„Szybki numer”, James Patterson, Michael Ledwidge
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuProdukt precyzyjnie skrojony wedle wymagań rynku, ale kompletnie bezduszny. To książka instant, literacki odpowiednik fast foodu. Sposób podejścia do postaci może stać się źródłem radości dla niektórych czytelników. Wiadomo, że w książkach sensacyjnych ludzie skrywają tajemnice i nic nie może być takim, jakim się wydaje. Autorzy stosują tę zasadę z konsekwencją buldożera.
Bycie sławnym pisarzem ma ten walor, że nie trzeba nic robić.
Już wydanie międzynarodowego bestsellera daje gotówkę, za którą można spędzić spokojnie parę latek, a szaremu Kowalskiemu starczyłoby i do końca życia, pisarz ma jednak tę cechę, że próbuje powtórzyć swój sukces – trafiają się więc kolejne bestsellery. Potem można już odłożyć pióro. Pojawiają się tłumaczenia, wznowienia i wydania ekskluzywne, wreszcie ktoś prędzej czy później taki bestseller nakręci. Wszystkie te wydarzenia wzbogacają pisarza bez konieczności klepnięcia w klawiaturę.
James Patterson ujawnił się jako zwolennik dodatkowej metody zgarniania kasy. Wygląda to w ten sposób: należy znaleźć kolegę po fachu, który chce zarobić, a dotąd mu nie wyszło (tu – Michael Ledwidge), ustalić z nim o czym książka będzie. Twórca szczególnie pracowity (o tę cechę Pattersona nie podejrzewam) zaoferuje dodatkowo konspekt całości. Następnie, Ledwidge pisze, Patterson się byczy, na koniec nanosi uwagi i książka, ukazawszy się drukiem, ma dwóch autorów, z czego nazwisko jednego wydrukowano wielkim a drugiego małym drukiem.
W wypadku Szybkiego numeru nie ulega wątpliwości, że tak właśnie się podziało. Mamy do czynienia z produktem precyzyjnie skrojonym wedle wymagań rynku, nie do końca złym, ale kompletnie bezdusznym, to książka instant naszykowana w literackim odpowiedniku fast foodu.
Małżeństwo Lauren i Paula wyraźnie chyli się ku upadkowi. Laura, dostrzegając męża w towarzystwie atrakcyjnej blondynki postanawia odpłacić pięknym za nadobne i idzie do łóżka z kolegą z pracy, policjantem Scottem. Jest fajnie, tylko że niedługo później Scott obrywa kulkę. Laura nie ma wątpliwości, że to Paul pociągnął za spust, złość jednak jej przeszła i postanawia kryć niewiernego. Jako, że pracuje w policji, nie ma z tym większych trudności, zwłaszcza, że napatacza się akurat handlarz narkotyków, którego można wrobić w to morderstwo. Diler idzie do piachu, Lauren może odetchnąć i wszystko byłoby w porządku, gdyby nie brat zabitego, pałający żądzą zemsty, oraz drugi kolega z pracy. Temu akurat sprawa zaczyna śmierdzieć…
Sposób podejścia do postaci może stać się źródłem radości dla niektórych czytelników. Wiadomo bowiem, że w książkach sensacyjnych ludzie skrywają tajemnice i nic nie może być takim, jakim się wydaje. Patterson z kolegą stosują tę zasadę z konsekwencją buldożera i taką też precyzją. Jeśli mamy uczciwego policjanta, ten z pewnością okaże się sukinsynem, niewierny mąż będzie niewinny, a jak w jego niewinność zdołamy uwierzyć, wyjdzie, że jednak to skończone bydle jest, tyle, że rozrabiał na innym odcinku. Dzieje się tak z każdą postacią bez wyjątku i śledzenie schematu daje jedną z niewielu radości podczas lektury. Być może też z tego powodu wydawca dostał pomieszania zmysłów i streszczając to cudo na czwartej stronie okładki pomylił żywego z umarłym i napisał, że Paula znaleziono z dziurą w głowie. Dziurę tę w głowie miał jednak Scott.
Gdyby tak wziąć pod uwagę minimalne skomplikowanie fabuły, prościutkich bohaterów, rozdziały długie na stronę z kawałkiem i głodowe akapity wyjdzie, że średnio zdolny pisarz popełniłby Szybki numer w dwa tygodnie, pod warunkiem, że siedziałby przy komputerze od rana do wieczora. Potem już można czekać na przelewy. W tym sensie, tytuł zyskuje nowe, niezamierzone znaczenie.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze