Szukasz pracy? A lubisz seks?
MIKOŁAJ PODOLSKI • dawno temuJeszcze nigdy rynek seksualny w Polsce nie był tak rozwinięty i nie miał aż takiego przyzwolenia moralnego jak teraz. Prawdziwym motorem dla branży stał się internet. Trudno być bezrobotną, ale jeszcze trudniej młodą, ładną bezrobotną. Jeśli nie będziesz uważać, łatwo możesz trafić do agencji lub na seks-taśmy. Wystarczy dać ogłoszenie w dziale „Szukam pracy”.
Jeszcze nigdy rynek seksualny w Polsce nie był tak rozwinięty i nie miał aż takiego przyzwolenia moralnego jak teraz. Zachęta do płatnego seksu czyha na nas w kolorowej prasie, telewizji i za wycieraczkami samochodów. Prawdziwym motorem dla branży stał się jednak internet. Trudno być bezrobotną, ale jeszcze trudniej młodą, ładną bezrobotną. Jeśli nie będziesz uważać, łatwo możesz trafić do agencji lub na seks-taśmy. Wystarczy dać ogłoszenie w dziale „Szukam pracy”.
Oficjalne statystyki mówią, że w ciągu ostatnich lat liczba osób potępiających prostytucję spadła z 76 proc. do niecałych 50 proc., zaś samych prostytutek mamy w kraju kilkanaście tysięcy. Wybór jest – blisko tysiąc agencji, stojące przy drogach tirówki, hasające po centrach handlowych galerianki, coraz popularniejszy staje się też tzw. escort, czyli przyjeżdżanie do klienta. Wzrasta liczba osób prostytuujących się ze względu na trudną sytuację finansową. Jest ich ponad 60 proc. I tu pojawiła się luka dla kolejnej gałęzi tego biznesu – sponsoringu. Schemat wydawał się być prosty: dziewczyna daje ogłoszenie, znajduje się stały sponsor. Niektórzy postanowili jednak samodzielnie wyłapywać potencjalne utrzymanki, wykorzystując wspomnianą wyżej trudną sytuację finansową.
Nie ma żadnego problemu ze znalezieniem dziewczyny, która za opłatą da nam to, czego byśmy chcieli, spełni nawet te najbardziej wyuzdane fantazje. Takie usługi można oficjalnie zaproponować lub całkiem jawnie szukać kobiet do agencji. Czasy ofert typu AAA dobra praca dla kobiet już się kończą. Po co dawać takie ogłoszenie, skoro można napisać Agencja szuka ładnych dziewczyn i podać numer telefonu? Nikt nam nic nie zrobi, co najwyżej jakiś bardziej nadgorliwy wydawca prasy nie zamieści anonsu, a szalony administrator strony usunie taki wpis. Doda się go po prostu gdzieś indziej i już.
Polują na naiwność
Ale pół biedy kiedy wszystko jest jasne. Bo prawdziwy towar to teraz te niedoświadczone, nieobyte jeszcze z klientem dziewczyny, które mają pewne opory. Takie można zareklamować jako tzw. debiutantki i brać za nie więcej pieniędzy. Będą rozrywane zwłaszcza przez stałych klientów.
— Odpowiedziałam na ogłoszenie, gdzie było tylko napisane „dyspozytorka taxi”. Zadzwoniłam i szef powiedział, że mam przyjść na rozmowę – wspomina 28-letnia Monika. — To było centrum Olsztyna, dostałam adres, czego miałam się bać? Okazało się, że firma mieściła się w mieszkaniu. Otworzyła mi pani przed czterdziestką i kazała wejść. Dopiero kiedy przekroczyłam próg, zobaczyłam, że ma na sobie samą bieliznę, a w środku są jeszcze jej trzy koleżanki. Też tylko w bieliźnie. Jadły ruskie pierogi. Poprosiły, żebym usiadła i poczekała na szefa, bo akurat gdzieś wyszedł. W porę się otrząsnęłam i wybiegłam z tego burdelu. Miałam szczęście, że tego oszusta tam nie było!
Kiedy Monika opowiada o tej wizycie, cały czas wspomina właśnie o szczęściu, bo rzeczywiście miała go sporo. Jednak od tego czasu bardzo nieufnie podchodzi do ogłoszeń. Pracy szuka do dziś, ale zawsze prosi o podanie nazwy firmy i nazwiska potencjalnego pracodawcy, zanim uda się na rozmowę rekrutacyjną. Odrzuca wszystko, co wydaje się jej podejrzane. — Czasem to 70 procent ogłoszeń, ale wolę już nie mieć pracy, niż znowu się naciąć na jakichś palantów - deklaruje.
Podobne przygody spotykały też 21-letnią Weronikę z Warszawy, szukającą zleceń w charakterze fotomodelki. W internecie jest jej portfolio. Ładna, szczupła dziewczyna, z czarującym uśmiechem. Propozycje płatnego seksu przychodzą do niej w hurtowych ilościach.
— Pewnego dnia zadzwoniła do mnie kobieta z propozycją pozowania do reklamy jakiegoś nowo otwartego sklepu. Oferta była dość zachęcająca. Spotkałam się z nią w kawiarni. Dopiero wtedy okazało się, że to sesja z zabawkami dla dorosłych i że będzie na niej tylko fotograf. Zapewniała, że wszystko potrwa 2–3 godziny. Wynagrodzeniem miało być ubranie, które miałabym na sobie i zniżka na bieliznę. Na początku powiedziałam „tak”, ale poprosiłam o podanie adresu strony tego sklepu i numeru do fotografa. Pani oczywiście obiecała, że mi wszystko dostarczy, jednak już się nie odezwała. Podejrzewam, że nie chodziło o sesję.
Oferty, których trzeba się bać
— Asystentki, modelki, hostessy, tancerki, masażystki… Te ogłoszenia to przeważnie agencje – przestrzegają mnie dziewczyny, które pytam o ich niemiłe doświadczenia przy poszukiwaniu pracy. Nie dowierzam. Przecież to są normalne zawody. Wybieram jednak losowo kilkanaście tego typu anonsów. A potem piszę bez ogródek: Nie lubię seksu analnego, nie mam doświadczenia, ale chcę zarobić. Ilu klientów dziennie trzeba obsłużyć?
Nie wiedzą, że jestem facetem. W ciągu doby odpowiadają niemal wszyscy. Ponad połowa prosi o zdjęcia i informacje o sobie, kilku tłumaczy, że to tylko striptiz albo stosunki bez penetracji. I tylko dwóch mnie bierze za jakąś wariatkę, kulturalnie wyjaśniając, że to nie takich osób szukają. Wszystkich przebija jednak oferta zgłoszona do Centralnej Bazy Ofert Pracy przez… Powiatowy Urząd Pracy w dużym mieście. Normalnie działające przedsiębiorstwo, przypisane do branży fryzjersko-kosmetycznej poszukuje tancerki do przedstawień artystycznych i tańców egzotycznych. Wymagane zdolności aktorskie i taneczne oraz znajomość języków. Pensja: 4 tys. zł brutto. Gdy dostaję odpowiedź, okazuje się, że w firmie rzeczywiście można potańczyć, ale nago na rurze. Jednak bardziej chodzi o masaże erotyczne, w tym te wykonywane piersiami, pośladkami i ustami.
„Szukam pracy”
Nie trzeba jednak wcale szukać, bo sponsorzy i sutenerzy znajdują cię sami. Bywa, że nawet na portalach społecznościowych. Najgorzej jednak mają te dziewczyny, które zamieszczają ogłoszenie o poszukiwaniu przez siebie pracy i co gorsza dołączają do niego swoje zdjęcie albo numer telefonu. Z trzydziestu zapytanych przeze mnie tylko jedna twierdzi, że nie dostaje tego typu ofert. Reszta jest bombardowana zdjęciami genitaliów i wiadomościami z fantazjami erotycznymi lub jasno zadeklarowanymi propozycjami. Opowiadają o zdziwieniu, rozczarowaniu, łzach, strachu i zniechęceniu.
Sponsorzy zaczynają przeważnie niewinnie. Obiecują udziały w castingach, sesje zdjęciowe, wielkie pieniądze, sławę. Polują zwłaszcza na potencjalne modelki lub hostessy. Dział „szukam pracy” to ich mały raj. Większość przedstawia się jako wykształceni biznesmeni z kontaktami, prezesi, dyrektorzy. Do konkretów przechodzą później. Z reguły piszą, że od czasu do czasu wpadają do miasta i mogą zaproponować płatną przyjaźń. Twierdzą, że nie znają stawek, choć wielu z nich oferuje równo 2,5 tys. zł za miesiąc lub 500 zł za spotkanie. Bywają też i tacy, którym nie chce się bawić i walą prosto z mostu. Weźmy chociażby takiego Jacuńka, który zachęca: Cześć, byłabyś zainteresowana układem sponsorowanym z młodym i przystojnym facetem?, a Łukasz bardziej tajemniczo: Interesuje ciebie inna forma zarobku? Rzadkością są ci z wybujałą fantazją, ale trafiają się. Potrafią np. podeprzeć swoje słowa linkiem do rzekomo własnego przedsiębiorstwa i dopiero w postscriptum nieśmiało wtrącić, że byliby zainteresowani również seksualnym układem.
25-letnia Agnieszka studiuje dziennie w stolicy. W ogłoszeniach umieszcza swoje zdjęcia. Pracy szuka od końca października. Jak mówi, z powodu trudnej sytuacji życiowej, bo jest zdana tylko na siebie, a musi dokończyć studia. Wyraźnie pisze obok fotografii, że nie interesują ją matrymonialne oferty, a mimo to ich lawina wciąż spływa na jej skrzynkę. Co proponują niedoszli pracodawcy? Zatrudnienie w salonie masażu, taniec, towarzyszenie na wycieczce, soft porno, pokazy przed kamerą… Kobieta przyznaje, że ją to denerwuje, ale nie szokuje.
— Za to bardzo, bardzo mnie drażni, gdy ktoś najpierw odpowiada normalnie na moje ogłoszenie, a potem w dalszej rozmowie wychodzi, że interesuje go tak naprawdę coś innego – podkreśla. — Dostałam np. wiadomość od firmy zajmującej się hostessingiem i fotomodelingiem. Niby szukali dziewczyn do projektów. Odpowiedziałam. A w zamian uzyskałam informację, że to jest już nieaktualne, ale teraz mają produkcje erotyczne i do tego potrzebują kobiet. I właśnie takie podchodzenie mnie okropnie denerwuje. Jak ktoś pisze od razu, to wszystko wiadomo. Można nie odpowiadać i jest po problemie. Niedawno dostałam też wiadomość o pracy jako asystentka w salonie samochodowym na pół etatu. Odpowiedziałam. Początkowo normalna rozmowa, ale szybko się wyjaśniło, że oferująca osoba liczy na sobotnie spotkania po pracy. I wszystko jasne.
Agnieszka najwięcej tego typu ofert otrzymywała przy pierwszych ogłoszeniach. Potem zrobiło się spokojniej. - Myślę, że wtedy byłam nową twarzą i dlatego byłam "pod obstrzałem". A biorąc pod uwagę fakt, że obecne ogłoszenia są moimi którymiś z kolei, podejrzewam, że moja twarz jest już znana, więc dużo stałych bywalców wie już, że nie reaguję na takie maile.
Bezsilność
Młode kobiety nie kryją swojego rozczarowania, są wściekłe, rozżalone. Niektóre po pierwszych propozycjach lub wizytach w agencjach płakały, inne wyłączały telefony na parę dni. Dają mi adresy mailowe niedoszłych pracodawców. Chcą ich ukarać, ale boją się, że tylko narobią sobie kłopotów. Nie zgadzają się na ujawnianie prawdziwych imion.
Ich obawy niestety są uzasadnione. Choć polskie prawo przewiduje kary za ułatwianie uprawiania lub nakłanianie do prostytucji (stręczycielstwo) oraz czerpanie z niej korzyści (sutenerstwo), tak naprawdę sprawcom często uchodzi wszystko na sucho. Dlatego potencjalne ofiary po prostu wolą siedzieć cicho. — Mało która będzie chciała głośno mówić o takich ludziach – nie ukrywa Weronika. — Oni mają kasę, mogą łatwo się wybronić i jeszcze zaszkodzić kobiecie. Pozostaje tylko ich unikać i dalej szukać pracy. Zostają bezkarni i łapią następne ofiary. Uda się jednej, drugiej, ale trzeciej już nie…
O ile można zrozumieć strach dziewczyn, więcej można by oczekiwać od organów ścigania. Te jednak niezbyt ochoczo stosują prowokację, ograniczając się raczej do weryfikacji zgłaszanych sygnałów. Bardziej skupiają się na tych rażących przypadkach, związanych chociażby z dziećmi lub wywożeniem nieświadomych ofiar za granicę.
— Oczywiście sprawdzamy treści, ale podejmujemy działania w przypadkach uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa – podkreśla nadkomisarz Piotr Bieniak z Komendy Głównej Policji. — Trzeba pamiętać, że chociaż prostytucja w Polsce nie jest zakazana, to w związku z nią karane są wszelkie formy nacisku osób trzecich, czerpanie korzyści finansowych z cudzej prostytucji, nakłanianie, ułatwianie oraz handel żywym towarem.
— Policja może robić prowokacje, ale czy ja wiem czy to byłby dobry pomysł? - zastanawia się prof. Marian Filar, jeden z najwybitniejszych polskich specjalistów od prawa karnego. — Policjantka w roli kandydatki do agencji? Nie umniejszając nikomu, trzeba mieć do tego kwalifikacje. Poza tym takie działania byłyby bardzo kontrowersyjne, kolorowe gazety pewnie miałyby o czym pisać.
Filar zaznacza, że jeszcze żadna cywilizacja nie uporała się z problemem prostytucji, co nie oznacza jednak, że można wszystko tolerować.
— Jeśli mamy do czynienia z takim podejrzanym ogłoszeniem, to zawsze jest to zamiar popełnienia przestępstwa, który może być niestety niezwykle trudny do udowodnienia. Jeżeli nie potrafimy złapać wszystkich srok za ogon, to łapmy chociaż te najczarniejsze – zachęca. — Nie może być tak, że to jest poza wszelką kontrolą.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze