Jak żyć z ponurakiem?
ŁUKASZ ORBITOWSKI • dawno temuPonury człowiek jest łatwy w obsłudze, wymaga mądrego podejścia i odrobiny serca. Najgorszym, co partnerka może uczynić, jest próba zwalczenia ponuractwa. To działanie skazane jest na klęskę i grozi rozpadem związku, jak zawsze, gdy stajemy przed problemem niemożliwym do rozwiązania. Ona się złości, bo jej wysiłki idą na marne, on klnie, gdyż nie może sprostać oczekiwaniom. Jedynym sposobem jest zaakceptowanie owej ponurości. Życie z ponurakiem nie musi być ponure.
Czasem myślę, że jestem najsmutniejszym człowiekiem na świecie. Moja ponurość jest tak wielka, że staje się bezbrzeżnie śmieszna.
Kiedy ktoś roztacza przede mną jakieś plany życiowe, natychmiast szukam słabych punktów i potrafię wykazać, że każde zamierzenie wprowadzone w fazę czynu zawali się w ciągu kwadransa. Kolumb po rozmowie ze mną poszedłby w dzicz szukać pocieszenia u wilków, a nie płynął do Ameryki. Edison spędziłby życie w ciemności, a bracia Wright nigdy nie oderwaliby się od ziemi. Mógłbym, w najgorszym razie, doradzać rycerzom podczas krucjat oraz szalonemu doktorowi, produkującemu atomowych nadludzi w swojej szopie.
To samo dotyczy życia. Na wakacjach, wpatrzony w Adriatyk rozmyślałem o mordach i rzeziach, rozgrywających się nieopodal, w bliskiej przeszłości, a zawleczony na obiad zachodziłem w głowę, czy jedzenie przypadkiem nie jest zatrute. W tym ostatnim przypadku miałem zresztą rację.
Powyższe, niezdarne próby opisania własnej ponurości nie należą do doskonałych. Po prawdzie, ledwo dotykają istoty rzeczy. Wyobrażam sobie świat na podobieństwo jaskini platońskiej, pełen złośliwych cieni. Wszystko jest senne i osuwa się w nicość.
Bynajmniej nie użalam się nad sobą, a wręcz przeciwnie: ponurość wewnętrzna, ten świat czarny jest okazją do wielu wesołych obserwacji. Bawię się nim nieustannie, obracam przed oczyma i gęba mi się śmieje do tych wszystkich czarnych plam i półcieni. Są naprawdę cholernie zabawne, a jeśli coś psuje mi szczęście mej własnej ponurości to tylko bolesna świadomość, że innym może być ze mną daleko mniej wesoło, niż mnie ze sobą samym.
Tymczasem, życie z ponurakiem wcale nie musi być ponure. Często jest wprost przeciwnie.
Ponury człowiek jest dość łatwy w obsłudze, wymaga mądrego podejścia, odrobiny serca i niczego więcej. Pierwszym, co partnerka ponuraka musi przyswoić, jest zgoda na własną bezsilność. Nic od niej nie zależy, niestety. Gdy przyglądam się własnej ponurości, swemu bezbrzeżnemu smutkowi nie znajduję dla niego żadnej konkretnej przyczyny. Nawet perspektywa starości, śmierci bolesnej nie bardzo tutaj pasuje. Gdybym musiał coś wskazać, padłoby na sam charakter życia w całej jego ciągłości, konkretnie wędrówkę od pełni ku nicości. Mówiąc wprost, najpierw mamy zdrowie, marzenia, przyjaciół, potem to wszystko zostaje nam wydarte po kawałku. Tylko, że nawet ta prawda nie może być przyczyną ponuractwa, tak samo jak nikt o zdrowych zmysłach jedząc pyszny posiłek nie martwi się, że niedługo talerz będzie pusty.
Po prostu tak się nam, smutasom, zdarzyło. Jesteśmy ponurzy niczym nędzarz na pogrzebie filantropa. I tyle. Jedynym, co przychodzi mi do głowy, jest genetyczne uzasadnienie ponuractwa. Ponurak miał ponurych przodków, a podczas płodzenia potomstwa towarzyszy mu uczucie melancholii.
Najgorszym, co partnerka może uczynić, jest próba zwalczenia ponuractwa. Ten rodzaj działania skazany jest na klęskę i grozi nawet rozpadem związku, jak zawsze, gdy stajemy przed problemem niemożliwym do rozwiązania. Zarazem, rozumiem jak trudne jest przyjęcie takiej wycofanej postawy.
Bo tak. My, ludzie mamy zwyczaj brania wszystkiego do siebie. Pytając o cudzy smutek, lubimy szukać przyczyny w sobie. Partnerka może błędnie uznać, że nie jest dość dobra, czuła i kochająca, ewentualnie oferuje życie zbyt monotonne, by chłop zdołał nim się uradować. Zaczyna się cyrk: dziewczyna próbuje rozweselić swojego nieszczęśnika, podsuwa atrakcje, same w sobie przyjemne lecz zupełnie bezwartościowe ze względu na cel, który im przyświeca. Smutku na dłuższą metę nie da się zwalczyć, niestety.
Co przynosi taka sytuacja, taka inwazja dobra? Początkowo smutas reaguje życzliwie i nawet włącza się w przyjemne aktywności. Trzeba tu dopowiedzieć, że ponuractwo nie wyklucza radowania się życiem. Po prostu cieszę się na swój smutny sposób, jak paradoksalnie by to nie brzmiało. Próby zmiany stanu wewnętrznego nieodmiennie kończą się klęską. Oto ponurak – ja na ten przykład – doświadcza rozlicznych dóbr, nie prowadzących jednak do żadnej, najmniejszej nawet zmiany. Partnerka takich najwyraźniej oczekuje, smutas bardzo chciałby się wykazać w tym kierunku. Co z tego wynika? Ano, frustracja dubeltowa.
Ona się złości, bo jej wysiłki idą na marne, on klnie, gdyż nie może sprostać oczekiwaniom. Przypomina to nieco sytuację, kiedy podczas miłosnych uścisków zawodzi męska hydraulika. Nic dobrego z tego nie wyniknie, uwierzcie mi.
Jedynym sposobem na życie z ponurakiem jest zaakceptowanie owej ponurości. Skoro nikt nie jest jej winien, to nikt też jej nie przegna i nie należy szukać winnych. Ona po prostu jest, zadomowiła się i zostanie, jest jak wzrost i kolor oczu. Żadne szkła i koturny tego nie odmienią.
Zamiast tego warto koncentrować się na zaletach ponuraka. Myślę o nich z lubością, gdyż są to również moje zalety. Smutas najczęściej jest obdarzony zgryźliwym, lecz świeżym poczuciem humoru, które wybucha z rzadka, lecz w odpowiednich sytuacjach. Smutek wewnętrzny, nie zakorzeniony w niczym poza człowiekiem, pozwala doskonale znosić inne rodzaje smutków. Taki miglanc z nosem programowo zwieszonym na kwintę postawiony przed problemem do rozwiązania, jakąś trudnością, zmartwieniem, zwykł reagować żywiołowo, a nawet radośnie. Dzieje się tak dlatego, że zyskuje możliwość zmierzenia się z czymś, co – w odróżnieniu od smutku wewnętrznego – może zwalczyć. I zrobi to. Jak nie on, to kto?
Dlatego ponuracy są nieocenionym wsparciem podczas rozstań, rozwodów, chorób i bezrobocia.
Na koniec, jako człowiek bezbrzeżnie wręcz smutny, pragnąłbym zostawić jakiś weselszy akcent. Wydaje mi się, że życie z ponurakiem ma wiele jasnych odcieni. Da się wytrzymać.
W końcu mógł się trafić wesołek, a to jest dużo gorsze.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze