Czy On to dobra inwestycja?
CEGŁA • dawno temuPewnie każda dziewczyna chce mniej lub bardziej prześwietlić chłopaka, zanim podejmie decyzję o byciu razem na serio. A z kolei większość facetów nie lubi zbyt wielu pytań na swój temat. To taka ciągła walka między płciami. No i ją podjęłam, a teraz mam coraz więcej wątpliwości. Otóż, Mariusz moim zdaniem „ściemnia” w sprawie tego, czym się zajmuje.
Droga Cegło!
Mam na imię Agata. Poznałam w pracy chłopaka, co do którego chcę się poradzić. Problem polega na tym, że za mało o nim wiem, żeby go skreślić i też za mało, żeby pójść na żywioł i móc mówić, że to mój chłopak, chyba rozumiesz.
Jestem na pierwszym roku studiów zaocznych Administracja i Zarządzanie. Od razu znalazłam pracę, gdyż rodzice nie mogą mi zaofiarować jeszcze kilku lat swobody, zresztą mam o 10 lat młodszą siostrę. Pracuję na recepcji wielkiego salonu fryzjerskiego (właściwie może źle to nazywam, nasi fryzjerzy to nie fryzjerzy, tylko styliści :)), w systemie przez 12 godzin non stop, a potem dzień wolny, tak na zmianę. Ja jednak w tygodniu biorę więcej tych zmian, ponieważ właścicielka zakładu poszła mi na rękę i dała mi co drugi weekend wolny ze względu na studia. Praca jest bardzo ciężka i zarazem ciekawa, wbrew nazwie „recepcja” nie polega na uśmiechaniu się i wskazywaniu klientowi fotela, ale na wielkiej logistycznej rozbiórce – kto, gdzie, kiedy. Najkrócej mówiąc, wszystkie telefoniczne zapisy muszę sama rozplanować w ten sposób, żeby klient nigdy nie czekał na stylistę (odwrotnie może być), pamiętając o tym, ile komu zajmuje strzyżenie, ile farba, o jaką długość włosów chodzi i tym podobne. A jeśli coś się sypnie o 15 minut, sypie się już cała reszta dnia – i to już moja wina. Na szczęście szefowa jest wyrozumiała, jak nie z tej epoki.
Mariusza poznałam właśnie na swojej „wsypce”, chociaż to była jego wina: spóźnił się na strzyżenie, a stylistka nie wiadomo czemu miała pretensje do mnie. Potem mu oznajmiła (bardzo grzecznie), że albo przyjdzie w innym terminie, albo będzie zrobiony na łapu capu, bo zostało jej tylko 25 minut do następnego klienta. Mariusz też był uprzedzająco grzeczny, aż mnie tym rozbawił i potulnie umówił u mnie nowy termin, bo Od dziś musi przecież wyglądać szałowo – wiedziałam, że to był tekst do mnie. Oczywiście „przypadkiem” ten następny termin też był na mojej zmianie :).
Nie będę ukrywać, od razu mi się spodobał, jeszcze przed strzyżeniem wyglądał może nie szałowo, ale bardzo, bardzo OK. Drugi raz przyszedł co do minuty, a mi przyniósł zabójcze kwiaty na przeprosiny. Naprawdę przesadził, po prostu nie miałam ich gdzie schować, żeby nie przeszkadzały w pracy i ostatecznie musiałam je wynieść na zaplecze. Zanim wyszedł, już byliśmy umówieni na wieczór, po mojej zmianie. I tak to się zaczęło.
Spotykamy się od 3 tygodni i oboje mamy mało czasu, a więc nie jest tych spotkań zbyt wiele – zwykle jakiś klub, kino czy pub, takie wstępne rozmowy o tym, co by się chciało w życiu robić i tym podobne. Może to jest dziwne, ale na razie trzymamy się za ręce, było kilka pocałunków w samochodzie — i to wszystko. Trudno, Cosmo Girl to ja nie jestem :). Mariusz też nie wywiera na mnie presji. Zresztą, chwilowo byłoby to bezcelowe – oboje na razie mieszkamy z rodzicami, a ja nawet nie mam swojego pokoju…
O co więc mi chodzi? – spyta każdy (moje koleżanki też pytają :)). Dlaczego mam z Mariuszem problem? Powiem tak: trudno go rozgryźć. Pewnie każda dziewczyna chce mniej lub bardziej prześwietlić chłopaka, zanim podejmie decyzję, nie jestem tu oryginalna, trudno, a z kolei większość facetów nie lubi zbyt wielu pytań na swój temat. To taka ciągła walka czy też gra. No i ją podjęłam, a teraz mam coraz więcej wątpliwości.
Otóż, Mariusz moim zdaniem „ściemnia” w sprawie tego, czym się zajmuje. To znaczy: niby wspólnie z trzema innymi kolesiami otworzyli restaurację, ale w złym momencie i w złym miejscu, więc interes im nie idzie. Mariusz jest niby -wspólnikiem, ale główne pieniądze włożył kto inny, a całą robotę zwala na pozostałych trzech, bo sam nie ma czasu, prowadzi też inne biznesy, a to dla niego była tylko kolejna zabawka, sprawdzenie się. Wybuchają między nimi sprzeczki, kto powinien zająć się promocją, reklamą, a przecież żaden się na tym nie zna. Kupili drogie meble, wynajęli najlepszych kucharzy i… knajpa świeci pustkami, podobno właśnie zlikwidowano obok parking i rozpoczęto budowę biurowca, co jeszcze pogarsza sprawę.
Mariusz nie chce mnie tam zabrać (sądzę, że potrafiłabym to i owo doradzić, ale nieważne). Twierdzi, że panuje tam przygnębiająca atmosfera i on woli się stamtąd wyrwać na parę godzin, niż jeszcze wolny czas spędzać tam ze mną. W to jeszcze byłabym skłonna uwierzyć, gdyby nie jeden drobiazg. Mariusz bez przerwy uskarża się na pieniądze. Mówi, że też chciałby studiować, ale rodzice postawili veto: zapracuj! – to w końcu tak samo, jak u mnie, może tylko w innych słowach. A on nie potrafi, nic mu nie wychodzi. Nie ma kwalifikacji, żeby wyjechać do dobrej pracy za granicę, nie zna angielskiego (mogłabym go sama uczyć, ale na pewno z ambicji by odmówił). Skarży się, że w restauracji wypłacają sobie minimalne pensje, które ledwo starczają na benzynę, a on musi się zajmować głupotami. Nie do końca wiem, na czym te upadlające zajęcia miałyby polegać. Na zmywaniu podłogi? A co w tym złego, kiedy się jest na swoim?
No właśnie. Napisałam o tej benzynie i od razu obraz ułożył mi się w całość. Mariusz jeździ bardzo ładnym, na oko nowym oplem (nie znam się na autach). Kiedy to skomentowałam, usłyszałam, niby żartem, że samochód nie stanowi dziś wartości, bo i tak firmy motoryzacyjne zbankrutują… Kiedyś przypadkiem widziałam u niego w bagażniku pojemniki jednorazowe z jedzeniem, ale nie tylko: jakieś paczuszki z przyprawami, chyba lekarstwa i wiele innych rzeczy. Wzruszył ramionami, że robi, co się da: rozwozi do firm lunche z restauracji i „co mu tam wpadnie”. Tymczasem, przy tej strasznej „biedzie” jest w stanie puścić lekką ręką 200 złotych na jednej randce ze mną (nie mam mowy, żebym się dorzuciła do czegokolwiek). Strzyżenie w moim salonie kosztuje 70 zł! A ciuchy, które on nosi, buty… Najlepsze sportowe firmy – oczywiście, twierdzi, że podróby, ale teraz trudno poznać, bo i tak cały świat przeniósł produkcję do Azji. Poza tym, jest opalony, zadbany, widać, że nie stroni od siłowni, pięknie pachnie. Ostatnio kupił sobie wyczynowy rower, taki do skoków, „bo to była okazja przed zimą”. W sklepie firmowym, zapłacił 2500 złotych, kartą kredytową! A komórkę to ma taką, że oczy mi wyszły na wierzch…
Nie wiem, Cegło, może się czepiam. Pieniądze, które Mariusz puszcza na moich oczach, wolałabym, żeby odkładał na studia, skoro jest taki „biedny”. Nie potrzebuję, żeby ktoś inwestował w ten sposób w znajomość ze mną. Ja z kolei boję się zainwestować uczucia w kogoś, kto być może jest jakimś szemranym gościem, kombinatorem – tyle, że uroczym i przystojnym. Wyniosłam z domu przekonanie, że jednak pieczone gołąbki nie wpadają same do gąbki. Czuję jakiś niepokój, ale nie umiem zdobyć się na odwagę, żeby zapytać o pewne rzeczy otwartym tekstem, żeby Mariusza nie urazić. Nasze spotkania sprawiają mi przyjemność, ale podejrzenia są zadrą, która wszystko psuje.
Agata
***
Droga Agato!
Pozwól, że zatrzymam się przy kilku niezwykle trafnych obserwacjach, które sama poczyniłaś – niekoniecznie świadomie.
Na razie nie przyciskasz Mariusza do muru, bo nie chcesz go zranić niesprawiedliwymi podejrzeniami. Tak trzymaj! Znacie się zbyt krótko i póki co, nie skaczecie na główkę w ten związek, co dowodzi pewnej ostrożności z OBU stron, a nie wynika tylko z kłopotów lokalowych… Ty nie o wszystko pytasz, on — nie o wszystkim mówi. Moim zdaniem, na tym etapie sytuacja jest w normie.
Podjęłaś również wątek męskiej ambicji. Ilu ludzi, tyle sposobów radzenia sobie z nią. Niektórzy tylko patrzą w sufit i narzekają na kiepskie czasy. Inni narzekają, ale próbują coś robić, nawet gdy po drodze im to i owo nie wychodzi. Mariusz należy do tych drugich.
Na pewno byłoby fajnie, gdybyś miała więcej danych, np.: kim są jego rodzice? Może zamożnymi ludźmi, którzy kupili mu auto, karmią go i ubierają, a wspomniany warunek postawili co do reszty – znalezienia pracy, sfinansowania studiów, etc. Może tak właśnie widzą naukę samodzielności. Nie „wykopują go” z domu z dnia na dzień, pozbawiając rzeczy, do których przyzwyczaili go przez – domyślam się – jakieś 20 lat, tylko dają mu czas na znalezienie własnej drogi. Jest to dość luksusowa forma presji, może nie dla wszystkich zrozumiała (i dostępna!), ale – na potępienie nie zasługuje. A Mariusz znalazł się w nowej sytuacji – miota się trochę, nie chce się być może od razu przyznać do tej części prawdy, której się wstydzi (Ty nie przyjmujesz od rodziny pomocy w tej skali), albo po prostu za wszelką cenę chce sobie i rodzicom coś udowodnić? Przypominam, tylko spekulujemy…
Trzecia rzecz: tajemnicza restauracja-niewypał i dziwne fanty w bagażniku… Rozumiem argument, że chłopak nie chce Cię zabrać do miejsca, które miało być wielkim sukcesem, a na razie, zamiast hałaśliwych klientów, snuje się tam tylko bezrobotna i przygnębiona obsługa. Na razie tego nie demonizuj, bo może się okazać, że Twój „podejrzany”, w swoich markowych ubraniach i pachnący dobrą wodą po goleniu, faktycznie ima się kilku rzeczy naraz – choćby po to, by nawiązać obiecujące na przyszłość kontakty. Nie zdziwiłabym się, gdyby w koleżeńskim biznesie Mariusz miał niewysoką pozycję i w związku z tym pracował jako kierowca rozwożący catering, a że interes idzie kiepsko i zostaje mu sporo czasu – dorabiał w tym samym charakterze w kilku innych firmach, dajmy na to, w branży farmaceutycznej albo spożywczej. Takie działanie na kilku frontach nie musi być od razu kombinowaniem! Jeśli jeszcze założymy, że jest na prowizji, może mieć z tego całkiem przyzwoite pieniądze – choć za małe w stosunku do jego marzeń i młodzieńczej niecierpliwości :).
Podsumowując: sama wiesz doskonale, że można człowieka (i znajomość z nim) zniszczyć nieuzasadnionymi oskarżeniami o nieuczciwość. Dlatego doradzam Ci na razie tylko delikatne posunięcia. Możesz podsunąć Mariuszowi namiary na tanie kursy językowe i powiedzieć żartem, że w zamian za to godzisz się chwilowo na mniej wystawne wypady do miasta. A jeśli faktycznie masz pomysły na rozreklamowanie knajpy, porozmawiaj z nim o faktach: nie napieraj na wizytację, ale wypytaj dokładnie o wady i zalety tego miejsca, zaplanuj jakąś zabawną ulotkę promocyjną, kuszącą na przykład zniżkami na piwo czy dania z karty… Nie przesłuchuj go, nie zaprzątaj sobie głowy jego ciuchami czy wysokością kieszonkowego, tylko reaguj na narzekania konkretnymi pomysłami. A po jego odpowiedziach natychmiast się zorientujesz, czy „ściemnia”, czy tylko ma sto pomysłów na raz i nie radzi sobie z tym chaosem. Jeśli nie będzie Cię wymijająco zbywał, lecz podchwyci choć jedną z Twoich sugestii, będziesz od razu spokojniejsza. I dopiero wówczas zdecydujesz, czy Mariusz to dobra inwestycja uczuciowa, jak piszesz :).
Ja to widzę optymistycznie.
Pozdrawiam Cię mocno.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze