Zanim zamieszkacie ze sobą
EWELINA KITLIŃSKA • dawno temuByło sielsko. Najpierw randki, na których zachwyciliście się sobą. Potem wspólne wakacje, kiedy nieznane wam przyzwyczajenia partnera traktowaliście z pobłażliwym uśmiechem. Zamieszkaliście razem i… katastrofa! Dla niektórych to już powód do rozstania. Dla innych nauka tolerancji i akceptacji.
Było sielsko. Najpierw randki, na których zachwyciliście się sobą. Potem wspólne wakacje, kiedy nieznane wam przyzwyczajenia partnera traktowaliście z pobłażliwym uśmiechem. Zamieszkaliście razem i… katastrofa! Po odkryciu, że on spędza ponad godzinę w łazience, bo się goli, i rzuca ubrania byle gdzie, a ona potrafi przypalić wodę na herbatę i godzinami gada przez telefon, zastanawiacie się, jak to znieść. Dla niektórych to już powód do rozstania. Dla innych nauka tolerancji i akceptacji. Bo osoby o kompletnie przeciwstawnych charakterach, nawykach i podejściu do życia mogą ze sobą zgodnie mieszkać pod jednym dachem bez awantur i kłótni.
Kiedy po dłuższym byciu ze sobą w związku postanawiacie zamieszkać razem, nie wiecie tak naprawdę, co może was ze strony partnera zaskoczyć. Ba, może nawet nie macie świadomości, że cokolwiek was zaskoczy. Bo przecież znacie się na wylot! Wcześniej widywaliście się przez kilka godzin w ciągu dnia na randkach. Mieliście na sobie najlepsze ubrania, dbaliście o staranny wygląd, słownictwo, ukrycie swoich największych wad, żeby jak najlepiej wypaść w oczach ukochanej osoby. Musicie być przygotowani, że pod jednym dachem nie da się żyć w ten sposób. Prędzej czy później wyjdzie na jaw wasze prawdziwe „ja”, które bywa nieuczesane, bałaganiarskie, leniwe, rozrzutne, beztroskie. Odkryjecie w bliskiej dotąd osobie to, czego w życiu byście się po niej nie spodziewali. Nieuniknione będą dyskusje na ten temat, często kłótnie i awantury. Pocieszające jest to, że wcześniej można się na to przygotować i spróbować zmienić lub zaakceptować przyzwyczajenia partnera.
Weekendowe nieporozumienia
Dobrym sprawdzianem jest wspólny wyjazd na wakacje. Już tam dowiecie się o sobie więcej, będąc ze sobą 24 godziny na dobę. Już wówczas zobaczycie, czy partner ma w walizce porządek, czy też wszystkie ubrania zwinięte w kłębek, czy wyciska tubkę z pastą do zębów jak popadnie, czy od końca, czy lubi spać do południa, czy też wstaje wcześnie i cię pogania, bo jak najszybciej chce rozpocząć dzień. Ania i Jacek po idyllicznym 3-miesięcznym zauroczeniu pojechali na długi weekend do Pragi.
Ania wspomina:
— Podobało mi się, że Jacek był przygotowany do wyjazdu. Miał ze sobą mapy, przewodniki, wymienił wcześniej walutę. Ale kiedy byliśmy na miejscu, musieliśmy zwiedzać miasto według wcześniej ustalonego planu. Układaliśmy ten plan razem, ale dla mnie to było tylko spisanie tych punktów, które uważałam za najważniejsze do zwiedzenia. Tymczasem dla niego był to program do zrealizowania, zero spontaniczności, zero zbaczania w boczne uliczki, gdzie można było poznać prawdziwy klimat miasta, poczuć jego atmosferę. Nie mogliśmy się dogadać, ale nie było jeszcze kłótni. Wybuchła drugiego dnia, kiedy zobaczył, że jem śniadanie w łóżku i zostaną po nim okruchy na prześcieradle. Pół dnia, zamiast wyjść na miasto, straciliśmy na wrzaskach. Pogodziliśmy się w końcu i poszliśmy na kompromis: jeśli będzie coś ciekawego, to zboczymy z trasy, jeżeli będziemy mieć na to czas.
Jackowi wcześniej podobało się, że Ania potrafi cieszyć się drobiazgami, ale przeszkadzało mu, że nie umie dostosować się do ustaleń, które poczynili razem i uznali za najlepsze dla obojga. Ale to nie koniec. Jacek dodaje:
— Wiedziałem, że Ania jest trochę roztrzepana, ale uważałem, że to słodkie. Kiedy jednak wracaliśmy i byliśmy tuż przed granicą, oznajmiła, że nie wie, gdzie jest jej paszport! Straciliśmy godzinę, zanim go znalazła w walizce, w kieszeni spodni. To było dla mnie wprost niewyobrażalne, żeby tak lekko traktować kwestię najważniejszych dokumentów. Ale i tak dobrze, że nie musieliśmy wracać do Pragi, żeby go szukać! Dzisiaj wiem, że mogłoby i tak być.
Podczas wyjazdu przestali widzieć się przez różowe okulary. Zobaczyli, że mają wady. Potem było jeszcze sporo takich wyjazdów, kiedy wzajemnie poznawali się lepiej. Mieszkają razem od 2 lat i nie kłócą się o to, co na początku ich drażniło.
Nie mam w czym ugotować
Dobrze jest odwiedzić rodzinę swojego partnera. Przed pierwszą taką wizytą odczuwasz stres, bo nie wiesz, jak cię odbiorą. To jest ważne, ale ważniejsze, jakie wrażenie oni wywrą na tobie. To w końcu z domu wynosimy najwięcej przyzwyczajeń, a w pierwszej kolejności od rodziców uczymy się tego, jak ma wyglądać związek. Jeżeli w rodzinie twojej drugiej połowy panuje harmonia i partnerstwo między wszystkimi jej członkami, partner będzie unikał kłótni, będzie umiał zaakceptować twoje drobne uchybienia, a jeżeli faktycznie doprowadzać go będą do furii, to w sposób pozbawiony wrogości wytłumaczy, dlaczego ten czy inny nawyk jest dla niego nie do przyjęcia. Sam też będzie umiał pójść na ustępstwo w tym, co ciebie drażni.
Agata zbagatelizowała to, co zobaczyła w domu Mariusza:
— Jego matka cały czas krzątała się w kuchni. Była zaskoczona, kiedy zaproponowałam jej pomoc. Ojciec wtrącił się wtedy, mówiąc: „miejsce kobiety jest w kuchni, a mężczyzn i gości w salonie”. Wspólnie z moim chłopakiem i jego bratem pozwalali, żeby ich mama cały czas skakała wokół nich i im dogadzała, sama prawie nie odpoczywając. Naiwnie sądziłam, że Mariusz tylko podporządkowuje się zasadom swojego domu i że kiedy razem zamieszkamy, to będzie mi pomagał.
Już po tygodniu wspólnego mieszkania okazało się, że to były płonne nadzieje. Agata wszystko musiała robić sama: gotować, sprzątać, zmywać, wynosić śmieci i robić zakupy. Powiedziała „dość”, odbyła z Mariuszem poważną rozmowę i wprowadziła podział obowiązków: jeśli ja gotuję, to ty zmywasz, jeśli ja robię zakupy, to ty prasujesz. Na początku szło opornie. Agata nauczyła się, żeby nic za niego nie robić, choć szlag ją trafiał, kiedy naczynia stały w zlewie już drugi dzień.
Mariusz opowiada o tym tak:
— Kiedyś przyszedłem do domu, pytam Agatę, co jest na obiad, a ona odpowiada, że nic. „Jak to?” - zdziwiłem się, a ona stwierdziła: „Nie miałam w czym ugotować”. Wściekły wyszedłem z domu do najbliższego baru. Następnego dnia było to samo. Musiałem w końcu pozmywać.
Mieszkają ze sobą niecały rok. Określili niemal do perfekcji swoje role w obowiązkach domowych. Ale ciągle drażnią ich inne rzeczy: Mariusza irytuje, że Agata czyta w wannie gazety i potem nie nadają się już do czytania. Zaczął kupować dwa komplety prasy. Ona mu zarzuca, że jest rozrzutny. Ale nie mogą bez siebie żyć.
Rady życzliwych
Nawet nie znając się zbyt długo, można nawzajem odkryć swoje przywary. Przede wszystkim źródłem informacji są znajomi i przyjaciele ukochanej osoby. Zakochani, często idealizujemy partnera i nie widzimy jego wad. Życzliwe rady innych traktujemy z niechęcią, bo wskazują nam rysę na kryształowym wizerunku. Ale kiedy te rady się powtarzają, warto się nad nimi zastanowić. Kiedy ktoś mówi dziewczynie, że jej facet lubi ostro popić, co wydaje się jej ewidentną brednią, bo nigdy nie przyszedł na gazie na randkę, warto zrobić test. Wybranie się na imprezę, gdzie jest dużo alkoholu, dobrze to sprawdzi. Jeśli chłopak nie będzie chciał wracać do domu przed opróżnieniem ostatniej butelki, wiadomo, że potem będą z tym jeszcze większe problemy.
Justyna wiedziała, że Jarek często wychodzi z kolegami na piwo. I nie przeszkadzało jej to aż do chwili, kiedy zdecydowali się na wspólny wynajem kawalerki. Justyna opowiada:
— Chodził z nimi na piwo raz w tygodniu, wracał późno w nocy, kiedy już spałam. Denerwowałam się, że może coś mu się stało, a on tymczasem się upijał. Kłóciliśmy się o to. Tłumaczył, że musi z nimi chodzić, bo taka jest firmowa tradycja. Ale gdy koledzy jednej nocy przynieśli go nieprzytomnego z upojenia, miałam dość. Postawiałam sprawę jasno: albo wracasz o 22 po dwóch, góra trzech piwach, albo to jest koniec naszego związku.
Jarkowi zależało na Justynie, ale nie wiedział, czemu żąda od niego zaprzestania czegoś, co wcześniej akceptowała. Więc znalazła na to sposób. Umówiła się z koleżanką, że spędzi u niej noc, nic wcześniej nie mówiąc Jarkowi. Wyłączyła komórkę. Chłopak wspomina to z wyrzutem:
— Myślałem, że oszaleję ze strachu o nią. Obdzwoniłem wszystkie znane mi koleżanki i jej rodziców. Nikt nic nie wiedział. Przyszła następnego dnia rano i zapytała: „jak się bawiłeś sam w domu?”. Dotarło do mnie, dlaczego oczekuje ode mnie poprawy.
Jarek dostosował się, chodzi z kolegami na piwo rzadziej i nie baluje do późna. Ale i Justyna musiała się zmienić. Rzuciła palenie, bo niepalącemu chłopakowi przeszkadzał zapach dymu papierosowego w domu. Mieszkają ze sobą od półtora roku i w pozostałych kwestiach są raczej zgodni.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze