Zanim zjesz, zrób fotkę!
DOMINIK SOŁOWIEJ • dawno temuBez względu na to, czy umiesz gotować czy nie, twoi znajomi z Facebooka, Twittera i Instagramu muszą wiedzieć, że jesteś na topie, więc każdy posiłek dokładnie fotografujesz tuż przed zjedzeniem. Bo każda, nawet najintymniejsza codzienna czynność, jest dziś kartą przetargową w nieustannej walce o popularność, mierzonej ilością lajków i followersów.
To dobrze czy źle, że nasze osobiste życie chcemy (a może musimy?) prezentować na forum publicznym, budując samoocenę na cudzych (a przez to nie do końca szczerych) opiniach? Pół biedy, jeśli nasza aktywność w mediach społecznościowych sprowadza się wyłącznie do zamieszczania zdjęć posiłków lub linków do ulubionych teledysków. Ale co zrobić, kiedy naszą wizję siebie tworzymy na podstawie tego, co myślą o nas inni? Mówiąc w skrócie: czy nie jest to najkrótsza droga do samobójstwa lub depresji? Psycholodzy biją na alarm: nasza samoocena nigdy nie była tak niska i nigdy nie była tak zależna od opinii innych. Trzeba jednak przyznać, że robienie fotek ulubionym potrawom jest i smaczne, i sympatyczne.
Przyznam szczerze: sam uległem manii robienia zdjęć potrawom – tym samodzielnie przyrządzonym i tym podawanym przez kelnerów. Z jednej strony musiałem np. pochwalić się swoimi zdolnościami kulinarnymi (jestem mistrzem sushi!).
A co chciałem osiągnąć, robiąc fotkę w barze lub restauracji? Pochwalić się piciem kawy ze śmietanką albo jedzeniem tarty? W tym przypadku chodziło mi zapewne o styl życia, dowód na umiejętność wyluzowania się, chilloutu; wreszcie dowód na to, że w ogóle mam czas, by w knajpie usiąść i przez cały dzień sączyć leniwie kawę, przyglądając się pędzącym na oślep ludziom. Innego uzasadnienia nie potrafię, post factum, znaleźć. Dorzucić można jeszcze informację, że np. o siebie dbam, bo kawa, którą piję, jest z dodatkiem odtłuszczonego mleka, a tarta bez boczku, tylko ze szpinakiem i odrobiną sera feta. Nic więcej nie przychodzi mi do głowy. Nie sam fakt wrzucania zdjęcia jest jednak najważniejszy, co ukradkowe zerkanie na ekran telefonu w nadziei, że ktoś wrzuci ciekawą opinię o naszym poście Na szczęście jednak nie tylko ja ulegam sieciowemu ekshibicjonizmowi, który istniał od dawien dawna i istnieć będzie aż do końca internetu. A że sieć ma się dziś całkiem dobrze, nie zapowiada się, by cyfrowi ekshibicjoniści nie mieli nic w przyszłości do roboty.
Chociaż kulinarne fotki to jeden z przejawów naszego egocentryzmu, zdjęcia potraw na Instagramie i Facebooku wpisują się w modę na gotowanie i z całą pewnością zachęcają nie tylko do gotowania, ale i oceniania potraw (nawet jeśli dysponujemy tylko informacjami o wyglądzie jedzenia). Całkiem niedawno w „Wysokich Obcasach” ukazał się felieton Marty Gessler. Znana restauratorka w tekście pt. „Pstryk i smacznego”, stwierdziła:
W epoce Instagramu wyznaczamy nowy rozdział zapisu obrazu. Dzielimy się tym, co na talerzu, pokazujemy zawartość garnka i zapraszamy do stołu. Telefon z aparatem jest jak pierwszy kęs. Najpierw fotka, potem jemy. Czy to wyłącznie cyfropstrykactwo, powszechna rozrywka, czy ważny element współczesności?
Gessler pisze między innymi o tym, że w 2014 roku nowojorscy restauratorzy zastanawiali się, czy nie zabraniać swoim gościom robienia zdjęć potraw (tak zrobiła słynna restauracja „Momofuku”). Jednym z argumentów (bezsensownych moim zdaniem) było to, że klienci, robiąc zdjęcia posiłkom, pozwalają im wystygnąć, czyli obniżają ich jakość (kontrargument: skoro zapłaciłem za jedzenie, mogę wszystko z nim zrobić). Ale jeszcze jeden argument, o którym pisze Gessler:
[…] niektórzy goście, chcąc zrobić fotę z góry swoim talerzom, nie wahają się nawet wejść na krzesło.
Na szczęście jednak znajdują się restauratorzy, którzy – zachęcając do jedzenia i fotografowania ich potraw – organizują warsztaty fotografii kulinarnej, ucząc klientów między innymi tego, by – robiąc fotografię – nie korzystali z lamp błyskowych, które zniekształcają wygląd jedzenia.
I tak w brytyjskim „Daily Mail” znaleźć można 12 porad, dzięki którym możemy zrobić idealną kulinarną fotkę („How to turn your dull food images into Instagram food porn in 12 simple steps”). Oto zalecenia: Po pierwsze, zadbaj o kompozycję fotografii tak, by tło nie odwracało uwagi od jedzenia. Po drugie, zastanów się nad kolorystką zdjęcia; sprawdź, czy nie ma na nim więcej niż 3 kolorów; jeśli tak będzie, twoje zdjęcie skojarzy się internautom z obrazkiem namalowanym przez przedszkolaka. Po trzecie: wynieś swoją potrawę na zewnątrz; naturalne światło najlepiej odda kolorystykę jedzenia. Jeśli fotografujesz warzywa, zastanów się, jak zostały pocięte. „Daily Mail” pisze:
Jeśli gotujesz i chcesz mieć swoich wyznawców, którzy będą zazdrościć ci nie tylko kolacji, ale i stylu życia, przyjrzyj się temu, w jaki sposób tniesz warzywa. Dlatego używaj obieraczki, która tworzy przezroczyste, cienkie paski marchewki i ogórka. Nie korzystaj z kuchennego noża.
A poza tym:
Wyobraź sobie obraz podzielony na dziewięć równych części, utworzonych przez dwie równolegle linie poziome i dwie pionowe. Najważniejsze elementy twojego obrazu powinny być umieszczone wzdłuż tych linii lub na ich skrzyżowaniach. To oddaje poczucia bezpośredniości i energii, nieosiągalnej wtedy, gdy umieścisz jedzenie w centrum kadru.
Nie używaj flesza, uklęknij lub wstań, żeby znaleźć lepszy kadr, nie stosuj zbyt dużej ilości filtrów, stosuj proste, minimalistyczne tło (czasami możesz je rozmyć). A skoro już to wiesz, wybierz się do kuchni lub restauracji i pstryknij najsmakowitszą fotkę życia.
Swoją drogą, w internecie znajdziemy mnóstwo filmików na ten temat:
A może warto do takiej kulinarnej fotografii wmontować nas samych? Przecież musimy udowodnić, że to my, a nie znajomi lub obca osoba skonsumowała potrawę. Może więc w akcie desperacji kupić sobie specjalne urządzenie, dzięki któremu można samodzielnie robić zdjęcia tak, by dokładnie widać było miejsce za naszymi plecami? Wtedy nie tylko będziemy mieli możliwość lansowania potrawy i restauracji, ale i siebie, a to może być dla niektórych internautów ważniejsze niż pstrykanie fotek kawy, ciastka lub niebieskiego makaronu ze szparagami i truflami. Bo przecież nie ma nic piękniejszego niż my sami. Oczywiście jest jeszcze prostsze rozwiązanie. Wystarczy poprosić kolegę lub koleżankę, by zrobili nam zdjęcie wtedy, gdy my pstrykamy zdjęcie naszej potrawie. I tak na stronie internetowej www.pohtpof.tumblr.com znajdziemy mnóstwo fotografii, na których widnieją hipsterzy i hipsterki, robiący zdjęcia swoim posiłkom. Trzeba przyznać, że większość z nich jest uśmiechnięta od ucha do ucha.
Bądźmy więc egocentryczni do granic możliwości, z założeniem, że nasze skupienie na sobie nie będzie źródłem problemów dla innych. Róbmy zdjęcia, ale nie rozpychajmy się przy restauracyjnym stole. Niech nasze fotografie zachęcają nie tylko do gotowania lub wykwintnego jedzenia, ale niech będą również inspiracją do rozwijania w sobie fotograficznej pasji. Lepiej jest zamieszczać w necie fotki kulinarne niż nagie fotografie, które będziemy próbowali skasować kilkanaście minut po ich zamieszczeniu. Poza tym dobre zdjęcie jedzenia przysporzy sławy nie tylko nam. Może jedna fotografia zrobi dobry PR naszej ulubionej restauracji, a my – dzięki temu – otrzymamy roczny bezpłatny karnet na obiady i kolacje? Na pewno warto spróbować!
Na koniec zabawny film: „Azjaci zawsze robią zdjęcia potrawom!”
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze