Jaram się dziarami
URSZULA • dawno temuNa facebooku jak grzyby po deszczu wyrastają strony Jaram się wydziaranymi laskami i Sexy dziary. Nawet celebryci dumnie prężą swoje tatuaże na czerwonych dywanach. No i nie trzeba chyba wspominać o Zombie Boyu, który głównie dzięki rozbudowanym tatuażom na twarzy zrobił międzynarodową karierę. Gwiazdeczki na stopie, motylki na udzie, czaszki na ramieniu i życiowe sentencje na karku - tatuaże chyba nigdy jeszcze nie były tak modne jak teraz.
Dziś będzie o modzie. Moda jak to moda, przemija szybko. I to naprawdę pół biedy, że co sezon przełykamy gorzkie łzy rozczarowania, kiedy okazuje się, że zakupione za grube pieniądze w zeszłym roku różowe spodnie haremki, fikuśne koszulki z bufkami i kostium kąpielowy w czaszki odchodzą do lamusa, a my po prostu nie mamy innego wyjścia, jak tylko lecieć do galerii handlowej i wydać ostatnie pieniądze na nowy zestaw modnej garderoby. Ma to swoje wady (nie opłacony z powodu braku pieniędzy czynsz i rachunek za prąd) i zalety (no ba — nie ma w życiu nic przyjemniejszego niż zakupy!), ale prawdziwe problemy zaczynają się, kiedy modne staje się coś, co ma szanse zostać z nami dłużej niż na jeden sezon.
Weźmy chociażby taką fryzurę. Modne są wygolone boki przy długich włosach? Świetnie — pędzimy do fryzjera. Ale jeżeli okaże się, że w tej oto fryzurze wyglądamy jak Nicki Minaj z okolic Pasłęka, pozostają nam tylko dwa wyjścia — albo czekamy cierpliwie roczek lub dwa, aż włosy łaskawie odrosną albo ścinamy wszystko na zero. Słaby punkt obydwu rozwiązań jest taki, że jesteśmy zmuszone wyglądać źle przez stosunkowo długi okres czasu.
Największy problem oczywiście jest z tatuażami. Na facebooku jak grzyby po deszczu wyrastają strony Jaram się wydziaranymi laskami i Sexy dziary. Nawet celebryci (pierwsza była Angelina Jolie) dumnie prężą swoje tatuaże na czerwonych dywanach. No i nie trzeba chyba wspominać o Zombie Boyu, który głównie dzięki rozbudowanym tatuażom na twarzy zrobił międzynarodową karierę. Gwiazdeczki na stopie, motylki na udzie, czaszki na ramieniu i życiowe sentencje na karku — tatuaże chyba nigdy jeszcze nie były tak modne jak teraz. W niemalże każdym klubie roi się od facetów i dziewczyn wytatuowanych, jeżeli nie od stóp do głów, to przynajmniej odrobinkę. Oczywiście, nie będę tutaj pisać, że jeszcze niedawno robili je sobie tylko recydywiści, a teraz normalni ludzie także się w to bawią, ponieważ tatuaże od kilkudziesięciu lat nie są domeną ludzi wykluczonych ze społeczeństwa. Tylko że jeszcze niedawno modne były niewielkie czarne motywy na plecach, czy brzuchu — w jakimś niezbyt widocznym intymnym miejscu, a teraz wielkie kolorowe wzory bezczelnie wyzierają spod spódniczek i koszulek. Nikt już nie przejmuje się podstawowym argumentem przeciw, że tatuaż na szyi może zdusić w zarodku naszą karierę zawodową, uniemożliwiając przyjęcie do jakiejkolwiek porządnej pracy. Nie mówiąc już o drugim najpopularniejszym argumencie przeciw: Co zrobisz z tatuażem, kiedy się zestarzejesz?
Dumni wytatuowani dzielą się na facebooku popularnym obrazkiem, na którym widnieje grupka brodatych, wytatuowanych od stóp do głów dziadków i podpis: Co zrobisz z tatuażami, kiedy będziesz stary? Pewnie zapuszczę brodę i będę imprezował z moimi wytatuowanymi kolegami i wyglądał świetnie. A co ty zrobisz, kiedy będziesz wyglądał jak każdy inny stary pierdziel? Nie wydaje mi się jednak, żeby przyszłość modnych ostatnio dzieł body artu była aż tak różowa.
Tyle się słyszy o koszmarkowatych wzorach zrobionych na urwanym filmie po pijaku. O tatuażach na brzuchu, które rozciągają się podczas ciąży powodując czarną rozpacz właścicielek. Ale zwykle obywa się bez dramatów — tatuaże najzwyczajniej w świecie nam się nudzą i przestają podobać. Mam kilka koleżanek, które do lat nie wychodzą z domu w koszulce z krótkim rękawkiem (nawet w upały) albo w sukience z większym dekoltem, by ukryć swoje błędy w młodości (w postaci wielkiej czarownicy na ramieniu i głowy Stańczyka na piersi). Tatuaże te są rzeczywiście paskudne, ale jestem w stanie wyobrazić sobie, że dla siedemnastolatki kilkanaście lat temu musiał to być szczyt lansu. No i szczyt mody — bo taka wtedy była moda, a moda, ja wiadomo, przemija i to dość szybko. Czy wszystkie dziewczyny, które wzorem Natalii Siwiec wytatuowały sobie na stopie jakąś błyskotliwą sentencję w stylu Życie jest krótkie i Rodzina jest najważniejsza, za kilka lat będą musiały nawet latem wychodzić z domu w kryjących rajstopach?
— Bzdura! - obruszą się na to dumni wytatuowani. — Wystarczy wybrać jakiś obrazek czy sentencję nie kierując się modą, tylko patrząc, czy dostatecznie głęboko odzwierciedla naszą skomplikowaną osobowość. Jeżeli motyw będzie nam bliski, jest szansa, że nigdy się nie znudzi. Nie do końca przekonuje mnie ten argument, zważywszy na ilość ubrań i fryzur, które, jak mi się wydawało, głęboko odzwierciedlały moją osobowość, a mimo to i tak po kilku latach wylądowały na śmietniku lub wymiance ciuchowej z koleżankami. A tatuażu przecież na śmietnik nie wyrzucę ani koleżance nie oddam. Usunięcie kosztuje około 500 zł za centymetr kwadratowy i zazwyczaj nie jest do końca skuteczne (zostają kontury).
Dlaczego o tym piszę? Bo postanowiłam, że jeżeli po trzydziestce nie przejdzie mi ochota na tatuaż, to go sobie zrobię, bo to będzie oznaczać, że to nie tylko nastoletnia fanaberia. No to skończyłam 30 lat, ochota pozostała i dalej nie wiem — robić nie robić?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze