Sama w związku
CEGŁA • dawno temuNie jestem w pełni wyzwolona, ale jest we mnie jakiś ośli upór, który kazał mi dwa razy odmówić ojcu mojego dziecka, kiedy prosił mnie o rękę. Głęboko w sercu coś mi mówi, że robię słusznie. I dla siebie, i dla małej. Tylko czasami czuję się pod ścianą, ciśnięta przez dalszą rodzinę, znajomych – oni mojej decyzji nie rozumieją.
Droga Cegło!
Nie jestem w pełni wyzwolona, ale jest we mnie jakiś ośli upór, który kazał mi na przykład dwa razy odmówić ojcu mojego dziecka, kiedy prosił mnie o rękę. Co gorsza, ciągle gdzieś tam głęboko w sercu coś mi mówi, że robię słusznie. I dla siebie, i dla małej. Tylko czasami czuję się pod ścianą, ciśnięta przez dalszą rodzinę, znajomych – oni mojej decyzji nie rozumieją, chociaż powoli się uczą ją szanować. Ciekawa jestem, co Ty o tym powiesz, po czyjej stanęłabyś stronie. Samo życie mi podpowiada, żeby zawsze stać po swojej, jak inni.
Mój niedoszły mąż jest osobą specyficzną. W kilku ważnych chwilach oceniłam, że miga się od życia, ale zapewne wielu powiedziałoby, że byłam niesprawiedliwa: pracuje, jest uczciwy, dobrze żyje z rodziną. Niestety, mam skłonność do nazywania tego wszystkiego „politurą”. Wystarczy lekko podrapać, a gdzieś pod spodem kryją się cechy, których nie umiałam zaakceptować (chociaż parę razy miałam wątpliwości i się łamałam).
Nasza córka nie jest zaplanowana. To ja zlekceważyłam niepokojące sygnały po zaledwie rocznej znajomości i dałam się ponieść naturze, zaniedbując antykoncepcję. Maciek przyjął to ze spokojem i od razu zaproponował ślub. Zaznaczył jednak z przekąsem, że nie ma zamiaru być typem „nowoczesnego ojca” i że nie będzie się dzieckiem zajmował, bo ma odpowiedzialną pracę. To była propozycja układu: ja daję pieniądze, ty martw się o całą resztę.
Myślałam o tym bardzo długo, nic mnie nie obchodziło, że brzuch mi rośnie i na ślubie będzie go widać. Zaczęłam wyławiać niektóre wspomnienia. Maciek nie chce iść na pępkowe mojej koleżanki, „bo nie będzie gratulował dziecka pannie”. Nie zgadza się umówić ze mną w konkretnej knajpie, która jego zdaniem jest „pedalska”. Krytykuje moich rodziców za to, że gdy wpadliśmy z wizytą, byli „zbyt nonszalancko” ubrani – a chodziło o to, że wrócili właśnie z kijków, nie spodziewali się nas i byli w dresach. I najgorsze wspomnienie: poranek, chłopak z dziewczyną na końcu tramwaju, ona nagle słabnie, leci mu przez ręce… Wyjmuję komórkę, pytam czy wezwać pogotowie, na przystanku chcę pomóc ją wynieść… Maciek odciąga mnie wściekły, nie, właściwie nie wściekły, tylko zwyczajnie obojętny. — Nie wtrącaj się, pewnie przedawkowali prochy na dyskotece.
Było jeszcze parę innych historii, w tym spór o stosunek do Kościoła, tak żenujący, że nawet nie chcę tego opowiadać… Dość, że podsumowałam wszystko w głowie, wyobraziłam sobie wspólne życie i… włos mi się zjeżył na głowie. Mądra Polka po szkodzie? Możliwe. Nie ja pierwsza wpadłam, nie ostatnia. Powiedziałam grzecznie: nie, dziękuję. Skoro czeka mnie taka przyszłość, że będę biec z pracy z wywieszonym językiem, aby podmienić opiekunkę czy zabrać dziecko z przedszkola, to równie dobrze mogę w ten sposób żyć bez męża, na jedno wyjdzie.
Maciek był urażony moją odmową do tego stopnia, że zerwał kontakty na kilka miesięcy. Zaczął się mną znów interesować dopiero przed samym porodem. Stopniowo wytworzył się dziwny, jednak moim zdaniem dobrze funkcjonujący układ. Ania ma 3 lata. Udaje mi się czasowo godzić pracę z wychowywaniem jej (z drobną pomocą mojej mamy i opiekunki, oczywiście). Maciek konsekwentnie nie bawi się w nianię, ale wspomaga nas finansowo, odwiedza regularnie – nie wiem do końca czy Anię, czy nas obie, czasem zostaje na kolacji (bez śniadania!). Nadal jest człowiekiem zasadniczym, zdarza mu się „wygłaszać” swoje prawdy o świecie i surowe sądy, ale po mnie to spływa jak po kaczce, szczerze mówiąc.
Niektórzy z moich znajomych uważają, że przyjęłam najwygodniejsze dla siebie rozwiązanie, wzięłam tylko tyle, ile chciałam, bo mogę udawać kobietę niezależną, a zwolniłam się od odpowiedzialności za pełną rodzinę… Rodzice popierają moją decyzję, ponieważ nigdy nie lubili Maćka. Ponadto, mogą żyć własnym życiem, nie obarczyłam ich obowiązkami klasycznych polskich dziadków i chyba wszystkim nam taka sytuacja odpowiada.
Nie analizowałabym tego tak szczegółowo, gdyby nie to, że Maciek znowu się oświadczył. I znowu były to oświadczyny warunkowe! Że niby wie, jaki jest, popełnił kilka błędów (założę się, że nie o tych samych myślimy…), ale bardzo chce mieć rodzinę i chyba każdy normalny człowiek tego chce. Więc żebym się jeszcze raz namyśliła.
Przyjaciółka namawiała mnie do „rewizji poglądów”. — Wybacz mu, bierz go, jakim jest – powtarza. – Zrozum, że łatwiej mu żyć na jasno określonych zasadach. Kto ma klapki na oczach, ten nie zbacza z drogi. To może być zaleta, szczególnie w małżeństwie.
Płakać mi się chce od takich argumentów. Mam swoje plany, chcę dokończyć studia, wychować córkę na tolerancyjną kobietę. Nie widzę takich możliwości u boku mężczyzny pokroju Maćka, ale nigdy nie stanę mu na drodze ani nie podkopię jego autorytetu, jeśli będzie starał się być dla Ani dobrym ojcem. To wszystko. Czy jestem odszczepieńcem, Cegło? Brakuje mi kobiecości – jak twierdzi Maciek?
Natka
***
Droga Natko!
Pomimo przeżywanych rozterek, jesteś dziewczyną bardzo pewną siebie – to moje pierwsze wrażenie. Nawet trochę mnie dziwi, że ktoś tak silny jak Ty prosi osobę z zewnątrz o ocenę swojego postępowania. I mam nadzieję, że ta pewność nie jest w Twoim wypadku tylko „politurą”. A skoro już pytasz…
W Twoim związku z Maćkiem rzuca się w oczy przede wszystkim kompletny brak miłości. Wasza znajomość była zbyt krótka i powierzchowna, by popchnąć Was w jakimś zdecydowanym kierunku z Waszej nieprzymuszonej woli. O jej losach zdecydował przypadek, kiedy jeszcze byliście na etapie dość chłodnego obserwowania się nawzajem. Przy tak niskiej temperaturze uczuć trudno chyba mówić o bolesnym rozstaniu czy cierpieniu któregoś z Was.
Macie jednak dziecko i prawdopodobnie każde z Was na swój sposób martwi się o to, by ono nie cierpiało – ani teraz, ani w przyszłości. Uspokoję Cię może: nie dostrzegam takiego ryzyka. Pomimo odmiennych charakterów i poglądów, oboje podchodzicie do życia bardzo racjonalnie i rozumiecie lepiej lub gorzej rolę rodziców. Tylko nie możecie grać jej w duecie. To się zdarza.
Nie wyrzucaj sobie tego, że jesteś rzekomo „inna”, czy zbyt uparcie preferujesz model rodziny niezgodny z „naturą”. Nie jest wcale naturalne, by rodzinę budowali ludzie w gruncie rzeczy sobie obcy i nie jest wcale prawdą, że dziecko będzie szczęśliwsze, mając obok siebie nie kochających się rodziców. Może i wybrałaś rozwiązanie najwygodniejsze dla siebie i Ani, bo na Maćka w dalszym ciągu możesz w kilku sprawach liczyć. Czemu jednak miałabyś postąpić inaczej? Rozkwit uczucia i partnerstwa wydaje się w Waszym wypadku nierealny, nie ma więc sensu się tym dłużej zadręczać, a czuję, że boisz się etykietki „egoistki”.
Masz prawo odrzucić oświadczyny mężczyzny, w którego towarzystwie czujesz głównie dyskomfort. Tak jak on prawo wierzyć, że jest świetną partią, a Ty tylko stroisz fochy… Maciek niestety nie rokuje dobrze jako Twój ewentualny mąż (co nie znaczy, że żadna kobieta nie znalazłaby szczęścia w takim związku). Trudno mu wyrażać emocje, dlatego zasłania się stawianiem warunków i snuje wykalkulowane wizje rodziny. Wierzę, że to i owo przemyślał, może naprawdę chce być z Tobą i z córką, ale w żaden sposób nie potrafi udowodnić, że się zmienił lub chociaż jest gotów do podjęcia pracy nad sobą. W dawnej-obecnej postaci go nie akceptujesz. Nie ma się nad czym zastanawiać.
A Twój ośli upór, o którym piszesz, może przynieść w przyszłości nieoczekiwane, bardzo pozytywne rezultaty. Każde z Was ma przecież szansę ułożyć sobie życie z bardziej odpowiednim dla siebie partnerem, co da Wam więcej luzu we wzajemnych relacjach. Każde z Was ma prawo żyć po swojemu i być szczęśliwym. A z czasem możecie zostać przyjaciółmi i wspaniałym oparciem dla córki: rodzicami, którzy wprawdzie żyją ze sobą na dystans, ale za to się nie kłócą i nie robią z domu piekła.
Z klapkami na oczach czy bez, nie warto zbaczać z drogi, która prowadzi w dobrym kierunku, mimo że nie zawsze ten kierunek jest wspólny. Życzę Wam obojgu spełnienia się w życiu. Nie tylko w roli rodziców Ani.
Cegła
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze