"Angielska robota", Roger Donaldson
DOROTA SMELA • dawno temuObraz Donaldsona można polecić znudzonym wakacyjną papką, nieco bardziej wymagającym widzom. Krewka akcja, inteligentna fabuła, rasowy brytyjski akcent bohaterów. Do tego obserwujemy ponure, obficie podlane mżawką zaułki industrialnego Londynu. Film w idealnych proporcjach miesza sensację, romans i politykę i jest na tyle zakręcony, że po czasie będzie można do niego wrócić. Na taki film fani brytyjskiego kina gangsterskiego czekali od dawna.
Na taki film fani brytyjskiego kina gangsterskiego czekali od dawna. A konkretnie od czasu Przekrętu, którym Guy Ritchie rzucił rękawicę Quentinowi Tarantino i całej reszcie sceptyków przekonanych o tym, że Wyspiarze pozostają w tyle za Ameryką. Niestety po soczystym dyptyku, udatnie portretującym półświatek londyńskich bokserów, złodziejaszków, cwaniaków, bukmacherów i cockneyów Ritchie oddał się bez reszty małżeństwu z Madonną. To zaś najwyraźniej kosztowało go więcej niż będzie w stanie wyciągnąć z rozwodu z nią, bo aż wenę twórczą. Jego ostatni film Rewolwer był niestrawnym bełkotem wykastrowanego psychicznie i emocjonalnie faceta, który nakręcił w życiu zbyt wiele teledysków. Dzisiaj, dzięki innemu reżyserowi (nota bene Australijczykowi, który wyemigrował do Nowej Zelandii) wraca do widzów cząstka tego wszystkiego, co stanowiło o wyjątkowości Porachunków i Przekrętów. I nie chodzi tu tylko o to, że w filmie gra Jason Statham — pamiętny w roli Turkisha.
Fabuła jest oparta na niedawno odtajnionych faktach dotyczących napadu na Bank przy Baker Street w 1971 roku. Wszystko zaczyna się od wpadki, którą była modelka Martin Love zalicza podczas szmuglowania narkotyków z Maroka. Zamiast do policji Martin trafia w ręce wywiadu, który składa jej propozycję nie do odrzucenia. Martin miałaby naraić kolegom-oprychom skok na bank. Dlaczego zależy na tym wywiadowi? Otóż w skarbcu banku, w jednej ze skrytek znajdują się materiały kompromitujące samą rodzinę królewską, które od lat pozwalają pewnemu czarnoskóremu recydywiście robić skuteczne uniki przed wyrokami prawa. Martin zwołuje starą paczkę chłopaków, z którymi łączą ją sentymentalne wspomnienia — Dave'a, byłego aktora porno, Kevina, z którym zaliczyła kiedyś "3 chińszczyzny na wynos i małe fiku miku" i Terry'ego, który niestety coś podejrzewa. Mimo to argument o wymianie instalacji alarmowej w banku działa jak głupi Jaś. Ci mali złodziejaszkowie, mający na karku długi, nieudane machloje i zrzędzące żony czują, że dostali jedyną w życiu szansę, by przejść do ekstraklasy. Wkrótce formuje się ekipa, która podkupuje sąsiadujący z bankiem sklep.
To raptem zawiązanie fabuły, która podobnie jak wspomniany Przekręt obfituje w zakręty i zwroty. W toku akcji na powierzchnię zaczynają wypływać kolejne postacie, a wraz z nimi wylewają się brudne sprawy połowy Anglii. Niewyparzony język i nieuczciwe plany naszych bohaterów wydają się dziecinadą na tle sekretów elit, a skarbiec banku można określić mianem prawdziwej puszki Pandory. Do tego dostajemy ponure, obficie podlane mżawką zaułki industrialnego Londynu, jego porzucone hangary i magazyny, przemokłe wełniane kurtki bohaterów, zadymione puby, obite pluszem saloniki burdeli, ziemiste twarze nieuczciwych stróżów prawa i drogie garnitury wywiadowców z MI5. A kiedy ten pełnokrwisty folklor zestawić z krewką akcją i rasowym brytyjskim akcentem aktorów, mamy rzadki przykład inteligentnej rozrywki. Bo miło jest dla odmiany popatrzeć na film, którego wszystkie plany są dopracowane, który w idealnych proporcjach miesza sensację, romans i politykę i który jest na tyle zakręcony fabularnie, że będzie można do niego po jakimś czasie wrócić. Zabrakło iskry geniuszu, poczucia, że obcujemy z dziełem oryginalnym i wybitnym. Z całą pewnością jednak obraz Donaldsona można polecić znudzonym wakacyjną papką, nieco bardziej wymagającym widzom. I to niniejszym czynię.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze