Matsuri - festiwal obowiązkowy
URSZULA • dawno temuPodczas festiwalu kapłan zaprasza bóstwo czczone w danej świątyni, by wsiadło do specjalnej lektyki zwanej mikoshi, którą następnie poprzebierani w specjalne, tradycyjne stroje Japończycy obnoszą po mieście. W trakcie tej parady mężczyźni tańczą i śpiewają, żeby zabawić hołubione bóstwo.
Większość turystów odwiedzających Japonię ma nadzieję, że dawna Japonia, Japonia gejsz i samurajów nie całkiem została odstawiona do lamusa, że gdzieś tam przewija się w codziennym życiu Japończyków. I zwykle spotyka go wielkie rozczarowanie. Współczesne gejsze, a w szczególności te młode, nie noszą już właściwie kimon, a zastępy ubranych w garnitury i uzbrojonych w teczki samurajów zamiast na pole bitwy, podążają co rano do koncernu, gdzie – sądząc po tym, że większość z nich pracuje w jednej firmie całe życie – czują się jak w domu. Kobiety poprzebierane za gejsze spacerują za to w okolicach słynnych świątyń w Kyoto, aby żądni wrażeń turyści mogli zrobić sobie z nimi zdjęcie. Wygląda na to, że Japończycy zapomnieli o swojej, jakże pięknej tradycji. Czy tak jest naprawdę?
Zwierzyłam się mojej japońskiej koleżance, że jestem rozczarowana tym, do jakiego stopnia współczesna kultura masowa i zachodnie wzorce wyparły w Japonii pradawne obyczaje. Wysłuchawszy cierpliwie moich narzekań, stwierdziła, że musi mnie koniecznie zabrać na matsuri, abym zobaczyła Japonię od trochę innej strony.
Słyszałam już trochę o matsuri - japońskich festiwalach świątynnych, ale przed wyprawą postanowiłam pogłębić wiedzę. Otóż festiwale owe są organizowane przez prawie każdą świątynię rodzimej religii shinto, a trzeba wiedzieć, że jest ich bez liku. Każda świątynia organizuje własne, niepowtarzalne festiwale, a ich daty często związane są ze szczególnymi momentami roku, takimi jak siew czy żniwa. Podczas festiwalu kapłan zaprasza bóstwo czczone w danej świątyni, by wsiadło do specjalnej lektyki zwanej mikoshi, którą następnie poprzebierani w specjalne, tradycyjne stroje Japończycy obnoszą po mieście. W trakcie tej parady mężczyźni tańczą i śpiewają, żeby zabawić hołubione bóstwo. Zdarzają się też Jidai-matsuri, festiwale związane z danym okresem historycznym, podczas których uczestnicy przebierają się w stroje z upamiętnianej epoki i tworzą wielką paradę, która przetacza się przez miasto.
Wiedząc już to wszystko pomyślałam sobie, że to matsuri to w sumie nic takiego, w końcu my też mamy w Polsce różne dożynki i inne festyny, w czasie których ludzie przebierają się w ludowe stroje, wymachują ciupażką, wywijają hołubce, ale gwoździem programu jest koncert Michała Wiśniewskiego, którego słucha lud dzierżąc w jednej dłoni plastikowy kubek z piwem, a w drugiej tackę z kiełbaską z grilla. Niewiele osób jest zainteresowanych tradycją, o ile nie można przy okazji zjeść, a w szczególności — wypić.
Jednak okazało się, że w Japonii wygląda to zupełnie inaczej. Po pierwsze w organizację festiwalu angażują się wszyscy: od siedemdziesięcioletnich babć, poprzez zapracowanych ojców rodzin, po zblazowaną młodzież uniwersytecką, która jednak nie postrzega kultywowania narodowych tradycji jako „obciach”. Wszyscy, jak jeden mąż pomagają w budowaniu i ozdabianiu różnych festiwalowych pojazdów zwanych dashi, a potem przebierają się w tradycyjne stroje i ciągną przez całe miasto gromko pokrzykując (no, może z wyjątkiem babć). Paradzie często towarzyszą zespoły młodych ludzi grających na bębnach i innych instrumentach. I nikogo nie dziwi, że cesarzowa z okresu Heian, ubrana w zapierające dech w piersiach kimono, jadąca na ukwieconym wozie, ma włosy ufarbowane na blond, a grupa samurajów w dziwnych słomianych czapach ma na nosach okulary. Przecież chodzi o to, żeby się dobrze bawić.
Podczas festiwalu miasto zmienia się nie do poznania. Na pozamykanych dla ruchu samochodowego głównych ulicach ustawiane są budki, w których sprzedaje się typowe dla matsuri jedzenie (niestety, przeważnie głównym jego składnikiem są ośmiorniczki, toteż się nie skusiłam), a każdy sprzedawca drze się wniebogłosy zachwalając towar. Uliczkami ciągną dzikie tłumy- wygląda na to, że w świętach uczestniczą dosłownie wszyscy okoliczni mieszkańcy. Wielkie place przed dworcami, gdzie zwykle parkują tysiące rowerów, przemieniają się tego dnia w pole piknikowe. Rozkładają na nich koce rodziny z dziećmi, również przebrane w tradycyjne stroje. Wszyscy bawią się do późna w nocy jedząc, pijąc, tańcząc, albo po prostu obserwując przetaczający się ulicami kolorowy, pokrzykujący tłum.
Patrząc na to, można na chwilę zapomnieć, że tłem dla całej imprezy są wysokie, współczesne budynki, a wszyscy ci ludzie na co dzień oglądają filmy z Bradem Pittem i jedzą hamburgery. Można poczuć atmosferę Japonii sprzed wieków. Nie spotkamy tam prawdziwej gejszy ani samuraja, ale za tu ludzi, którzy kochają swoją tradycję i cieszą się nią niezależnie od wieku. Matsuri
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze