Igraszki (nie)pamięci
EDYTA LITWINIUK • dawno temuPrzychodzi nagle. Jakiś przedmiot, dźwięk lub zapach i wprawia w osłupienie, wyrywa wręcz z codzienności i przywołuje wydarzenia lub uczucia, zdawałoby się, całkiem zapomniane. Wehikuł czasu bez pytania o zgodę przenosi w przeszłość. Przed tobą kolejny raz rozgrywa się studniówka albo obserwujesz zachód słońca, który widziałaś wieki temu razem z byłym facetem. Bierzesz do ręki chleb, kroisz i nagle wraca zapach przylepki odkrojonej przez babcię. Czy wy też tak macie?
Przychodzi nagle. Jakiś przedmiot, dźwięk lub zapach i wprawia w osłupienie. Mało powiedziane: wyrywa wręcz z codzienności i przywołuje wydarzenia lub uczucia, zdawałoby się, całkiem zapomniane. To nie ma nic wspólnego z deja vu. To raczej wehikuł czasu, który bez pytania o zgodę przenosi w przeszłość. Przed tobą kolejny raz rozgrywa się studniówka albo obserwujesz zachód słońca, który widziałaś wieki temu razem z facetem, tak bardzo byłym, że zdążyłaś już nawet zapomnieć, że kiedyś istniał. Czasem wszystko dzieje się mniej spektakularnie: bierzesz do ręki chleb, kroisz i nagle z odmętów pamięci wraca zapach przylepki odkrojonej przez babcię podczas pobytu na wsi. A wspomnienie zapachu jest idealne i takie świeże. Wszystko trwa ułamek sekundy. Jesteś z powrotem. Ciałem, bo duchem wciąż emigrujesz do krainy wspomnień. Potrwa chwilę, zanim się otrząśniesz. Bo przecież nie wszystkie wydarzenia z przeszłości wspominamy z uśmiechem na ustach.
Zadziwiająca jest ludzka pamięć — powiedziała niedawno na spotkaniu w babskim gronie Psiapsiuła, obracając w ręku jabłko. Pozostała nasza dwójka spojrzała na nią z niemałym zdziwieniem, zwłaszcza że poprzednim tematem rozmowy był zakup sukienki, za którą „pół miasta zlatała”. Spojrzawszy zatem na siebie, zgodnie milczałyśmy dalej, co by przypadkiem mądrej myśli Psiapsiuły nie spłoszyć. Ta, oderwawszy wreszcie spojrzenie od owocu, chwilę pomilczała przeżuwając. Czasem coś niepotrzebnie przypomni się tak bardzo, że nie można nad tym przejść do porządku dziennego - stwierdziła w końcu lakonicznie. Po wymówieniu tych słów znowu zamilkła i spokojnie żuła jabłko.
Postanowiłam wrócić do rzeczywistości, najprawdopodobniej po raz kolejny poruszając wątek Radka z IV b, co tak niesamowicie wyładniał przez tych kilka lat. Nie zdążyłam. Psiapsiuła kontynuowała, ale żeby dodać sobie kurażu, spojrzała na nas. Niby człowiek ma już tyle lat na karku, mnóstwo doświadczeń, a jednak okazuje się, że nie wszystko pamiętamy. Ostatnio zastanawiałam się, jakie są moje pierwsze wspomnienia i wydaje mi się, że pierwsze, co pamiętam, to jak rodzice przywieźli mojego brata i położyli go na łóżko. Pamiętam to wydarzenie bardzo wyraźnie, bo wcale nie byłam zadowolona z pojawienia się w moim świecie wrzeszczącego noworodka, który skupia na sobie uwagę rodziców. Miałam wtedy bodajże 5 lat. Tego, co było wcześniej nie pamiętam. Czasem wydaje mi się, jakby przedtem po prostu nic nie było. A potem nagle ogłusza mnie wspomnienie biegania po mokrej porannej trawie i wydaje mi się, że musiałam być wtedy młodsza.
Albo kiedyś weszłam do sklepu, przeglądam jakieś sukienki, aż tu nagle jak nie wybuchnę śmiechem - odparła. Po prostu przypomniała mi się moja mama, która miała bardzo podobną sukienkę do tej na wieszaku. A to, co dokładnie mi się przypomniało, to jak któregoś dnia z rozpędu założyła ją tyłem na przód i tak pognała do kościoła. Niestety szybko mój dobry humor ostudziła sprzedawczyni, która z marsową miną zapytała, co podać. Zwinęłam się stamtąd czym prędzej. Przecież moja matka już dawno tamtej sukienki nie ma, nie mówiąc o tym, że nie mogłaby się w nią teraz zmieścić. Ja sama nie powinnam jej nawet już pamiętać. A tu: pstryk i kiecka jak żywa, a ja się zaśmiewam jak głupia w sklepie.
Ja tak mam tylko przy facetach. – dodała druga. A żeby to raz. Po prostu leżę sobie z facetem i nagle przypomina mi się kolacja wigilijna sprzed 4 lat, na której ciotka Hela zachlapała sobie białą jedwabną bluzkę czerwonym barszczem. No i lipa. Robi się romantycznie, a ja mam ochotę zaśmiać się pełną piersią, nie to żeby z jego wysiłków, ale z kleksa na bluzce ciotki. Nastrój pryska, facet nabuzowany, a ja się w duszy podśmiewam. No, mówię wam, porażka, jeszcze się to wszystko odbije na moim życiu erotycznym i tak już ubogim… - zakończyła z żalem.
Któraś z nas dolała wina do kieliszków, zmieniła się muzyka, zaczęłyśmy rozmawiać na inny temat. Chwilę później dziewczyny już tańczyły, a ja siedziałam w kąciku i zastanawiałam się, jak to nasze zmysły potrafią nas oszukać. A to nasyłają z głębin niepamięci jakieś cudem ocalone wspomnienia, a to znowu mamią niepotrzebnymi wizjami, jak wtedy, kiedy goniona dziewczyna okazuje się być nieznajomą, a nie kuzynką, za co jeszcze przed chwilą moglibyśmy dać głowę uciąć. Niby znamy siebie doskonale, wydaje się, że skrupulatnie zapamiętujemy nasze życie, przechowujemy w odpowiedniej szufladce, poselekcjonowane z odpowiednią etykietką i podpisem. Aż tu nagle, bach! Jak królik z kapelusza wyskakują chwile, emocje, smaki, zapachy i to w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Wszystko tak, jakby działo się dokładnie teraz. Pół biedy, kiedy dzieje się to na herbatce z Psiapsiułkami, gorzej, kiedy na ważnym zebraniu czy, dajmy na to, wywiadówce.
Czy wy też tak macie?
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze