Lipcowe botki apres-ski
SONIA LIPSCHITZ • dawno temuCzasopismo “Uroda”, w podtytule “Beauty expert”, ma dla swoich czytelniczek niezwykle cenną radę: kupcie najdroższy kosmetyk w sklepie, na pewno będzie dobry. Jeśli bym nic nie wiedziała o dobrych, ale tańszych kosmetykach i sposobach pielęgnacji urody, też bym mogła udzielać takich “eksperckich” porad bez ryzyka większej wpadki. A jak by mi przy tej okazji coś skapnęło, to w ogóle żyć nie umierać.
Z okładki najnowszego numeru magazynu "Uroda" zerka na nas zalotnie Joanna Brodzik, aktorka znana społeczeństwu głównie z roli Kasi w serialu „Kasia i Tomek”. Zanim jednak przejdziemy do wywiadu z nią, musimy pokonać opór foliowego opakowania. Do czasopisma dołączono bowiem prezent. Jest nim cień do powiek firmy Joko – kupiony oddzielnie kosztowałby prawie tyle samo co pismo, czyli jakieś 5 do 7 zł. Czyżby kosmetykami tej firmy został wykonany makijaż Joanny Brodzik, dziewczyny z okładki "Urody"? Niezupełnie. Aktorkę umalowano kosmetykami ekskluzywnej marki Lancome. Trochę zbyt hojnie, nawiasem mówiąc, bo make-up serialowej Kasi wygląda, jakby zaraz miał spłynąć z jej twarzy pod własnym ciężarem. Kosmetyki Joko w ocenie speców od urody w “Urodzie” najwyraźniej nie nadają się do wykonania makijażu na okładkę, ale już czytelniczki powinny skakać z radości, że kupiły pismo w pakiecie z cieniem w przypadkowym kolorze.
Dzięki zaoszczędzeniu pięciu złotych na cieniu Joko, szanowna czytelniczka może zacząć składać na prezentowany w tym numerze “Urody” krem do ciała Lancome z linii Absolue – 515 złotych. To w wersji „na bogato”. Wersja oszczędna zakłada zakup Lancome Caresse za jedyne 130 zł. Za różnicę kupimy zestaw chust i opasek, koniecznych do wykreowania modnego w tym sezonie looku (nie wyglądu, słowo “wygląd” jest out - że użyję żargonu używanego w czasopiśmie). Inspiracją dla modnych kobiet jest zdjęcie Jennifer Lopez sprzed co najmniej dwóch sezonów, dwóch narzeczonych i jednego męża oraz fotka Salmy Hayek w roli Fridy Kahlo. To z osób znanych. Mniej znane, anonimowe modelki sfotografowane na tegorocznych pokazach haute couture, z głowami przyozdobionymi gigantycznymi plastikowymi warkoczami, dwoma metrami bieżącymi chusty, przypiętej dla pewności do włosów na spinki lub opaskami na włosy rodem z odpustowego straganu są dodatkowym argumentem za przeobrażeniem się w hipiskę, lolitkę lub ludową dziewoję. Nie masz odwagi na takie przeobrażenie, czułabyś się spięta, stremowana? Nie ma sprawy. Redakcja podsuwa przepis na najnowszego i najmodniejszego drinka – możesz sobie chlapnąć jednego dla kurażu. Drink bazuje na przypadkiem wprowadzonej ostatnio do sprzedaży wódce smakowej. Jaka to wódka, nie zamierzam tu pisać, bo nie mnie producent tego alkoholu zapłacił za kryptoreklamę – a poza tym, takie pokątne przemycanie reklamy zakazanej w mediach ogólnodostępnych Sonia Lipschitz uważa za wysoce niestosowne.
Następne strony przynoszą kolejne ukryte reklamy — tym razem w psychozabawie “Zapachowy kod plażowy”. Odpowiedziawszy na kilka pytań, można się dowiedzieć, które z perfum pasują czytelniczce najbardziej. Zupełnym zbiegiem okoliczności, wszystkie co do jednego zapachy są nowościami z ostatnich dwóch miesięcy, a ich opisy w pełni pokrywają się z tekstami z informacji prasowych.
Po serii reklam i kryptoreklam czas na wywiad z gwiazdą z okładki, czyli z Joanną Brodzik. Dowiadujemy się, że w dzieciństwie zamykano przed nią lodówkę na kluczyk i dzięki pomocy lekarzy schudła 15 kg, a obecnie sypia, między innymi, na wycieraczkach. Aktorka pokusiła się też o sentencję, która zapewne razem z jej rolą w “Kasi i Tomku” przejdzie do historii: „Jak już wiesz, co i jak chcesz jeść, to potrafisz też rozpoznać w sobie, z kim chcesz spędzać czas i kto Ci jest najbliższy”. Ponadto, opowiada o swojej zabawnej wpadce urodowej, kiedy to przed wielkim entrée na jednym z festiwali zgasło światło i biedaczka namalowała sobie brwi chabrową kredką do oczu, bo po ciemku nic nie widziała. Zmyślać też trzeba umieć, pani Joasiu. Gdyby faktycznie zgasło światło, raczej powstrzymałaby się pani od poczerniania brwi, bo – niezależnie od użytego koloru – ciężko jest narysować sobie łuki brwiowe po omacku, bez użycia lustra.
Kolejnym mocnym punktem w “Urodzie” jest sesja mody letniej. Sesja dotyczy zarówno mody damskiej, jak i męskiej, bo nie od wczoraj wiadomo, że reklamy produktów dla mężczyzn należy adresować do kobiet (marketingowe ABC). Jak wynika ze zdjęć, nic tak nie zdobi kobiety idącej ulicą w lipcowe popołudnie, jak włóczkowa czapka do dżinsów i szyfonowej bluzki, od biedy może też być sukienka w łączkę i botki wyściełane baranicą, w sam raz na -10 stopni Celsjusza. Mężczyzna powinien połączyć dresowe spodnie z prochowcem, a na bardziej uroczyste okazje, jak na przykład randka, założyć spodnie od garnituru letniego, a do nich bluzę z kapturem i kapelusik filcowy. Pewnie byście też nie zgadli, że nic tak nie nadaje się na kort tenisowy, jak gumowe klapki marki havaianas, rozwiane włosy i ręka na temblaku (w drugiej oczywiście rakieta). Zdjęciu towarzyszy podpis: “Lekcja sportowa. Na zajęcia sportowe nie trzeba władać rzeczy jednoznacznie kojarzących się ze sportem. A nawet, przekornie, wtedy nie.”
Następny numer "Urody" zdominują zapewne porady, jak leczyć udar mózgu, przykrą dla otoczenia potliwość stóp, skręcony na przekór instruktorowi staw skokowy oraz jak nie reagować na salwy śmiechu towarzyszące nam w drodze do osiedlowego spożywczaka.
Czas na zawsze lubiany dział pisma, traktujący o seksualnej sferze człowieka. A dokładniej, o numerku z nieznajomym i o tym, co się dzieje potem. Z artykułu wynika, że przypadkowy seks sam w sobie nie jest zły (chyba, że facet był beznadziejny), ale to, co robimy lub czego nie robimy następnego dnia, obnaża nasze problemy. Otóż należy się zastanowić, czy kac moralny nie bierze się na przykład z tego, że właśnie przyprawiło się mężowi rogi, albo z tego, że to kolejne takie zakończenie zakrapianej imprezy. Jeśli uważa się, że był to po prostu seks dla sportu, to może chodzi o podświadome zaprzeczenie określeniu „puszczalska”, które często bywa stosowane w odniesieniu do kobiet, którym zdarzyło się mieć więcej niż dwóch partnerów. I tak dalej, i tak dalej – wniosek jest jednak bolesny dla wszystkich amatorek opiewanych kiedyś przez Prince’a one night stands: to, że idziesz z przygodnie poznanym facetem do łóżka, znaczy, że jesteś lafiryndą. Trudno mi zdecydować, czy gorsze są poradniki zachęcające do zdrowego i higienicznego numerka w toalecie z właśnie poznanym przystojniakiem (do tego namawiają inne pisma), czy raczej jednoznaczna, bezlitosna ocena psychiki wszystkich kobiet, którym zdarzył się skok w bok z panem Malinowskim, a może Malanowskim, albo w ogóle Nowakiem, bo dość niewyraźnie się przedstawił.
Czasopismo “Uroda”, w podtytule “Beauty expert”, ma dla swoich czytelniczek niezwykle cenną radę: kupcie najdroższy kosmetyk w sklepie (jak wspomniany balsam do ciała za ponad 500zł), na pewno będzie dobry. Jeśli bym nic nie wiedziała o dobrych, ale tańszych kosmetykach i sposobach pielęgnacji urody, też bym mogła udzielać takich “eksperckich” porad bez ryzyka większej wpadki. A jak by mi przy tej okazji coś skapnęło, to w ogóle żyć nie umierać. Poza swoim głównym celem, który “Uroda” gdzieś zatraciła, pismo nie prezentuje sobą nic wartościowego: idiotyczne porady modowe, kryptoreklamę alkoholu, nic nie wnoszące wywiady i przyciężkie moralizowanie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze