A mianowicie to, że Tirardowi udało się zachować ducha oryginału. W dużej mierze dzięki temu, że nie próbował łagodzić pierwotnego przekazu. Nie uległ współczesnej modzie nakazującej sprecyzować tzw. target i pisać wyłącznie z myślą o jego potrzebach.
[photo position="inside"]20124[/photo]Bo też duet Gościnny/Sempe zawsze deklarował: Kochamy dzieci, ale na świecie żyją również dorośli, i to do nich przede wszystkim kierujemy nasze prace. Cel ten obaj panowie konsekwentnie realizowali, nasycając kolejne Mikołajki ciepłą, ale chwilami i bardzo ostrą satyrą społeczną. Drwili z burżuazyjnej klasy średniej, piętnowali jej hipokryzję, kompleksy, frustracje i wszelkie przejawy małostkowości.
[photo position="inside"]20125[/photo]Delikatnie (bo z perspektywy dziecka) stawiali pytanie: czy każda, najbardziej nawet kochająca się rodzina (poprzez nieustające kłótnie, spory, napięcia i tzw. ciche dni) nie jest przypadkiem jednostką odrobinę patologiczną? Tego wszystkiego (znowu: na szczęście!) nie zabrakło w filmie Tirarda. Nie zabrakło również unikalnej, tak trudnej do wyrażenia w kilku słowach, wściekłej i chaotycznej energii Mikołajka.
[photo position="inside"]20126[/photo]Bo kiedy na dźwięk obwieszczającego początek pauzy dzwonka z ekranu dobiega nas niemożebny jazgot, kiedy w ruch idą pięści i krzesła, kiedy nauczycielka chyłkiem opuszcza klasę, zgromadzeni na sali kinowej dorośli przez moment krzywią się i zatykają uszy. Ale chwilę później wybuchają śmiechem. Bo tym właśnie przede wszystkim jest Mikołajek: fantastycznym wehikułem czasu. Machiną, która przenosi nas w realia naszego dzieciństwa. I przypomina: takimi właśnie urwisami byliśmy. I bawiliśmy się wtedy naprawdę pierwszorzędnie!
„Mikołajek”, Laurent Tirard
Tirard i jego ekipa postawili przede wszystkim na wierność względem literackiego oryginału. I to na wszystkich płaszczyznach. Scenariusz filmu to właściwie zbiór, niezwykle sprawnie skleconych w jedną, spójną całość, najzabawniejszych wątków i scen znanych z poszczególnych części Mikołajka. Fantastyczny wehikuł czasu, który przenosi nas w realia naszego dzieciństwa. I przypomina: takimi właśnie urwisami byliśmy. I bawiliśmy się wtedy naprawdę pierwszorzędnie!
Rafał Błaszczak