Superbabcia made in Japan
URSZULA • dawno temuObachany w Japonii wykonują całą masę czynności, o które nigdy byśmy nie podejrzewali "klasycznych" polskich babć. W każdym parku czy świątyni możemy spotkać kółka fotograficzne czy malarskie, w skład których wchodzą wyłącznie obachany. Gdy wspinamy się na górę Fuji, nie posiadamy się ze zdumienia, kiedy nas, młodzież, która może najwyżej pali trochę za dużo papierosów, dziarskim krokiem wyprzedza wycieczka obachanów. Są też sytuacje dużo dziwniejsze...
Kiedy przyjrzymy się bliżej typowej japońskiej wycieczce, która dziarskim krokiem przemierza ulice Rzymu, Paryża, Londynu czy nawet Warszawy, przy akompaniamencie pstrykających aparatów fotograficznych (zakładając oczywiście, że nie ogląda ulic zza szyby autokaru, co jest najbardziej prawdopodobne), zauważymy dziwną rzecz. Otóż kto najczęściej wybiera się na takie wycieczki? Ciekawi świata młodzi ludzie? Pary w średnim wieku, które chcą uczcić którąś tam rocznicę ślubu romantyczną podróżą Europie? Ależ skąd. Osobami, które najczęściej jeżdżą na wycieczki, są japońskie babcie – obachany (czyt. obaciany).
Obachany w Japonii wykonują całą masę czynności, o które nigdy byśmy nie podejrzewali "klasycznych" polskich babć. W każdym parku czy świątyni możemy spotkać kółka fotograficzne czy malarskie, w skład których wchodzą wyłącznie obachany. Gdy wspinamy się na górę Fuji, nie posiadamy się ze zdumienia, kiedy nas, młodzież, która może najwyżej pali trochę za dużo papierosów, dziarskim krokiem wyprzedza wycieczka obachanów. Są też sytuacje dużo dziwniejsze. Kiedy pierwszy raz stawiłam się na lekcji jogi, na którą zapisałam się w trosce o swój wiecznie zgarbiony przez komputerem kręgosłup, byłam niezwykle zdziwiona, kiedy okazało się, że instruktorką jest obachan. Ale nie jakiś niekompetentny obachan. Szpagat, stanie na głowie i wszystkie najbardziej fikuśne połamańce miała w małym palcu mimo swoich sześćdziesięciu paru lat! A kiedy któregoś wieczoru wracałam z imprezy około godziny 11., o mały włos nie spadłam z roweru, kiedy w pobliskim parku natknęłam się na gromadkę obachanów, które postawiły sobie na ławce boom box i ćwiczyły tańce hula, przebrane w różowe kostiumiki.
Japońska Superbabcia jest wyzwolona i świadoma swoich praw. Kiedy stoisz pięć minut w kolejce do toalety, przestępując z nogi na nogę, zdarza się, że obachan, który właśnie wszedł, wepchnie się przed ciebie bez słowa wyjaśnienia. Sprawa jest jasna – starsi mają pierwszeństwo. A kiedy ktoś w Japonii odważy się poinformować ciebie, dziwnego obcokrajowca, że na przykład palisz papierosa w miejscu, w którym jest to zabronione, na 99% będzie to właśnie obachan. I nie waż się protestować!
Żeby zrozumieć fenomen obachanów, trzeba przyjrzeć się bliżej życiu przeciętnej japońskiej kobiety. Jak tylko odrobinę podrośnie, idzie ona do szkoły, a potem przez następne kilkanaście lat właściwie cały czas (dosłownie od rana do wieczora) spędza, zdobywając wiedzę, co w sumie nie jest niczym wyjątkowym, gdyby nie jeden szczegół. Właściwie nigdy z tej wiedzy nie skorzysta w wykonywanym później zawodzie. Po skończeniu uniwersytetu przeciętna kobieta jak wszyscy młodzi Japończycy rozpoczyna pracę w firmie. Tam kobiety mają dwie możliwości kariery. Albo mogą pracować tyle samo co mężczyźni (a każdy, kto słyszał o karoshi – śmierci z przepracowania – wie, co to oznacza), albo są dla nich specjalnie przygotowane posadki tak zwanych oeru (skrót od OL – Office Lady), gdzie ich zadanie ogranicza się do robienia kawy i prostych prac biurowych. To wprawdzie nie grozi śmiercią z przepracowania, ale też nie pozwala na rozwój i wykorzystywanie wiedzy zdobytej w ciągu lat nauki.
Gdy przepytałam moje uniwersyteckie koleżanki, czy chcą pracować na tych samych zasadach co mężczyźni, czy zostać oeru, odpowiedzi były dość jednoznaczne: „Jeśli chcesz robić karierę, musisz zrezygnować z rodziny”. A to przecież nie do pomyślenia – dla japońskiej kobiety rodzina jest najważniejsza. Tak więc przeciętna kobieta pracuje dwa, trzy lata jako oeru, po czym poznaje, najczęściej w firmie, pewnego pana, który zostaje jej mężem. Celowo nie użyłam sformułowania „zakochuje się”, ponieważ mam wrażenie, że w Japonii miłość należy do tych mniej istotnych motywów zawarcia związku małżeńskiego. W każdym razie po ślubie odchodzi z pracy i od tej pory całkowicie poświęca się prowadzeniu domu, rodzeniu i wychowywaniu dzieci, podczas gdy jej mąż wychodzi z domu o 7 rano, a wraca o 9 wieczorem i tak pewnie aż do wspomnianej już śmierci z przepracowania.
Natomiast kobieta, gdy odchowa dzieci i założą one własne rodziny, rozpoczyna nowe życie, bo nie ma już kim się zajmować. I właśnie taki obachan po spłaceniu długu wobec społeczeństwa zaczyna rozbijać się po świecie, zapisuje się na kursy językowe, do 32 kółek zainteresowań, umawia się z koleżankami na granie w majana (gra, w którą w Japonii bawi się głównie Yakuza), okraszając spotkania winkiem i sprośnymi żarcikami.
I kiedy tak patrzę na japońskie obachany, które szaleją – same albo w towarzystwie mężów ojichanów, jeśli ci jakimś cudem nie umarli z przepracowania – to łza mi się kręci w oku. Dlaczego w Polsce wypomina się ludziom wiek, wmawia im się, że są na wszystko za starzy? Dlaczego nasze babcie zajmują się gotowaniem i oglądaniem brazylijskich telenoweli? Dlaczego, zamiast angażować się w życie swoich dzieci i wnuków, nie zrobią czegoś dla siebie? Mam nadzieję, że niedługo nastanie ogólnoświatowa era Japońskiej Superbabci!
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze