie.
Bacznie poobserwuj byłego męża. Czy dostrzegasz w nim istotne zmiany na przestrzeni minionych lat i przeżytych doświadczeń? Czy faktycznie jest dziś lepszym, mądrzejszym, bardziej altruistycznym człowiekiem? A może tylko przyjmuje taką pozę, bo znowu chce coś „załatwić” minimalnym wysiłkiem – w tym wypadku tym czymś jest nowa mama dla córek?
W zasadzie niepokoi mnie głównie to, że wybrał właśnie… Ciebie – kobietę, o której był jak najgorszego zdania, jeśli idzie o wartości rodzinne i potencjał bycia dobrą matką. Cóż takiego z jego punktu widzenia zmieniło się w Tobie – poza tym, że szczęśliwie wyszłaś z depresji – że wpadł nagle na pomysł powierzenia Ci swoich dzieci? Koniecznie musisz zbadać jego prawdziwe intencje, wałkować temat, aż wydusisz z niego całą możliwą prawdę. Jeżeli mu na Tobie zależy – odsłoni się i niewykluczone, że usłyszysz wreszcie coś, co przekona Cię do tego związku ponownie.
Natomiast kolejne nawykowe już spotkania, mimowolne wsiąkanie w jego życie i sytuację mocno Ci odradzam. W tej sprawie nic nie powinno odbywać się „naturalną koleją rzeczy”, jako że masz do czynienia z człowiekiem, który Cię dobitnie zawiódł i zranił. Co poczniesz, gdy rozkwitnie na dobre Twoja więź emocjonalna z dziewczynkami, a on nagle okaże się dawnym sobą? Będzie trzeba znów zrobić radykalne cięcie i ucierpią dwie małe osoby, które całkiem niedawno już swoje przecierpiały…
Najkrócej: namawiam Cię do walki o zachowanie tego, co sama osiągnęłaś, a żeby to obronić, potrzebna jest Ci przede wszystkim maksymalna czujność!
Pozdrawiam mocno,
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze