O podróżowaniu
KATARZYNA GAPSKA • dawno temuCo za siła wyciąga ludzi z domu? Po co dźwigają ciężkie plecaki, oblewają się potem, zdobywając szczyty, cierpią niewygody? Sama zastanawiam się nad tym, gdy zdarza mi się nocleg w zapchlonym pokoju czy spotkanie ze złodziejem. Zawsze znajduję odpowiedź. A raczej odpowiedzi. I chcę dzisiaj napisać o nich, żeby nie musieć setny raz odpowiadać na pytanie, dlaczego zanim rozpakuję plecak po jednej podróży, już marzę o kolejnej.
Ludzie wyruszali w drogę od zawsze. Na początku w poszukiwaniu pożywienia i bezpieczniejszego noclegu. Potem, żeby zobaczyć, co jest za horyzontem, i sprawdzić, czy żyłoby się tam lepiej. Z czasem człowiek zaczął przemieszczać się w celach poznawczych. Chciał uczyć się od innych lub pragnął im narzucać swoje widzenie świata. Kiedy nie było telewizji, zdjęć i radia, pozostawało podróżowanie jako metoda edukacyjna.
A teraz? Co za siła wyciąga ludzi z domu? Po co dźwigają ciężkie plecaki, oblewają się potem, zdobywając szczyty, cierpią niewygody, narażają się na brak snu? Sama zastanawiam się nad tym, gdy zdarza mi się nocleg w zapchlonym pokoju, spotkanie ze złodziejem, a zmęczenie doprowadza do łez. Zawsze znajduję odpowiedź. A raczej odpowiedzi. I chcę dzisiaj napisać o nich, żeby nie musieć setny raz odpowiadać na pytanie, dlaczego zanim rozpakuję plecak po jednej podróży, już marzę o kolejnej.
Najbardziej oczywistym powodem pchającym ludzi w świat jest ciekawość. Interesują nas ludzie inni od nas, egzotyczne kraje, obca kultura, kuchnia, krajobrazy. Będąc choć przez chwilę w nowym miejscu, zamieniamy się w odkrywców, tropicieli śladów, etnologów. Możemy poczuć się jak bohaterowie książek z dzieciństwa, dzielni żeglarze, misjonarze, naukowcy lub chociażby Staś Tarkowski. Większość przygód, które opowiadamy z wypiekami na twarzy, przytrafia się w podróży. I to one wyciągają z domu co bardziej żądne niezwykłych wrażeń jednostki. Łowcy adrenaliny odwiedzają ludożerców, przemierzają czółnem rwące rzeki, ujeżdżają dzikie konie i szukają duchów na cmentarzach. Pewnie po części robią to z próżności. Mogą poczuć się inni, odważniejsi. Ale co po przygodach i odkryciach, jeżeli nie można podzielić się nimi z innymi. Dzięki chorującym na przygody każdy „statystyczny” może włączyć w niedzielę National Geographic i pomarzyć, że on też by tak mógł.
W drodze człowiek uczy się odkrywania najprostszych przyjemności. Prysznic urasta do rangi weekendu w spa, banan smakuje niczym wystawny obiad, a drewniane łóżko przemienia się „my bed” w Sofitelu. Pieniądze też mają inną wartość. Większą. Nie dlatego, że w podróży trzeba szczególnie się do nich przywiązywać. Raczej dlatego, że nasze pieniądze pomagają innym. Kupując warzywa na wiejskim targowisku czy naszyjnik z muszelek, wynajmując bosonogiego przewodnika, możesz komuś zapewnić kolację lub utrzymanie na kilka dni. Nie każdy handlarz to oszust. Najczęściej to po prostu biedny człowiek, który stara się zarobić na utrzymanie rodziny. Może drobne grosze zamieniają się w złoto, kiedy podzielimy się nimi z innymi.
Podróże uczą, że poziom szczęścia wcale nie zależy od warunków ekonomicznych. Podczas swoich wypraw częściej zdarza mi się spotkać uśmiechniętych i serdecznych biedaków niż zadowolonych turystów. W mojej kolekcji najcenniejszych pamiątek szczególne miejsce zajmuje pierścionek ze sztucznego złota wręczony mi przez młodego Peruwiańczyka, skarabeusz od ciężarnej Egipcjanki, słowa pieśni spisane przez Indianina, kamyk od przewodnika z Cejlonu. Żaden z tych przedmiotów nie ma dużej wartości, ale opakowany w serdeczność i bezinteresowną sympatię każdy stał się bezcenny. Zadziwiające, jak wielu można spotkać przyjaciół w świecie, który donikąd nie pędzi.
Ludzie spotkani w drodze to dobrzy nauczyciele. Ale trzeba mieć czas, żeby ich spotkać. Lao Tsy, twórca taoizmu, mawiał: „Kto wielkie stawia kroki, daleko nie ujdzie”. Żeby podróżować, trzeba zwolnić, po to żeby nie przegapić ważnych rzeczy. Wtedy nawet sekunda nabierze znaczenia. W podróży czas gęstnieje. Każda minuta napełnia się drobnymi obrazami, zapachami, słowami i gestami napotkanych ludzi. Pęcznieje od wspomnień, które w domu rozwijają się w barwne opowieści, pokazy slajdów, filmów lub prywatne sny. W podróży dzień wydaje się tygodniem, tydzień miesiącem, a miesiąc rokiem. Znikają daty. Zaczyna liczyć się tu i teraz. Czyż nie o to właśnie chodzi w życiu?
Podróże kształcą. To stara prawda. Już za dawnych czasów młodzi ludzie z dobrych domów odbywali podróże edukacyjne, zanim rozpoczynali dorosłe życie. Poznawali zabytki, delektowali się krajobrazami, by potem móc błyszczeć w towarzystwie. Czy rzeczywiście czegoś ich to uczyło? Niektóre pamiętniki świadczą o tym, jak bardzo polscy podróżnicy wyróżniali się ignorancją, gardzili odwiedzanymi krajami jako gorszymi i zamieszkanymi przez „prostaków”. Czyż nie tak właśnie zachowuje się dzisiaj część „turystów” np. w Egipcie czy Tunezji, uznając ich mieszkańców za brudasów, ich obyczaje za prymitywne, a jedzenie za pełne zarazków ohydztwo? Nie każdy człowiek, który wraca z wycieczki, staje się mądrzejszy, bo wiele zależy od jego wewnętrznego nastawienia.
Świat przestaje być oczywisty, kiedy zaczynamy patrzeć na coś oczami innych. Uwalniamy się wówczas z więzów własnej kultury, wieku i przyzwyczajeń.„Kiedy widzę fale oceanu, to jestem szczęśliwy i wierzę w Boga. Tylko on mógł to stworzyć” - powiedział mi kiedyś prosty rybak spotkany na plaży na Sri Lance. Trudno było mi się z nim nie zgodzić. Lecz czy przytaknęłabym, gdybym razem z nim nie czuła na stopach chłodu wody? Czy brzeg oceanu jest istotny z punktu widzenia kogoś, kto mieszka w Europie Środkowej?
Dłuższe podróże uwalniają nas z rutyny i uwikłania w codzienność. Mają terapeutyczną moc. Zaczynamy patrzeć na siebie i swoje dotychczasowe problemy z dystansem. To, co do tej pory urastało do rangi tragedii antycznej, z daleka od domu wydaje się czymś błahym. I odwrotnie, to, do czego nie przywiązywaliśmy dotychczas żadnej wagi, nagle staje się znaczące. Zapach ziemi, światło w świątyni, śpiew kobiety usypiającej dziecko. W natłoku codziennych zmagań umyka nam najzwyklejsze piękno. Podróż odkrywa je na nowo.Jednak największą wartością wojażowania jest zmiana nas samych. Każda wyprawa może nas wewnętrznie wzbogacić, pozostawić ślad i dużo powiedzieć o nas. Ile mamy wrażliwości, ile odwagi, ile otwartości na inność. Łatwo o deklaracje przy szklance pełnej piwa, ale jak jest naprawdę, możemy przekonać się w drodze. I będzie to dla nas życiowa lekcja.
Po co więc wyruszać w świat, zostawiać wygodne łóżko, ekspres do kawy i ulubione kapcie? Dla siebie przede wszystkim, żeby pokonać własne ograniczenia, zdobyć nowe doświadczenia, nauczyć się tolerancji i dać strawę wszystkim zmysłom. Nie czekajmy, aż będziemy bogatsi, aż skończymy kolejną szkołę, aż dzieci będą duże. Ruszajmy! Jak mawiał mistrz Lao Tsy, nawet najdłuższą drogę rozpoczyna pierwszy krok.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze