Nasza niezdrowa rzeczywistość nas w ciągu dnia dobija, by się nam nocą objawić w formie jakże przyjemnej (“sen, sen, mój lepszy dzień” wzdycha Laodamia w dramacie antycznym Wyspiańskiego), chyba, że ktoś z Państwa miewa koszmary, to przepraszam.
Pomińmy, o koszmarach za chwilę będzie, zatem, kto ma słabe nerwy, niechże dalej nie czyta, albo od razu przejdzie do pocieszającej puenty. Jak Państwu doskonale wiadomo, już Egipcjanie mieli sny i stworzyli nawet – zachowany do naszych czasów – sennik egipski, w którym na pierwszym miejscu stoi: samochód śnić – wygrana w totolotka, i choćby z tego powodu jest on mało przekonywający i kierować nim należy się wyłącznie gwoli rozrywki, bądź też w przypadkach skrajnego zdeterminowania niemożnością wytłumaczenia sobie snu nader skomplikowanego, ehk, hmmm, przepraszam, muszę się zdrzemnąć, by myśli skołatane odświeżyć.
Przyśniło mi się razu jednego, że mi własna moja macierz ucina głowę. Osobom postronnym wyjaśniam, że mateczka moja jest osobą niezdolną skrzywdzić muchy, cóż – kiedy we śnie podchodzi do mnie z piłą i mówi, że to za karę. Za jaką karę, pytam się i czemu aż piłą? Ano, powiada (a było to w ciężkim PRL-u), spożyłaś cudem zdobyty, w kolejkach wystany wyrób czekoladopodobny, nie zostawiając ani kruszynki dla brata (faktycznie spożyłam i nie zostawiłam) i wykonanie tej bądź co bądź bolesnej operacji piłą na twojej głowie (szyi?) jest rzeczą konieczną. Już czuję, że tu Państwo mają na myśli Freuda teorię snów, podświadome wyrzuty sumienia (świadomych jakoś nie miałam), a ja Państwa zaskoczę, bo chodziło o filozofa Kanta, dla którego sny miały swoje źródło w żołądkowych dolegliwościach śpiącego, czyli w moich, bo mnie po tej cholernej peerelowskiej czekoladzie rozbolał brzuszek. Dlaczego mateczka chciała mnie pozbawić innej części ciała? Tu przechodzimy do kolejnej interesującej kwestii: w snach nam się wszystko myli i to niekoniecznie na naszą korzyść. Ostatnio mi się przyśniło, że dostaję premię, do głowy mi nie przyszło sięgać do sennika, walę od razu do naszej księgowej, a ona, że nic podobnego. W takim przypadku przekleństwo “obyś się nigdy nie obudził” wcale nie jest takie złe, pod warunkiem oczywiście, że nam nasza podświadomość pozwoli we śnie z tą premią wyczyniać, co nam się żywnie podoba. Byle te czynności nie były zbyt ekspansywne i nie wchodziły w czyjąś – całkiem realną – przestrzeń życiową.
Bo, proszę Państwa, najgorsze jest to, że im bardziej interesujący mamy sen, tym mniej – spodziewam się – interesująco wyglądamy dla otoczenia. Śni mi się kiedyś na ten przykład, że sobie latam i jest mi z tym szalenie przyjemnie, rozpościeram ręce, krzyczę z radości (a trochę – przyznajmy – ze strachu, że tak wysoko i zaraz spadnę), jest bardzo fajnie, ale tylko dla mnie, bo okazuje się, że wbiłam otoczeniu palec w oko, a piętę w kręgosłup, ponadto przeraziłam otoczenie swoim nienaturalnym zachowaniem, obudziłam otoczenie i otoczenie przez mnie nie wyśpi się i w efekcie zapewne spóźni się do pracy.
W ten oto sposób dochodzimy do końca naszych rozważań. Na końcu naszych rozważań znajduje się budzik, jako element niezbędny do powrotu ku niezdrowej rzeczywistości.Jak kromka z masłem zawsze spada na stronę z masłem, tak budzik zawsze dzwoni w momencie strategicznym. Państwo mnie nie pytajcie, co też to takiego ten moment strategiczny; jaka strategia, taki moment. Generalnie jest to moment, w którym śni nam się na przykład, gdzie nasz pradziadek zakopał złoto i tym podobne. Jest to szczególnego rodzaju sprzężenie budzika z naszym mózgiem i węszę tu jakiś podstęp.
A ja Państwu życzę, by Wam budzik zadzwonił w chwili, gdy śni Wam się, że Lepper dochodzi do władzy. Dobranoc.