Zapach z dzieciństwa
MAGDALENA TRAWIŃSKA • dawno temuPrzechowuje się go całe życie, jak rodzinne fotografie w albumach. Przypomina o rodzinnym domu, przyjaciołach, szkolnych latach, beztrosce. Wraz z nim wracają wspomnienia z wakacji, twarze znajomych, szaleństwa, ulubione zabawy. To zapach z dzieciństwa. Każdy ma swój.
Agata (32 lata, Włocławek): zgrabione liście, ognisko i pieczone ziemniaki
– Ilekroć jadę we wrześniu z moim dzieckiem na Mazury, przypominają mi się lata dzieciństwa. Mokry las pachnie tak samo. To z powodu opadających liści i nasiąkniętej wilgocią ściółki. Ten zapach przypomina mi grabienie liści w moim ogrodzie, w rodzinnym domu pod Włocławkiem, gdzie spędziłam najmilsze lata swojego dzieciństwa. Razem z tatą grabiliśmy grządki i budowaliśmy wielką górę liści. Czasem tata pozwalał mi wskakiwać na nią, pod warunkiem że ponownie ją ułożę. Pod liśćmi tata układał ziemniaki. Potem kilka suchych gałęzi, stare gazety i już było wielkie ognisko. Na wystruganych patykach piekliśmy kiełbaski, które skwierczały. Gwoździem programu były ziemniaki. Tata wyciągał je kijem z popiołu, a mama obierała i podawała mi posolone. Już nigdy później nie smakowały mi tak jak wtedy i nie mają nic wspólnego z ziemniakami pieczonymi na grillu.
Beata (40 lat, Poznań): wypastowana podłoga
– Pamiętam jak dziś. Byłam przeziębiona. Nie musiałam iść do szkoły i choćby z tego powodu były to najpiękniejsze chwile dzieciństwa. Leżałam w łóżku, pod pierzyną. Mama donosiła mi herbatę z cytryną i miodem i robiła moje ulubione kanapki. Wszystko to podawała mi do łóżka. Mogłam do woli rysować, czytać ulubione książki. Musiałam być tylko przykryta. Punkt dwunasta słyszałam w radiu hejnał mariacki. To był znak, że za chwilę moja mama będzie pastować podłogę. W naszym domu nie było lakierowanego parkietu, tylko klepka, którą trzeba było pastować dwa razy w tygodniu. Zapach pasty do podłogi i dźwięk froterowania niezmiennie przypominają mi dzieciństwo i błogie niechodzenie do szkoły. Wtedy nieważne było, że leżałam chora… Uwielbiałam ten zapach. Kojarzył mi się z opieką, poczuciem bezpieczeństwa i troskliwością mojej niepracującej mamy. Po pastowaniu podłóg po całym domu rozchodził się zapach kuchennych przysmaków. A to z kolei był znak, że za godzinę będzie obiad. W swoim mieszkaniu mam panele, które odkurzam i myję wodą z płynem. Czasami, jak mnie najdzie ochota, szukam w sklepach chemicznych pasty do podłóg i kupuję ją tylko dla zapachu. Gdy otwieram pudełko, wracają najmilsze wspomnienia.
Justyna (25 lat, Mława): tran, sok z marchwi i maść rozgrzewająca
– Byłam bardzo chorowitym dzieckiem – wcześniakiem. Moje wspomnienia z dzieciństwa to głównie pobyty w szpitalu. Najmilsze były zawsze powroty do domu. Mama gotowała mi moje ulubione potrawy, których nie mogłam jeść w szpitalu. Z dzieciństwem kojarzy mi się zapach soku z marchwi. Marchewka starta na tarce z cukrem lub jabłkiem zimą albo wyciskany w sokowirówce sok – latem. Musiałam jeść marchewkę i pić sok, bo rodzice uważali, że jestem blada i brakuje mi witamin. To za sprawą tej karotkowej diety mam teraz pomarańczowe pięty! Wtedy nie znosiłam marchewki, tak samo jak tranu wciskanego mi siłą do ust po wieczorynce i maści rozgrzewającej, którą mama smarowała mi plecy w soboty, po powrocie z dwugodzinnego spaceru, na wypadek gdyby brało mnie przeziębienie. Teraz tęsknię za tymi zapachami, a kupiona w supermarkecie i starta przeze mnie marchewka nie smakuje już tak samo.
Asia (30 lat, Ciechanów): wilgoć piwnicy i szatkowana kapusta
– Koniec lata zawsze kojarzy mi się tak samo – z kapustą. Do naszego domu przychodził wujek ze specjalną maszyną do szatkowania, którą rozkładał w piwnicy. Dla pięcioletniej dziewczynki była ona monstrualnych rozmiarów. Potem jakiś pan przywoził kapustę na wozie. Mogłam wtedy chwilkę pokarmić konia cukrem i chlebem. Potem biegłam do piwnicy, bo podczas szatkowania kapusty miałam swoje obowiązki – obrywałam brudne i stare kapuściane liście. Główkę kapusty podawałam babci. Ona wykrajała głąb i dzieliła kapustę na pół, a wuj wkładał ją do maszyny, która drobno siekała. Potem babcia przekładała kapustę do drewnianej beczki, soliła, przyprawiała kminkiem i pieprzem. Wuj ubijał ją w beczce. Ja też mogłam to robić wielkim, drewnianym ubijakiem. Zapach kapusty i wilgotnej piwnicy babcinego domu kojarzy mi z dzieciństwem. Szatkowanie kapusty było wydarzeniem, na które czekałam całe wakacje.
Mariola (27 lat, Nidzica): babciny balsam i bez
– Moja babcia lubiła konwalie, maki i fiołki, a najbardziej bez. W maju zawsze pachniało u nas bzem. Moi starsi bracia zrywali go specjalnie dla babci. Zapach wypełniał cały dom. Babcia wkładała sobie małą gałązkę do fartucha i krzątając się w kuchni, wyciągała go co jakiś czas, żeby powąchać. Miała też specjalne domowe sposoby na długą żywotność zerwanych gałązek. Przy babci w ogóle wszystkie kwiaty – i te w ogródku, i te w donicach, i cięte – odżywały. Bez kojarzy mi się z ciepłą dłonią mojej babci, z głaskaniem mnie po głowie i z długimi rozmowami o tym, co dzieje się za oknem. Kolejny zapach z dzieciństwa też należy do niej. Był to jej balsam, którego nazwy nie jestem w stanie sobie przypomnieć. Smarowałam nim jej ciało, gdy leżała w łóżku ciężko chora. To sprawiało jej wielką przyjemność. Pachniał bardzo ładnie i tak intensywnie, że jeszcze dziś potrafię ten zapach wywołać w pamięci. Nigdy jednak nie natknęłam się w sklepie na babciny specyfik do ciała. Minęło wiele lat, zanim zaczęłam szukać go w drogeriach, wcześniej przez myśl mi to nie przeszło. Babcia zmarła, a wszystko, co z nią związane, przywoływało wspomnienia i żal po jej stracie. Pewnie już takiego balsamu nie produkują. Dzień jej śmierci wyznaczył ważny moment w moim życiu – to był koniec dzieciństwa. Zdałam maturę i wyjechałam w świat, na studia. A w Warszawie już nigdy nie było tak jak w rodzinnym domu, z babcią.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze