Remake, czyli kultura powtórzeń
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuW lutym filmowy świat obiegła wieść, że Jennifer Hudson pójdzie w ślady Whitney Houston i zagra w remake'u słynnego The Bodyguard. Cóż, świat filmowy musi wykorzystać śmierć sławnej piosenkarki i zarobić mnóstwo kasy na wiernych fanach. Finansowe cele można by jeszcze od biedy usprawiedliwić, ale sięganie po doskonale zrobione pierwowzory to artystyczne samobójstwo. Czasami twórcom udaje się sprostać genialnemu oryginałowi, ale dobrego remake’a można szukać jak igły w stogu siana. Może i kiedyś „powtórzenie” wnosiło coś do sztuki. Ale dziś niestety wyraża bezsilność wobec pierwowzoru.
W lutym filmowy świat obiegła wieść, że Jennifer Hudson pójdzie w ślady Whitney Houston i zagra w remake'u słynnego The Bodyguard. Cóż, świat filmowy musi wykorzystać śmierć sławnej piosenkarki i zarobić mnóstwo kasy na wiernych fanach. Finansowe cele można by jeszcze od biedy usprawiedliwić, ale sięganie po doskonale zrobione pierwowzory to artystyczne samobójstwo. Czasami twórcom udaje się sprostać genialnemu oryginałowi, ale dobrego remake’a można szukać jak igły w stogu siana. Może i kiedyś „powtórzenie” wnosiło coś do sztuki. Ale dziś niestety wyraża bezsilność wobec pierwowzoru.
Na temat ten napisano mnóstwo artykułów, więc i my zaoszczędźmy sobie powtórzeń. Przyjrzyjmy się tylko kilku najnowszym produkcjom filmowym, które ostatnio gościły na ekranach naszych kin. I tak Trzej muszkieterowie (3D) z 2011 roku – kolejna ekranizacja słynnej powieści Aleksandra Dumasa. W filmie Paula W. S. Andersona zagrały światowe sławy, m.in. Milla Jovovich, Orlando Bloom i Christoph Waltz. Bajeczna sceneria, piękne stroje z epoki i zapierające dech w piersiach efekty specjalne: autorzy filmu na pewno wiedzieli, jak nowoczesne technologie wykorzystać do zrobienia produkcji o XVII wieku. To się Andersonowi na pewno udało. Ale wielbiciele Aleksandra Dumasa, czyli staromodni miłośnicy książek będą totalnie zawiedzeni. Bo film porusza się po powierzchni fabuły, wykorzystując tylko niektóre jej elementy – te, które są najlepszym dodatkiem do efektów specjalnych i scen batalistycznych. Akcja Trzech muszkieterów (3D) została całkowicie pozbawiona detektywistycznej pikanterii oraz atmosfery powieści „płaszcza i szpady”. Wyprawa do Londynu po klejnoty francuskiej królowej okazała się krótką wycieczką zakończoną banalnym włamem do wieży Tower. A cała intryga z kradzieżą brylantowego naszyjnika to tylko przerywnik do scen szermierczych, które – choć sprawnie zrealizowane – są przydługie i nieprawdopodobne. Oczywiście to, co nieprawdopodobne, jest dziś atrakcyjne, ale efekty żywcem wzięte z Matrixa do Trzech muszkieterów zdecydowanie nie pasują.
Bardziej udanym remake'em jest film Davida Finchera Dziewczyna z tatuażem. Wystąpił w nim Daniel Craig (słynny James Bond, agent Jej Królewskiej Mości) oraz Mara Rooney, która zagrała hakerkę – socjopatkę Lisbeth Salander. Fincher pokusił się o ekranizację bestsellerowej powieści Stiega Larssona, sfilmowanej już wcześniej przez Nielsa Ardena Opleva, autora trzech filmów Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet, Dziewczyna, która igrała z ogniem i Zamek z piasku, który runął. W jednym z artykułów Oplev stwierdził: Nawet w Hollywood remake'i są przyjmowane z gniewem. Ludzie myślą: „Po co kręcić coś od nowa, jeśli można po prostu zobaczyć oryginał?" Wszyscy, którzy kochają filmy, pójdą na oryginał. Oplev niestety ma rację. Bo film Finchera nie wnosi niczego nowego do ekranizacji kryminału Stiega Larssona. Jest to – mniej lub bardziej dokładne – przeniesienie treści książki na szklany ekran, bez odautorskich dodatków, przemyśleń i modyfikacji. Może to i dobrze, że film „trzyma się” powieści, lecz jeśli już ktoś sili się na kolejną produkcję, powinien nawiązać twórczy dialog z poprzednikiem. A tak się tu nie stało. Obraz Finchera to prawie identyczne skopiowanie scen pojawiających się w filmie Opleva, więc jeśli ktoś obejrzał szwedzką propozycję, na pewno będzie się nudził oglądając film twórcy Fight Clubu. Co ważne, ekranizacja Duńczyka jest znacznie lepsza od amerykańskiej. Więcej w niej mroku, psychozy oraz niepokojących drastycznych ujęć. Poza tym Oplev skupił się na analizie szwedzkiego społeczeństwa, sondując zjawiska, o których nie chcielibyśmy wiedzieć. Fincher natomiast zrobił typowy kryminał, których w Hollywood mnóstwo. Ale ekranizacja Finchera i tak przyniosła ponad 130 milionów dolarów zysku (chociaż producenci spodziewali się znacznie więcej). Wynik ten wcale nie jest imponujący, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Millenium Opleva zarobiło okrągłe 100 milionów dolarów przy budżecie w wysokości 13 milionów, a przecież nie miało za sobą potężnej machiny marketingowej oraz takich nazwisk jak Fincher i Craig.
No i Kac Wawa w reżyserii Łukasza Karwowskiego. Oto przykład może nie remake'u, ale filmu, który na powielaniu schematu chciał osiągnąć sukces. Pierwowzorem jest oczywiście Kac Vegas - produkcja, która okazała się światowym hitem. W przypadku Kac Wawa stało się „nieco” inaczej. Karolina Korwin Piotrowska po obejrzeniu filmu stwierdziła: Takie są skutki myślenia nie mózgiem a wyłącznie dupą i kasą – pisze. To jest jeszcze poniżej mentalnego szamba, na którym było "Ciacho". Polscy "artyści" potrafią przesuwać granice w robieniu gówna z mózgu. Natomiast Tomasz Raczek tak skomentował film: Muszę przyznać, że dawno już nie pamiętam, abym w kinie był tak głęboko zażenowany. To nie jest po prostu zły film. Ten film jest jak choroba, jak nowotwór złośliwy: zabija wiarę w kino i szacunek do aktorów. […] Szczerze i nieodwołalnie odradzam pójście na Kac WAWA do kina. Ten film powinien ponieść klęskę frekwencyjną – może to nauczyłoby czegoś producentów. WSTYD! Taką opinię trudno było przełknąć producentowi filmu Jackowi Samojłowiczowi, który doszedł do wniosku, że Raczek przyczynił się do wielomilionowych strat. Jakkolwiek ocenialibyśmy tę reakcję, negatywne opinie internautów oraz oceny na portalach poświęconych filmowi mówią same za siebie. Internauci są bezpardonowi i jeśli coś im się nie podoba, piszą o tym bez owijania w bawełnę.
Cóż, wzięcie „na warsztat” dzieła znanych i uznanych wcale nie gwarantuje sukcesu, przynajmniej artystycznego. Chyba że reżyserom zależy na kasie, wyciągniętej z portfeli młodej publiczności, która „starego” pierwowzoru nigdy nie widziała, a toleruje (czytaj: trawi) wyłącznie propozycje przeładowane efektami specjalnymi, seksem i okrucieństwem. Jaka młodzież, taka kinematografia.
Źródło:http://natemat.pl/4963,tomasz-raczek-porownal-kac-wawa-do-nowotworu-zlosliwego-producent-pozywahttp://www.pudelek.pl/artykul/3871/korwinpiotrowska_o_kac_wawa_koszmarne_gowno_mysla_dupa/8/www.wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,8641998,Rezyser_szwedzkiej_ekranizacji__Millenium__krytykuje.html www.canalplus.pl/film-millennium-mezczyzni-ktorzy-nienawidza-kobiet_33939
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze