Żałuję, że się rozwiodłam
CEGŁA • dawno temuMój były nie ma samochodu, domu, „dobrych pleców”. Ale nie ma też wrogów. Za to wielu przyjaciół. Z odległości obserwując jego życie, właściwie niezmienne od kilkunastu lat, pełne zaangażowania w sprawy innych ludzi, dochodzę do wniosku, że popełniłam błąd, inicjując rozwód. Cała reszta panów przy nim to porażka. Moja porażka. Co stwierdzam po 8 latach bycia z nim i następnych 8 bez niego.
Kochana Cegło!
Oglądając program o młodym w sumie, trzydziestoparoletnim facecie, który mieszka u matki i cały wolny czas poświęca ratowaniu krzywdzonych czy bezdomnych zwierząt, uświadomiłam sobie, że banalną strasznie byłam żoną, taką ze sztancy.
Kiedyś ubóstwiałam męża – a wtedy jeszcze ledwo swojego chłopaka – za takie rozbrajające teksty, podobne jak w tym reportażu: nie umiem gotować, wodę przypalam, nie nadaję się do małżeństwa, coś mnie ciągnie, żeby wyjść z domu i zająć się czymś pożyteczniejszym niż wieczorne baraszkowanie z rodziną na kanapie przed telewizorem… Nie słuchałam tego, byłam zakochana, uważałam narzeczonego za cudownego człowieka – i słusznie! Bo taki był, i jest po dziś dzień.
Jak to zwykle bywa, przy domowym ognisku chciałam upiec dwie pieczenie. Mieć męża wrażliwego, z zasadami, wybijającego się ponad przeciętność, i zarazem tatuśka, która biega grzecznie do pracy, przynosi pensję jak w zegarku, a po fajrancie jeszcze pierze, zmywa, pomaga przy dziecku, daje kwiaty, romantycznie inicjuje seks przy świecach. Dużo chciałam, nie? Dziś wiem, że tacy herosi to tylko na filmach albo na… OIOM-ie, po pierwszym zawale przed czterdziestką.
Rozwiedliśmy się dawno temu, nasza córa ma już 14 lat. Kocha ojca, rozumieją się, choć on ma dla niej czas raz – góra dwa razy w miesiącu. Żeby było śmieszniej, dziećmi i młodzieżą zajmuje się zawodowo. Trudnymi, wypaczonymi, chorymi, osieroconymi istotami. Nasze dziecko jest przy nich bajkowo bezproblemowe, i w przeciwieństwie do mnie, córka nigdy nie żaliła się na tatę, że poświęca jej za mało uwagi. Poświęcał widocznie akurat tyle, że wyrasta, przy moim codziennym wkładzie oczywiście, na fajną osobę. Niepotrzebnie, teraz to widzę, ciosałam mu kołki na głowie, chciałam zmienić to, co było dobre, chociaż nie idealne „po mojemu”. Chciałam zbyt wiele, ot co. I pogoniłam ze swojego życia najbardziej wartościowego partnera, jakiego może sobie kobieta wymarzyć.
Mój były nie ma samochodu, domu, „dobrych pleców”. Ale nie ma też wrogów. Za to wielu przyjaciół. Z odległości obserwując jego życie, właściwie niezmienne od kilkunastu lat, pełne zaangażowania w sprawy innych ludzi, dochodzę do wniosku, że popełniłam błąd, inicjując rozwód.
Pytał ostatnio o moją sytuację, powiedziałam, jak jest – że z kimś się spotykam… Pogłaskał mnie po głowie. Żyj, dziewczyno. Ile tylko możesz. Ja ci nie pozwalałem, a sam nie za bardzo umiałem dać to, czego chciałaś. Cud, że poczęliśmy taką supercórę przy moim temperamencie. Coś we mnie pękło, miałam ochotę wykrzyknąć: Tylko ty żyjesz naprawdę i tylko ciebie potrafiłabym szanować, cenić, podziwiać!
Spokojnie, nic nie powiedziałam i nie powiem, klamka zapadła, ale prawda jest taka, że cała reszta panów przy nim to porażka. Moja porażka. Co stwierdzam po 8 latach bycia z nim i następnych 8 bez niego. Nie osiągnęłam przez ten rozwód niczego poza ukończeniem 36 lat w oparach lekkiej goryczki.
unique75
***
Kochana Uniko!
Ja wiem, że z jednej strony ciepli społecznicy w maminych sweterkach (i przez mamy pranych) to sól tej ziemi. Nie dość, że robią rzeczy naprawdę ważne, to jeszcze jeden ich miodowy uśmiech czy bezradne wyznanie na temat samotności zmiękcza niewieście serca na papkę. Jest to piękny sposób na życie i, jak napisałaś, godny szacunku.
Z drugiej strony, zamiast wyrzucać sobie rozstanie i obarczać wyłącznie siebie odpowiedzialnością za tę decyzję, może powinnaś zadać sobie pytanie, czy aby na pewno każdy społecznik jest potencjalnym kandydatem do zbudowania najmniejszej komórki społecznej – rodziny, i wymarzonym towarzyszem życia.
Niekoniecznie. Rodziną społecznika mogą być ci wszyscy, którym pomaga. Tak jak rodziną himalaisty bywają góry, a żeglarza-obieżyświata – morza. I często ludzie tacy mają głęboko zakorzenioną świadomość swojej „ułomności”. Wybrali tak, a nie inaczej, z wszelkimi konsekwencjami. Ten zaś, kto wybiera ich, musi się z tymi konsekwencjami liczyć, ale nie ma obowiązku bohatersko ich znosić. Kompromis w związku powinien być sensowny, nie generować cierpienia żadnej ze stron. U Was okazał się niemożliwy, co nie znaczy, że Twoje oczekiwania od życia są trywialne, jego zaś, w porównaniu — górnolotne. Zwyczajnie się rozminęliście, a pozytywny jest chyba fakt, że Twój były to świetnie rozumie i nie rozdziera szat.
Każde z Was postawiło na coś w życiu i parło do celu. Zawsze o tym pamiętaj – działaliście na równych prawach i nie trzeba tych celów wartościować. Nie widzę nic złego w tym, że pragnęłaś domu z pełnym składem przy stole, z dniami wypełnionymi pracą, a wieczorami – intymnością. Nie były to oczekiwania szalone, w takim rytmie rozwija się większość ludzkości. Twój mąż jednak spełnia się w czymś innym i nie podołał wszystkim zadaniom, jakie stawia klasyczna rodzina, choć próbował. Wiele mu się udało. Ma świetny kontakt z córką, a była żona pozwala mu się głaskać po głowie:). Przecież to jest fantastyczne samo w sobie! I dla większości ludzkości nieosiągalne! Pora dojść z tym do wewnętrznego ładu, nie sądzisz?
Myślę, że powinnaś zaakceptować rzeczywistość. Były mąż jest idealnym materiałem na dożywotniego przyjaciela. Spolegliwego i niezawodnego. Szanuj go i ceń, to wspaniałe uczucia. Jeśli natomiast nie chcesz lub nie umiesz być sama, powinnaś szukać partnera z innego klucza niż dotąd. Bo odnoszę wrażenie, że póki co, stawiałaś wyłącznie na… przeciwieństwa męża. Trudno się w takim wypadku nie rozczarować – na zgorzknienie jesteś jeszcze za młoda i za silna. A przecież wystarczy spisać uczciwie na kartce, czego Ci w małżeństwie zabrakło, co wymaga zaledwie uzupełnienia… Nie szukasz, jak mniemam, egocentrycznego pana z dobrą posadą, bo cóż ktoś taki mógłby w Twoim życiu zmienić na „tak”? Ani nowego ojca dla córki, który „będzie obecny” – to zbędne, ona ma fajnego tatę i jest już za duża na adoptowanie kolejnego.
Zatem – szukasz kogoś DLA SIEBIE. Kogoś uczciwego, prostolinijnego, kto jednakowoż, poza wzbudzaniem szacunku i podziwu, będzie też wdzięcznym obiektem Twojej fascynacji erotycznej, może troszkę domatorem, majsterkowiczem, mistrzem kuchni i masażu stóp… To szukaj w swojej bajce. Jeśli uważniej się rozejrzysz, dostrzeżesz takie unikaty. Prawdopodobnie, jak Ty, z odzysku, ale niekoniecznie. I pewnego dnia wyłoni się właściwy egzemplarz, a Ty, mam nadzieję, przestaniesz dzielić mężczyzn na byłego męża i… tych beznadziejnych.
A jeżeli między wierszami chciałaś mnie zapytać, czy masz spróbować wejść ponownie do tej samej wody – odpowiadam „nie”. Ciesz się z tego, co między Wami ocalało, nie obwiniaj się o nic i – do przodu!
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze